5 wrz 2016

Po drugiej stronie okienka, cz. 2

W dniu dzisiejszym uruchomiony został blog kolejnej kadencji władz dziekańskich Studium Magisterskiego (2016-2020) dostępny pod adresem:

http://takdladsm.wordpress.com
http://dziekanat.waw.pl 

i prawie o tej samej nazwie: "Po drugiej stronie okienka", cz. 2.

Blog obecny kadencji minionej (2012-2016) pozostanie tu jako archiwum i pamiątka.


29 sie 2016

I tak minęło 7 lat!

Lada dzień rozpoczną się zmiany w DSM.. O pierwszej pisze dr Magda Szybiak, która... no właśnie, która sama opowie, co i jak:
 
Z dniem 31 sierpnia 2016 r. kończę pracę w Dziekanacie Studium Magisterskiego SGH. Na blogu dziekanatowym swoją obecność zaznaczałam nieczęsto, głównie przy okazji publikacji informacji dla studentów wyjeżdżających z DSM na wymiany studenckie oraz przy okazji kolejnych edycji rejestracji do ACCA Accelerate. Dziś pojawiam się tu z podsumowaniem, ze słowami pożegnania i podziękowania dla Zespołu, z którym i w którym pracowałam równo 7 lat. 

Do pracy w Dziekanacie przyjął mnie Zespół Dziekański poprzedniej kadencji i Pani Kierownik Barbara Kraszewska. Początki w Dziekanacie były trudne – wypisywanie indeksów (wtedy jeszcze obowiązkowych), roznoszenie prac do recenzji… Od października jednak dostałam ważniejsze i ambitniejsze zajęcie – „usiadłam na okienku” – jak to się mówi w naszym żargonie. Od początku zostałam rzucona na głęboką wodę: ówczesna Pani Dziekan, prof. Joanna Plebaniak, przydzieliła mi stanowisko do obsługi studiów prowadzonych w języku angielskim (raczkujących, bo reprezentowanych tylko przez jeden kierunek, International Business). Ponad te obowiązki zostałam jednak szybko wciągnięta w sprawy związane z zamkniętym Studium Zaocznym, którego niedoszli absolwenci (bez egzaminu) musieli obronić się już w Studium Magisterskim. Oznaczało to między innymi pracę w soboty – całe dnie obsługi komisji egzaminacyjnych, prowadzących obrony dla tych studentów. Do tych obowiązków z czasem doszła również obsługa sekretarska Dziekana, a za tym wiele wiele pism w sprawach trudnych i delikatnych, wymagających taktu i dyplomacji. 

Kolejna zmiana nadeszła wraz ze zmianą kadencji. Nowy (jeszcze obecny) Zespół Dziekański, rozpoczął pracę od aktualizacji stron internetowych, w tym strony dla studentów kierunków anglojęzycznych (które w tym czasie rozmnożyły się do dwóch). Pierwsze miesiące to zatem intensywne tłumaczenie i publikacja treści, pod okiem Pani dr Doroty Podedwornej-Tarnowskiej. Do tego doszły kolejne usprawnienia: przejęcie obsługi wszystkich studentów wyjeżdżających (odciążenie opiekunek toku), kontakty z Działem Programów Międzynarodowych, uporządkowanie spraw związanych z Programami Podwójnych Dyplomów (nowe procedury, zmiany informatyczne), a z czasem również spraw studentów przyjeżdżających do SGH. Z myślą o cudzoziemcach udało mi się również wygospodarować czas na spotkania informacyjne dla nowych naborów, które prowadziłam we wsparciu Koordynatorów obu kierunków, pp. prof. Anny Karmańskiej i prof. Ewy Freyberg. Doświadczenie i wiedzę, a także pomysły na dobre praktyki, wprowadzane w SGH, niezbędne do pracy na nowym stanowisku zebrałam dzięki „wysyłaniu” przez Panią Dziekan, prof. Magdalenę Kachniewską (a później już „się” i z własnej woli) na szkolenia, organizowane przez FRSE oraz wyjazdom na Staff Training Weeks. 

Od 2013 roku zaczęłam również prowadzić projekt EMLE, unikatowy i prestiżowy w skali kraju program edukacyjny z zakresu prawa i ekonomii. Poza obsługą projektu stanowiłam wsparcie administracyjne dla Kierownika, dr Jarosława Bełdowskiego. Jednym z niewątpliwych sukcesów w projekcie były dwie Szkoły Letnie, jedna w 2015 r. w sierpniu (SGH gościła około 30 uczestników z Izraela), druga - dopięta już na ostatni guzik - we wrześniu br., której owoce będą już zbierać inni. Jak trudne i odpowiedzialne były to 3 lata wiedzą i rozumieją ci, którzy prowadzili kiedyś projekt unijny w SGH… 

Od tego czasu zostałam również obdarzona funkcją Sekretarza Komitetu Sterującego współpracą między SGH a EY, w zakresie prowadzenia studiów Finance and Accounting. Dla potrzeb projektu ACCA Accelerate reprezentowałam Szkołę w czasie podpisywania kolejnych aneksów oraz składania wniosku do KA2 Strategic Partnership. 

Wszystko to jednak nie udałoby mi się bez wsparcia najważniejszych osób, z którymi współpracowałam przez te lata. Tych, którym zawdzięczam najwięcej, wymieniłam w tym podsumowaniu z imienia i nazwiska. Bez wielu innych, których nie wymieniłam, nie załatwiłabym najmniejszych codziennych spraw. Bez życzliwości, wsparcia i dobrych rad, bez zaangażowania i pomocy nie udałoby się prawie nic. Bardzo Państwu wszystkim za te lata dziękuję. 

dr Magda Szybiak

3 lip 2016

Lipcowa "majówka"

Dziekanatowa majówka miała się odbyć już 4 lata temu - na początku kadencji 2012-2016. Może za mało determinacji włożyliśmy w jej organizację, a może na początku kadencji wszystko było takie nowe, że słabo szły nam przygotowania - dopiero zakończenie kadencji zmobilizowało nas ponownie do dzieła.

Te cztery lata nauczyły nas wszystkich bardzo, bardzo dużo. W szczególności mnie :-) Z pozycji wykładowcy, który wiecznie pomstuje na nieudolność administracji i ma tysiąc wskazówek dla dziekanatów - odebrałam solidną lekcję pokory widząc, ile pracy i starań pompują w Szkołę pracownicy wiecznie niedoinwestowanego dziekanatu. W możliwie staranną obsługę studentów, w oparciu o nader skromne rozwiązania informatyczne, w warunkach przepełnienia jednych kierunków i marnowanego potencjału innych, borykając się z niską dyscypliną pracy wykładowców.

