Studiowałam na trzech uczelniach a dopiero jutro po raz pierwszy w życiu wybieram się na Otrzęsiny organizowane przez Samorząd Studentów. Zdaję sobie sprawę z tego, że "otrząsają" się głównie studenci I roku studiów licencjackich, ale może i znajdzie się ktoś z I roku studiów magisterskich. Reprezentacja władz DSM i nie tylko będzie. Dzisiaj po południu wstępnie się umówiliśmy.
Spotkania ze studentami na gruncie imprezowym są dosyć ciekawe poznawczo, gdyż widzimy się w zupełnie innym otoczeniu niż sala wykładowa, ewentualnie korytarz w gmachu G czy A. Pamiętam jedno takie spotkanie w pewnym klubie w czasach moich doktoranckich, kiedy to student na pół sali zasalutował "dzień dobry pani magister, co ciekawego było na ostatnich zajęciach?", chowając za siebie piwo (nie wiem dlaczego - przecież miałam swoje i na pewno bym mu jego nie zabrała). W każdym razie sala się usztywniła i na moment zastygła (może również obawiała się o swoje trunki?).
Drugie spotkanie na szczycie pamiętam również z czasów dawniejszych, kiedy funkcjonował jeszcze SHP, a ja miałam z nim zajęcia z Socjologii. Podczas jednego ze Świąt SGH w klubie "Park" kilka osób z SHP przedostało się na imprezę, która wówczas była chyba tylko dla pracowników Uczelni. Studenci zdawali się być zaciekawieni, a nawet zafascynowani tym, co robią pracownicy naukowi i inni na takiej imprezie - np. że tańczą, albo rozmawiają ze sobą na luzie. Faktycznie, jeżeli znamy kogoś służbowo może nas dziwić ta sama osoba w cywilu. Zwłaszcza, jeżeli tańczy...
Potem - chyba ze względu na stopniowo dające się we znaki różnice generacyjne - drogi imprezowe moje i moich studentów/absolwentów zaczęły się rozchodzić. Zaliczyłam pub z dwójką byłych studentów i gościnnie jedną imprezę mieszkaniową u byłej studentki (to chyba była jej próba na mnie - myślę, że zdałam, bo od początku listopada wspomagać nas będzie w pracach w DSM). Takie spotkania są zawsze specyficzne w tym sensie, że gdzieś tam w tle zostaje stara relacja student-wykładowca, nawet jeżeli na gruncie towarzyskim jest swojsko i egalitarnie.
Pod tym względem na Otrzęsinach będzie jeszcze inaczej, bo tam my przychodzimy jako przedstawiciele władz. Czyli część z Was będzie zerkać i nas obserwować, a my będziemy tego mniej lub bardziej świadomi (jeżeli bardziej - może nawet się zdarzyć, że będziemy sztywni). Stąd najpewniej usiądziemy (jak będzie gdzie) we własnym gronie. Ale to absolutnie nie znaczy, że jesteśmy zamknięci na interakcje. Po prostu mamy trochę inną rolę do odegrania. Jedyne dobre jest to, że nikt nas nie będzie otrząsał...
skąd wiesz, że nie? :-)
OdpowiedzUsuńPragnę przypomnieć, że na otrzęsiny wypada się przebrać...
OdpowiedzUsuńw naszym wieku wystarczy zmyć makijaż ;-)
OdpowiedzUsuń