Chyba przydałoby się, żeby każdy wykładowca poterminował trochę na stanowisku dziekana i przyjrzał bliżej, jak wygląda gaszenie pożarów, kiedy w ostatniej chwili odwoływane są obrony, wykłady, egzaminy, a dla równowagi w nieskończoność odkładane jest złożenie protokołów albo obiecywane tygodniami spotkanie ze studentami. 

Aż trudno uwierzyć, że pracownicy DSM zachowują nadal tyle pogody ducha i cierpliwości - wiem, że zaraz poderwie się ten i ów student, który akurat wysłuchał opryskliwej odpowiedzi, albo wyczekiwał zbyt długo informacji, o którą prosił kilkakrotnie. Ale też wiem, ilu z Was po obronie pamięta jednak o podziękowaniu i zagląda do DSM na chwilę rozmowy ze swoją asystentką toku. I wiem, ile wtedy jest wspólnej radości i satysfakcji :-)

Ostatnia sobota pozwoliła nam wszystkim urwać się na chwilę z Warszawy, z myślenia o pracy i obowiązkach. Trzydziestostopniowy upał okazał się całkiem znośny nad jeziorem, a zarazem zgubny dla mojej fryzury i kreacji, które nie mogły wygrać w konkurencji z wodą. Wybaczcie więc, że na zdjęciu najmniej dziekańsko wygląda pani dziekan - szczególnie w zestawieniu z największymi gwiazdami tego wspaniałego popołudnia ;-)

Organizacja przedsięwzięcia wymagała sporej koordynacji wysiłków, więc była testem na wydolność zespołu. Wyczyny kulinarne wbrew pozorom nie były zastrzeżone dla pań, bo pieczyste (a ściślej "gryliste") ogarnął z wielkim kunsztem Pan Dziekan Matusewicz. Podziw i wdzięczność należą się na pewno Pani Kierownik Katarzynie Zając i Pani mgr Magdzie Tomaszewskiej, które w tym upale zadały sobie trud zabezpieczenia oprawy cukierniczej.

Jednak uroki przyrody i kuchni w pewnej chwili ustąpiły całkiem nowym, dotychczas nieodkrytym, talentom zespołu DSM. Otóż zbliżające się rozstanie (z końcem sierpnia kończy się ostatecznie bieżąca kadencja) stało się pretekstem do obdarowania ustępujących (pro)dziekanów niezwykłymi pamiątkami. I nie były to kryształowe wazoniki, dostojne broszki ani pamiątkowe zegarki, tylko prezenty na miarę ułańskiej fantazji pracowników DSM.

Pozostawię prodziekanom frajdę pisania o ich upominkach. Ja dostałam prezent, jakiego żaden dziekan świata na pewno nigdy nie dostał: samolot wykonany techniką origami, nad którym w tajemnicy przede mną pracowali wszyscy pracownicy, składając setki elementów, z których ostatecznie powstał "mój" dwupłatowiec. W tej pracy było wszystko: zaangażowanie w projekt, który musiał powstać do 2 lipca, żmudna, mrówcza praca, ale przede wszystkim mnóstwo serca i wiedzy o moich pasjach i marzeniach. Obawiam się, że po czymś takim nie pozostaje mi nic innego, jak zrobić wreszcie licencję pilota!

Nie wiem, czy byłam bardziej dumna, czy wzruszona, ale niewątpliwie to szczęście, że miałam okulary przeciwsłoneczne, za którymi mogłam się chować. I tak, jak cieszę się z opuszczenia gabinetu dziekańskiego, bo nie czułam się dobrze w roli uczelnianego policjanta - tak rozstanie z moim zespołem będzie niewątpliwie przyczyną łez.

Optymistycznie natomiast należy zauważyć niezwykłe talenty, które przejawiły się także (niestety w formie szczątkowej) w zdobywaniu sprawności wioślarskiej. Pełnej doskonałości w tym względzie nie osiągnięto, więc wyjazdy trzeba będzie powtarzać. Oby częściej niż raz na 4 lata ;-)

23 cze 2016

Jak zwykle problem z "dziekanatem"

Myślałam, że uda mi się poprzestać na korespondencji mailowej, ale mamy znowu do czynienia z epidemią zapytań, więc chyba łatwiej będzie zamieścić wpis na blogu licząc na wirusa marketingowego ;-)

Tym razem rzecz dotyczy przedmiotów, na których poza wykładami obowiązują ćwiczenia. Studenci i wykładowcy, którzy śledzą blog w miarę systematycznie wiedzą od dawna, że w bieżącym semestrze dostosowano system protokołów elektronicznych do wymagań Ustawy o szkolnictwie wyższym (a ta zakłada m.in. dokumentowanie wszystkich osiągnięć naukowych studenta - a w tym ćwiczeń). 

Wykładowcy prowadzący ćwiczenia otrzymali w tej kwestii dwukrotnie informację na indywidualne skrzynki mailowe: najpierw o zmianie, jak nastąpi w tej sesji, a potem także obszerny załącznik z instrukcją co klikać, a czego nie klikać.

Instrukcja wydawała mi się niepotrzebna, bo wybór między "zaliczenie ćwiczeń" a "ocena z wykładu" wydaje się mało skomplikowany, ale jak pokazuje sgh-owa praktyka każda zmiana jest wyzwaniem.

Dlatego proszę wszystkich studentów, którzy mieli w tym semestrze ćwiczenia, żeby zerknęli do WD, czy ich prowadzący poradzili sobie z tą skomplikowaną sztuką. Jeśli ocena widnieje w niewłaściwej kolumnie, to proszę o sygnał na adres dsm w domenie sgh.waw.pl, z podaniem sygnatury przedmiotu i nazwiska prowadzącego - nie widzę innego wyjścia jak ponowna wizyta w DSM i wypełnienie WD pod czujnym okiem sekretarki, która w odróżnieniu od profesorów musi umieć wszystko ;-)

Jeżeli ktoś z Państwa już wcześniej podjął kontakt z wykładowcą i usłyszał, że "to pewnie jakiś błąd informatyczny" lub "to pewnie coś tam znowu w dziekanacie" - to proszę spokojnie i tak zgłosić problem na adres dsm. W przeciwnym razie mogą się Państwo nie doczekać poprawienia oceny w WD. Na pociechę dodam, że zdecydowana większość wykładowców poradziła sobie z wyzwaniem i nawet nie zauważyła problemu ;-)

W pogoni za średnią

Z praktyki dydaktycznej wiem, że coraz rzadziej studenci proszą o podwyższenie oceny końcowej. Obecnie na około 150-200 osób co semestr zdarza mi się to raz, albo dwa. Być może stawiam tak dobre oceny, że nie trzeba wnosić o podwyższenie (choć studencki Niezbędnik wyboru wykładowców temu przeczy), może i tak i tak przy obecnym przeliczniku ocen na dyplomie dobremu studentowi wyjdzie najpewniej 4.5, a może udało mi się zaasekurować, podkreślając że oceny wstawiłam już do WD, a protokoły zamknęłam. Tego nie wiem. Co ciekawe, ta jedna, dwie osoby to często studenci, którym zabrakło niewiele do oceny wysokiej, albo najwyższej, a nie ci, którzy dostali 2.0. Każdorazowo argumentem zatem jest średnia, która potrzebna jest do uzyskania stypendium, albo do dyplomu końcowego. 

Nauczyłam się nie mieć wyrzutów sumienia w związku z tym, że właśnie przez mój przedmiot (czyt.: przeze mnie), ktoś „traci” stypendium. Prędzej lituję się w przypadkach, gdy student przedmiotu nie zaliczył, a ma mieć lada moment obronę pracy licencjackiej (pod warunkiem, że wykazywał przez semestr jakiekolwiek zainteresowanie tym przedmiotem). Lata doświadczeń nie zmniejszyły jednak mojego zdziwienia w dwóch stosunkowo świeżych przypadkach. Oba dotyczą majstrowania przy przedmiotach przy absolutorium. 

Zasada jest prosta, choć bym na nią sama nie wpadła. Student zliczył sobie średnią ocen przy absolutorium, uznał, że brakuje mu kilka dziesiętnych (setnych?) do wyższej oceny na dyplomie i że warto z tym coś zrobić. Jako że miał nadwyżkę ECTS z poprzednich semestrów obliczył, że można by wykreślić mu z absolutorium kilka przedmiotów, tak aby nie zaniżały średniej końcowej. W drugim przypadku, tym razem studentka, w tym samym celu, zawnioskowała o usunięcie większości przedmiotów z wymiany międzynarodowej (w tym wypadku oznaczałoby to najpewniej dodatkowo konieczność zwrotu całego stypendium, skoro była na wymianie, na której nie była…). 

Na tym tle w zasadzie nie zdziwiła mnie inna studentka tym razem ze studiów licencjackich, która – jak się właśnie okazało – nie zaliczyła ani socjologii ani filozofii, więc nie może podejść do wyznaczonej obrony. Poprosiła nie tylko o możliwość dopisania jej do zajęć (skończyły się kilka tygodni temu), zorganizowania terminu zaliczenia (najlepiej do środy, bo potem wyjeżdża), ale także o opisanie jej, co działo się na moich zajęciach, aby mogła się przygotować. Dobrze, że chociaż zadeklarowała, że napisze sama egzamin. Choć nie wiem jak będzie, bo w końcu jednak odmówiłam.

15 cze 2016

W imieniu

Póki co działają Państwo znacznie częściej „w imieniu” niż w np. „w imię” i to właśnie odmianom tego pierwszego chciałabym poświęcić niniejszy wpis. Działają Państwo „w imieniu” w dwóch zasadniczych formach – 1:1 i 1:X. W pierwszym przypadku jedna osoba działa w imieniu jednej osoby, w drugim – jedna deklaruje, że reprezentuje interesy wielu osób. Obie formy bywają problematyczne: 

Forma 1:1 wymaga w niektórych przypadkach notarialnego upoważnienia (dotyczy to np. odebrania dyplomu), w niektórych w zasadzie nie jest możliwa (np. wizyta mamy na dyżurze dziekańskim, która martwi się o postępy w nauce swojego syna i liczy, że uzyska informacje na zasadzie wywiadówki w szkole, chyba że pełnomocnictwa udzieli mamie pełnoletni student), a w innych zupełnie niepotrzebna (nie ma np. potrzeby posiadania pełnomocnictwa, aby wrzucić podanie do skrzynki jako posłaniec– choć, proszę mi wierzyć, i taki przypadek się zdarzył). Pełnomocnictwo może być ogólne lub szczegółowe, ale zakładam, że to wiedzą Państwo lepiej ode mnie z wykładów z prawa. 

Forma 1:X jest o tyle problematyczna, że najczęściej opiera się na deklaracji. Piszą Państwo do Dziekanatu „w imieniu studentów”, a czasami nawet „w imieniu wszystkich studentów”. Problem polega jedynie na tym, że ci inni studenci mogą nie być tego świadomi… Innymi słowy, jeżeli widzę podanie: „w imieniu studentów kierunku FiR…” nie tylko nie wiem, ilu studentów (Dwóch? Dwunastu? Dwustu?...), ale również jakich studentów. Wiem, że występowanie w formie 1:X daje większą siłę, ale jest to tylko siła pozorna. Nadal nie wiem, co kryje się pod X. Właśnie m.in. (acz niewyłącznie) z tego powodu jedno podanie nie doczekało się pozytywnej decyzji – złożył je student w imieniu „wszystkich studentów”, a dotyczyło przesunięcia realizacji przedmiotu prowadzonego przez wykładowcę zewnętrznego. Przypuśćmy, że zgodzilibyśmy się na to. Wówczas jednak dowolny inny student z tej grupy, twierdzący, że pełnomocnictwa nie udzielał, nadal zachowuje prawo do zrealizowania tego przedmiotu w pierwotnym terminie. W efekcie mamy dwa identyczne kursy (i podwójny koszt dla szkoły). 

Oczywiście w obu przypadkach są stosunkowo proste rozwiązania. W pierwszym najlepiej upewnić się, czy i jaka forma pełnomocnictwa jest wymagana, a w drugim – pozbierać podpisy zainteresowanych osób. Wówczas faktycznie będą Państwo działać w imieniu, a przede wszystkim zwiększą szansę na rozpatrzenie sprawy.

7 cze 2016

Zwykle sk*%^#, czyli (jak zwykle) nasza wina

Zastanawiałam się przyznaję krótko, ale jednak, czy napisać ten tekst, ale uważam, że warto. Inspiracją do niego był jeden z wpisów naszych studentów na grupie studenckiej, ale jednak publicznej, który pozwolę sobie zacytować (jeżeli autor wpisu uważa, że naruszyłam jego prawa autorskie, proszę o informacje – na jego wniosek mogę go uzupełnić o dane osobowe): 
Witajcie - Czy macie jakieś wcześniejsze doświadczenia z podobnym komunikatem? Mam wrażenie, że to jest zwykłe sk*******stwo zważywszy na fakt, że wcześniej byłem w ścisłym kontakcie z dziekanatem i nikt na początku mnie nie informował o takiej ewentualności...
Gwiazdek oczywiście we wpisie nie było. Dodałam sama. Jako że dotyczy to studiów magisterskich, tym bardziej zaczęłam czytać dalej. W końcu – co trzeba przyznać – zdarza się nam popełniać w dziekanacie błędy, które czasami można by było szybciej naprawić, chociażby przez zwykłe CC do prodziekana maila wysłanego do asystentki toku. A wracając do przedmiotowego wpisu, dalej jest cytat najpewniej z maila właśnie Asystentki toku: 
"Musi Pan wybrać przedmioty tak, żeby zadeklarować odpowiednią liczbę punktów ECTS. Z tego co widzę, ma Pan za mało zadeklarowane na II semestrze. Ponieważ I semestr zaliczył Pan warunkowo z 27 punktami ECTS, w II semestrze powinien Pan mieć zrobione co najmniej 33 ECTS. Jeśli Pana praca jest związana z kierunkiem Pana studiów, może Pan spróbować zaliczyć pracę zawodową jako praktyki. W obecnej sytuacji, z braku punktów, nie ma Pan szans zaliczyć II semestru."
A zatem: student zaliczył semestr warunkowo najpewniej bez jednego przedmiotu. Najwyraźniej niespecjalnie przejął się zasadami studiowania – owszem, wiedział o 30 ECTS na semestr, ale chyba zapomniał o brakujących 3 ECTS z semestru poprzedniego. Stąd magiczne 33 (= 30 + zaległe 3). Zapomniał o prawach logiki – skoro łącznie na koniec ma być 120 ECTS, to nie można w każdym semestrze mieć braku 3 ECTS, bo suma punktów będzie mniejsza. Asystentka toku wyjaśnia mu sytuację – ba – podpowiada rozwiązanie (choć wcale nie musi!) i …jest winna. 

Przypominam, choć pisałyśmy o tym nie raz, że studia różnią się od szkoły podstawowej, czy nawet średniej, tym, że sami Państwo ustalają sobie plan zajęć i nikt nie trzyma Państwa za rękę w trakcie semestru. Asystentki toku nie mają obowiązku przejrzenia same z siebie kilkuset (czasami ponad 1000) indywidualnych planów zajęć pod kątem tego, czy zgadza się liczba ECTS, czy zgadza się struktura wybranych przedmiotów, czy nie ma kolizji z przedmiotem warunkowym, etc. To studenci układają swój plan zajęć. Asystentki mogą co najwyżej – zapytane – doradzić w miarę swoich możliwości.

Na marginesie – skąd Asystentka toku miała w tej sytuacji wiedzieć, że przedmiotowy student właśnie nie planuje praktyki zawodowej jako brakujących 3 ECTS? Następnym razem prosimy o kryształowe kule przepowiadające przyszłość, a jeżeli się nie uda – trochę więcej, hm, no czego? Uwagi podczas czytania? Zapoznania się z zasadami studiowania? A może po prostu kultury…

4 cze 2016

Student wyjechany, cz. 0: Przygotowanie do wyjazdu na wymianę międzynarodową

Wszyscy Państwo, którzy zostali zakwalifikowani na wyjazd zagraniczny w celu odbycia jednosemestralnej lub rocznej mobilności, są zobowiązani do złożenia w Dziekanacie Studium Magisterskiego (pokój 56) przed wyjazdem dwóch dokumentów: 
  • zaopiniowany przez koordynatora danego programu w DPM wniosek – skierowanie za granicę w dwóch egzemplarzach. 
  • Learning Agreement (porozumienie o programie zajęć) w dwóch egzemplarzach. LA musi zostać zarejestrowane w DPM a następnie złożone w DSM. 
Dokumenty w DSM podpisywane są w najkrótszym możliwym terminie, pod warunkiem, że są poprawnie wypełnione i podpisane przez odpowiedzialnych za Państwa rodzaj mobilności pracowników Działu Programów Międzynarodowych. Proszę zwrócić uwagę na dobór przedmiotów w Learning Agreement. Przypominamy, że poprawnie wybrane przedmioty to minimum 24 ECTS (przy posiadanej nadwyżce z semestrów ubiegłych), z czego 20 to przedmioty związane z kierunkiem studiów lub ogólnym profilem nauczania w SGH. pozostałe przedmioty stanowią przedmioty tzw. niemerytoryczne, czyli np. języki, sport, kultura kraju czy regionu. Dokumenty złożone do około 30 min. przed końcem dyżuru w danym dniu będą podpisywane na miejscu (o ile nie będą budziły zastrzeżeń co do kwestii merytorycznych i technicznych). 
 
Jednocześnie przekazujemy Państwu apel Ministerstwa Spraw Zagranicznych o: 
W trakcie Państwa wymiany otrzymają Państwo ode mnie, na adresy SGH, kolejne pakiety informacji, o następujących tematach: 
  • Informacja o statusie studenta w SGH w czasie wymiany zagranicznej 
  • Procedura wnoszenia zmian do LA 
  • Procedura wnoszenia zmian do LA - Semestr podzielony na moduły 
  • Informacja o terminach i trybie składania pracy magisterskiej 
  • Procedura przepisania zamienników 
  • Rozliczenie semestru na uczelni przyjmującej (drugie terminy) 
Zachęcamy do lektury i przede wszystkim do pozostawania w bieżącym kontakcie z pracownikiem odpowiedzialnym w DPM i DSM za Państwa mobilność. 
 
dr Magda Szybiak

1 cze 2016

Pamięć dziekanatowa i teoria predestynacji

Nikogo nie zadziwi twierdzenie, że Dziekanat jest skarbnicą wiedzy o studentach. Na półkach, a jak jest początek semestru to i w olbrzymich koszach, poukładane są studenckie akta – wystarczy do nich sięgnąć, aby zapoznać się z historią studiowania danej osoby. Czasami jest to historia prosta, czasami wyboista, a nawet zakręcona – trudno o jeden model przy tylu tysiącach studentów (choć przecież teoretycznie wszyscy realizują ten sam program zawarty w Informatorze). 

Dziekanat jest także skarbnicą wiedzy o przeszłych studentach. Tym razem wiedza ta jest nie tyle dostępna w studenckich aktach, gdyż te stosunkowo szybko lądują w Archiwum (u nas są tylko takie małe karteczki rozmiaru A5 z podstawowymi danymi, dostępne w przypadku studentów rozpoczynających studia w latach 90. W zeszłym roku znalazłam swoją – jeszcze nawet miałam wpisane pochodzenie!). Jest to raczej wiedza zgromadzona w pamięci organizacyjnej, przekazywana niekiedy z pokolenia na pokolenie pracowników dziekanatu. Najdłużej pracujące panie pamiętają niejednego profesora z czasów asystenckich, a niekiedy nawet studenckich. Pamiętają także często nas z czasów nie tylko przed objęciem funkcji, ale i stawiania pierwszych kroków na Uczelni. 

Na przykład Dziekan Podedworna-Tarnowska prowadzona była jako studentka przez p. Helenę Stablewską (od dwóch lat na emeryturze, ale jeszcze pracującą podczas jej kadencji). Obydwie pamiętają się z tych czasów i miło wspominają. W tym zakresie moje wspomnienia są znacznie uboższe, by nie powiedzieć żadne. Jako studentkę prowadziła mnie p. Katarzyna Kłopotowska, która nie pamięta mnie z wzajemnością. Z perspektywy pracy w Dziekanacie wiem, że to na swój sposób dobrze – byłam niekłopotliwym studentem z wyjątkiem jednego semestru. Wówczas to miałam warunek z matematyki, który wpisała mi p. Irena Senator i tylko po charakterze pisma doszłyśmy do tego, że i nasze drogi przeplotły się niemal 20 lat temu. Obie stawiały wówczas pierwsze kroki w uczelnianej administracji, podczas gdy ja kończyłam (jak widać nie do końca umiejętnie) Studium Podstawowe. Ktokolwiek chce mieć dowód na predestynację, właśnie go podsuwam – przez cztery lata wspólnej pracy zdążyłyśmy nie tylko poznać się, ale i zaprzyjaźnić. 

Zdarza się, że w Dziekanacie rozmawiamy o znanych i nieznanych absolwentach SGH, a wówczas czasami jedna z pań dopowiada, że to był jej student – często z uśmiechem, zadowoleniem i dumą. I myślę, że to miłe i fajne. W ten sposób pozostają Państwo w zbiorowej pamięci Dziekanatu. I to raczej na dobre, gdyż to, co na złe, jest z perspektywy czasu znacznie bardziej ulotne.

28 maj 2016

O rany - przecież mam warunek!

Najnowszy problem, który w zasadzie daje już przedsmak nieuchronnie nadciągającej sesji, to plaga studentów, którzy uzyskali wpis warunkowy na kolejny semestr studiów, po czym najspokojniej w świecie uznali, że można odłożyć ad acta uzyskaną zgodę.

Wpis warunkowy oznacza, że student uzyskał zgodę na kontynuację studiów (bez konieczności powtarzania semestru) POD WARUNKIEM, że w najbliższym możliwym terminie sesji uzyska zaliczenie przedmiotu, którego nie udało mu się zaliczyć w poprzednim semestrze. Z nieznanej mi przyczyny niektórzy studenci (wzorem pewnej Scarlett) zostawiają sobie myślenie o rzeczach niemiłych "na jutro", nie zaprzątając sobie głowy uczestnictwem w zajęciach, a niekiedy nawet nie podejmując próby kontaktu z wykładowcą do czasu kolejnej sesji. 

Budzenie następuje najwcześniej w przypadku ćwiczeń. Ich zaliczenie jest warunkiem dopuszczenia do sesji, więc na 1-2 tygodnie przed pierwszym egzaminem "warunkowicze" zaczynają nachodzić prowadzących ćwiczenia z niefrasobliwym pytaniem, kiedy mogliby zaliczyć ćwiczenia. Są zdumieni, kiedy prowadzący informuje, że uczestnictwo w ćwiczeniach jest obowiązkowe i nie ma możliwości zaliczenia zajęć, w których się nie uczestniczyło.

Na razie sygnały otrzymuję od prowadzących ćwiczenia, którzy uprzedzają mnie o skali zjawiska i zdecydowanie deklarują zamiar stosowania zasad regulaminu. Trudno się dziwić tej postawie - tym bardziej, że w przypadku szczególnie dużych grup ćwiczeniowych artyści zapisani, lecz nieuczęszczający na zajęcia, blokują miejsca innym studentom, którzy zmuszeni są odłożyć realizację przedmiotu na kolejny semestr (problem dotyczy zwłaszcza ćwiczeń prowadzonych w laboratoriach komputerowych).

Za kilka dni "pokrzywdzeni" studenci, odprawieni z kwitkiem przez prowadzących ćwiczenia, zaczną nachodzić dziekanów z prośbą o interwencję (na razie otrzymałam dwa maile w tej sprawie, ale wiem, że skala zjawiska jest znacznie większa). Z przykrością informuję, że zapisy regulaminu - dla warunków i ćwiczeń "bezwarunkowych" - są dokładnie takie same (obowiązek uczestnictwa w zajęciach). Jeżeli ktoś nie skorzystał z przywileju, jaki daje warunek (czyli możliwości kontynuacji studiów) to pozostanie powtarzanie semestru. W dalszym ciągu z obowiązkiem uczestnictwa w ćwiczeniach...

25 maj 2016

Deklaracja posemestralna

Półtora tygodnia pozostało do końca zajęć. Niektórzy studenci uznają mimo to, że jeszcze jest pora, aby wypisać się z zajęć, albo na nie dopisać. Tej bowiem sprawy dotyczyły wszystkie moje dzisiejsze wizyty. Historia, a także i argumentacje, są niemalże takie same: 
  • Student założył, że uzyska zgodę na dopisanie/wypisanie, więc postępował tak, jak gdyby ta zgoda już obowiązywała, uczęszczając (albo wręcz przeciwnie) na zajęcia. 
  • Student przypominał sobie w tym tygodniu, że pora uregulować swój status na zajęciach. 
  • Student stwierdził, że skoro chodzi/nie chodzi na dane zajęcia, dziekanom nie pozostaje nic innego jak uszanować jego decyzję. 
  • Student uznał, że w dziekanacie wiemy, na jakie zajęcia tak naprawdę uczęszcza, więc możemy wyrazić na to zgodę w każdej możliwej chwili trwania semestru. 
  • ...
W każdym przypadku zestaw jest ten sam – dobra wola studenta i niedobra wola dziekana (bo jaka może być inna, skoro nie wyraża zgody). Stosowane są zatem w rozmowie adekwatne argumenty, mające na celu przełamanie tej woli: 
  • Odwołanie się do litości i/lub miłosierdzia
  • Przekonanie, że wszyscy jesteśmy ludźmi i każdy popełnia błędy 
  • Nawoływanie do uwierzenia w dobrą wolę studenta 
  • Wyrażenie przekonania, że przecież to tylko jeden mały podpis 
  • … 
Tyle tylko, że kwestia woli kończy się w sytuacji, gdy mam podpisać się pod tym, że student przystępuje do zajęć na półtora tygodnia przed ich końcem. Tu zaczyna się brak powagi. Co prawda jedna studentek była na tyle pomysłowa, że zapytała, czy w takim razie nie mogłabym wydać jej zgody ze wsteczną datą i czy z tego tytułu groziłyby mi jakieś konsekwencje (bo jeżeli nie to tym bardziej nie ma sprawy), ale nie zmienia to powyższego braku. Na swój sposób jeszcze bardziej go pogłębia...

13 maj 2016

Spontaniczny wpis gościnny ;-)


Szanowni Państwo - tym razem wyraziłam zgodę na wpis gościnny z 3 powodów:
  • po pierwsze Pani Karolina Demiańczuk jest naszą studentką i świetnym przykładem "nadawania sensu studiowaniu" ;-)
  • po drugie w ub. semestrze zaliczyła u mnie zajęcia z SMMS i tam właśnie przedstawiła strategię marketingową wdrażania aplikacji Spontime jako pracę zaliczeniową - a ja szaleję ze szczęścia, kiedy widzę, że coś, co robimy na zajęciach, ma szerszy wymiar niż tylko dążenie do uzyskania zaliczenia
  • po trzecie rozwija tę aplikację niejako pod opieką SGH, więc niech ten skromny wpis będzie wkładem DSM w przyszły (wierzymy!) sukces przedsięwzięcia, które doczekało się już niemałego uznania
Oto wpis Pani Karoliny:

Zapraszamy do testowania Spontime! 

Chciałabym zaprosić Was wszystkich do wersji testowej Spontime. Będzie nam bardzo miło usłyszeć Wasz feedback i sugestie (info@spontime.co ) ! 

Użytkownicy Androida mogą pobrać aplikację poprzez link: https://play.google.com/apps/testing/co.spontime
Użytkownicy iPhone’a - wyślijcie swoje maile na info@spontime.co , po czym wyślemy Wam zaproszenie do aplikacji.

Przy okazji, zachęcam Was wszystkich do korzystania z każdej możliwości jaką oferuje nam SGH. Studia to zdecydowanie najlepszy czas na rozwój własnych pomysłów – nigdzie nie otrzymamy takiej pomocy, jak na uczelni. Profesorowie chętnie odpowiadali na nasze pytania o sprawy prawne czy marketingowe i pomagali w rozwoju projektu. Ja sama często poruszałam temat Spontime na konsultacjach i nigdy nie spotkałam się z odmową pomocy. Wykorzystywałam też każdą możliwość, aby rozwijać mój pomysł na zajęciach - każdy zadany projekt, raport czy prezentację łączyłam ze Spontime, przez co mogłam przy okazji prac zaliczeniowych dalej doskonalić aplikację. Np. podczas zajęć ‘Social Media Marketing Strategies’, których jednym z warunków zaliczenia jest przygotowanie strategii marketingowej w mediach społecznościowych dla wybranej firmy - oczywiście rozwijałam strategię dla Spontime :) Dzięki temu zbierałam materiały, które dziś wykorzystuję w praktyce. 

Jeśli macie więc jakiekolwiek pomysły, które chcielibyście rozwijać, nie czekajcie i zacznijcie działać póki jeszcze jesteście na studiach. Nawet jeśli się nie uda, nic się nie stanie - nigdy nie będziecie żałować, że nie spróbowaliście i nikt nie zabierze Wam tego, co doświadczyliście i czego się przez ten czas nauczyliście :) Chętnie też odpowiem na Wasze pytania – możecie znaleźć mnie na Facebooku albo pisać na maila :) 
-----------------------------------------------------------------------

A ja dorzucam jeszcze linki o Pani Karolinie i jej apce :-) oraz adres do strony Spontime Inc., gdzie mogą Państwo poznać pozostałych członków zespołu (Pan Michał w bieżącym semestrze także złamał się na udział w moich zajęciach i w pięknym stylu praktycznie już je zaliczył - było mi niezmiernie miło!).

9 maj 2016

Ćwiczymy protokoły ćwiczeniowe

Źródło obrazka: samorzadsgh.pl
Zgodnie z jesienną zapowiedzią, niestety jak zwykle z semestralnym opóźnieniem, ale jednak na przekór zjawiskom atmosferycznym - wdrażamy elektroniczny system protokołów dokumentujących wyniki ćwiczeń. Wprowadzone zostaną one już w najbliższej sesji egzaminacyjnej dla wszystkich zajęć z więcej jak jedną formą zajęciową. W praktyce oznacza to, że dydaktycy prowadzący ćwiczenia będą wypełniać protokoły w systemie WD, tak jak od lat czynią to wykładowcy.

W odróżnieniu od protokołów egzaminacyjnych wystąpi jedna różnica: ponieważ pozytywna ocena z ćwiczeń jest warunkiem dopuszczenia do egzaminu z danego przedmiotu, nie możemy sobie pozwolić na to, żeby zwlekać z publikacją oceny w WD, aż dydaktyk dostarczy protokół do dziekanatu. Dlatego ocena wpisana w protokole do ćwiczeń będzie widoczna dla studenta natychmiast po jej umieszczeniu w WD tak, aby student mógł sprawdzić, czy przysługuje mu prawo przystąpienia do egzaminu.

Wykładowca przedmiotu (egzaminator) również uzyska podgląd protokołów do ćwiczeń (w formie dodatkowej kolumny w protokole egzaminacyjnym) – dzięki czemu będzie mógł zweryfikować, czy student, który uczestniczył w egzaminie, zaliczył wcześniej ćwiczenia.

Ponieważ w wielu przypadkach wykładowcy powierzają prowadzenie ćwiczeń kolegom z zespołu – w protokole egzaminacyjnym przy nazwisku każdego studenta pojawi się także kolumna informująca, kto prowadził ćwiczenia. Informacja ta może być przydatna w sytuacji, kiedy konieczne okaże się wyjaśnienie, dlaczego dany student nie ma wpisanej oceny z ćwiczeń, pomimo że ćwiczenia zaliczył (znając roztargnienie dydaktyków, przewiduję, że takie zjawisko może wystąpić). W przypadku, gdy student nie uzyska pozytywnej oceny z ćwiczeń (lub w ogóle w nich nie uczestniczył) – a jednak przystąpił do egzaminu - wpisanie oceny z egzaminu nie będzie możliwe (blokada wiersza), do czasu uzupełnienia oceny z ćwiczeń.

Wprowadzenie opisanej zmiany jest koniecznością (obowiązek dokumentowania przebiegu studiów dotyczy wszystkich form dydaktycznych) a ponadto pozwoli uniknąć licznych przypadków, kiedy studenci podchodzą do egzaminu nie mając zaliczonych ćwiczeń, a następnie prowadzą wielotygodniową korespondencję z wykładowcą, domagając się uznania zaliczenia ćwiczeń „skoro i tak już zdałem egzamin”... (tu przewiduję powody do niezadowolenia).

Plusem będzie natomiast możliwość udokumentowania zaliczenia ćwiczeń, jeśli komuś noga się powinie na egzaminie (ćwiczenia są przecież zaliczone i ew. powtarzanie przedmiotu oraz związana z tym opłata dotyczy wówczas tylko części wykładowej). Jeżeli zajęcia mają formę wykłado-ćwiczeń (owszem - są i takie) i liczą N ECTS-ów, to w razie zaliczenia ćwiczeń i niezaliczenia wykładu student zapłaci za powtarzanie 1/2 x N ECTS-ów.

25 kwi 2016

Przedmajówkowo-deklaracyjne PS

W nawiązaniu do poprzedniego wpisu podaję aktualne dane o frekwencji w systemie deklaracji semestralnych na studiach magisterskich: 77.6 %. Może za kolejne 4 lata odsiadki w DSM dobilibyśmy do 99.9% ;-)  Nie wiem tylko, czy ta odsiadka jest mi do szczęścia niezbędnie potrzebna...

Teraz wiele zależy od wykładowców: dydaktycy dostali info o I terminie deklaracji i po sprawdzeniu, jakie jest zainteresowanie ich wykładami, mogą zadeklarować chęć prowadzenia zajęć, nawet jeśli liczba zapisanych nie osiągnęła magicznego poziomu 20 osób ("magicznego", bo wtedy "automatem" zajęcia kierowane są do uruchomienia). 

Za kilka dni Dział Rekrutacji i Organizacji Dydaktyki rozpoczyna pracę nad harmonogramem zajęć i w drugim etapie deklaracji otrzymają Państwo nie tylko listę uruchomionych zajęć, ale także ich terminy. Łudzę się, że tym sposobem ograniczymy skalę migracji w pierwszych tygodniach semestru zimowego.

Na razie przełączamy się na tryb "druga połowa semestru" i... przygotowanie do sesji. Tu też nastąpi pewna zmiana, związana z wymaganym wprowadzeniem protokołów ćwiczeniowych. Rozwiąże ona kilka problemów związanych np. z tym, że student zalicza ćwiczenia, nie zalicza egzaminu, ale poprawiać musi wszystko (w trybie warunku lub powtarzania semestru). Trwają jeszcze ostatnie ustalenia z informatykami - ale wygląda na to, że po majówce system będzie gotowy do testowania. 

Tymczasem przed nami kilka dni pracy, a potem wyczekiwana majówka :-)  Życzę Państwu umiarkowanego szaleństwa i pięknej pogody, a tym którzy nierozważnie wyjeżdżają - możliwie niewielkich korków ;-)

22 kwi 2016

Oferta a deklaracje...

Zakończyły się - dość burzliwe - dyskusje w ramach Senackiej Komisji Programowej na temat kształtu planu i programu studiów na rok akad. 2016/17. Przybywają nowe kierunki, nowe przedmioty i... potencjał dla nowych problemów. Wykładowcom wydaje się, że nowy przedmiot "zaskoczy" i przyciągnie studentów, studenci może nawet ucieszą się przeglądając nowy informator - a brutalna prawda jest taka, że uruchomienie tego przedmiotu nastąpi tylko wtedy, kiedy studenci (i to w określonej liczbie) zadeklarują gotowość jego studiowania. Niby niewiele...

System deklaracji na magisterskich jeszcze ciągle jest otwarty, a ja z przerażeniem obserwuję stale rosnącą liczbę osób zapisujących się na moje zajęcia (nawet moi asystenci już nie wyrabiają z pracą) - ale z drugiej strony słyszę alarmujące informacje, że "frekwencja wyborcza" na licencjacie (tam już system zamknięty) osiągnęła... 23%. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że zaledwie nieco ponad jedna piąta studentów studiów licencjackich przesądziła o tym, jakie przedmioty wystudiuje w przyszłym semestrze cała populacja. O ile na basicu nie stanowi to problemu, bo i tak funkcjonuje system narzuconych wykładów, o tyle program wyższych semestrów studiów licencjackich będzie mocno uszczuplony w stosunku do istniejącej oferty.

Za kilka dni zobaczymy, jak to wygląda na magisterce - rekord, jaki osiągnęli Państwo w ciągu ostatnich czterech lat wyniósł 60% (dopiero po wprowadzeniu mailingu, smsów i "chodzenia z kwiatkiem po domach"). Przy dwudziestu procentach wygląda to może fajnie, ale przecież to tylko trochę ponad połowa... 

Nie wiem, dlaczego pozostałe 40% (może nawet więcej) zdaje się na kolegów i koleżanki, ale za to wiem, że w pierwszych dniach po ogłoszeniu listy uruchomionych zajęć posypią się pytania i podania: "Dlaczego nie ma - tak bardzo chciałem", "Czy mogę indywidualnie", "Mamy tu całą grupę, oto lista, czy by się nie dało" itp.  

Zazwyczaj owe zgody na tryb indywidualny, daję tylko wtedy, kiedy autor podania poświęcił jednak czas i zapisał się na przedmiot w WD - tyle, że przedmiot nie ruszył, bo zainteresowanie było zbyt małe. Gorzej jeśli to jest spora grupa - wykładowcy czasem burzą się bardzo, że w systemie mieli 8 zgłoszeń, a teraz nagle jest ich 28. I nie zawsze podejmują się prowadzenia tych zajęć, bo po zamknięciu systemu deklaracji, widząc, że wykład nie rusza, zaplanowali sobie inne zajęcia i nie zawsze gotowi są z nich zrezygnować.

Nie wiem, czy nękanie Państwa informacjami, mailingiem, blogiem i Bóg wie, czym jeszcze, było zasadne. Jeden z wykładowców wytrwale czytający bloga od początku jego istnienia (czyli od 4 lat - gratuluję wytrwałości!) uważa, że to absurd, żeby "przez tyle lat trzymać za rączkę dorosłych ludzi, wycierać im noski i tłumaczyć, że sami kształtują swoje studia....". Może należy machnąć ręką i tak, jak w DSL uznać, że student ma prawo sobie spaprać plan zajęć, skoro taka jego wola? Przyznam, że tu akurat bardziej boli mnie los wykładowców, którzy pracują nad ofertą, a potem słyszą, że na zajęcia zapisało się 5 osób (albo nikt), bo reszta "zapomniała", "nie miała czasu", "była za granicą" (gdzie, jak wiadomo, nie ma internetu, bo to polski wynalazek).

No cóż - kadencja dobiega końca, więc ten jeden raz jeszcze jednak potrzymałam za rączkę, rozesłane zostały powiadomienia, a ja skrobię ten wpis, bez większych nadziei, że cokolwiek on zmieni. Nie wiem, jaki będzie dalszy rozwój wypadków, ale jest szansa, że od 1 października, kto inny będzie rozpatrywał Państwa podania i zachodził w głowę, dlaczego łatwiej jest sterczeć w kolejce do DSM, albo czekać na dyżur dziekański, niż wypełnić deklarację w WD...

I jeszcze hurtem odpowiem na powtarzające się zapytanie: tak, osoby, które są obecne w pierwszym etapie deklaracji, mają pierwszeństwo w zapisach w drugim etapie. Tak zresztą jest od kilku semestrów.

8 kwi 2016

O studenckiej zapobiegliwości

Połowa semestru, a w tym czasie obecnie znajdujemy się, to okres raczej spokojny, jeżeli chodzi o dyżury dziekańskie. Na dyżurach sporadycznie pojawiają się osoby, które walczą o to, aby nie zostać skreślonym, inne przychodzą – mam wrażenie – z przyzwyczajenia (kilka osób bez trudu rozpoznaję w kolejce na korytarzu, a niektóre pamiętam z imienia i nazwiska. Jako że od ponad 5 lat w zasadzie zatraciłam umiejętność pamiętania imion i nazwisk studenckich oraz przypisywania ich do konkretnych osób, wskazuje to na zażyłość naszych relacji, wyrażoną częstotliwością wizyt). Pojawiają się także studenci, których mogę określić jako zapobiegliwych w przód i w tył. 

Student zapobiegliwy w przód to taki, który planuje z bardzo dużym wyprzedzeniem. Na przykład już teraz zakłada, że nie zdąży napisać na czas pracy magisterskiej i pyta o możliwości przedłużenia terminu i zwolnienia z opłaty z powtarzanie seminarium. Zapytany, co takiego dzieje się w jego życiu, że już teraz wie, że przez najbliższe pół roku nie zdąży napisać kilkudziesięciu stron tekstu, odpowiada, że nic, ale woli mieć otwartą furtkę na przyszłość. Inny przypadek tego typu dotyczy studentki, która wyjeżdża na uczelnię zagraniczną i już teraz chce uzyskać zgodę na wysokopunktowany lektorat, wliczony na dodatek w pulę przedmiotów merytorycznych. Jak mogę zgodzić się na jeden przedmiot nie znając pozostałych (inna sprawa, że lektorat to lektorat)? 

O ile studenta zapobiegliwego w przód stosunkowo łatwo zrozumieć – w końcu mało kto toleruje niepewność co do swojej przyszłości, sama chętnie chciałabym wiedzieć, co będę robić za pół roku – druga kategoria, czyli student zapobiegliwy w tył, nieco mnie zdumiała. Może i ona ma jakieś głębsze uzasadnienie, ponieważ spotkałam na ostatnich dyżurach kilka tego typu osób. Przyszły z podaniami o dopisanie lub wypisanie się z przedmiotu, co tak czy inaczej byłoby raczej niemożliwe, a teraz – w połowie semestru – tym bardziej. Na moje pytanie, czemu teraz, zaprezentowali ciekawy wywód: otóż wcześniej wszystkie podania rozpatrywane były negatywnie, a zatem pomyśleli, że nieco poczekają i spróbują szczęścia później. Szczęścia jednak, jak nie było, tak nie ma. Pozostaje zapisać się na przedmiot w kolejnym semestrze. O właśnie, niedługo rozpoczną się deklaracje...

20 mar 2016

Nowe wirtualne oblicze Dziekanatu

Wszyscy (a przynajmniej znakomita większość) czytelników niniejszego bloga przyzwyczajona jest do obecności DSM na FB – zwłaszcza, że większość z Państwa wchodzi na blog za pomocą linków umieszczanych na FB. Rok 2016 przyniósł kolejne wcielenie Dziekanatu – angielskojęzyczny fanpejdż DSM dla zagranicznych studentów studiów magisterskich w SGH. Pomysł i spora część wykonania należą do p. Pauliny Łysakowskiej, która wraz z dr Magdą Szybiak urzęduje w „sekcji zagranicznej”, zwanej pokojem 56. Oddaję jej w związku z tym głos: 

Małymi krokami, przenosiliśmy wszystkie akta studentów zagranicznych oraz tych, którzy kształcą się w obcym języku do pokoju 56. Oczywiście „pokój 56” to nie nowy oddział a filia, pozostająca w strukturze DSM, tyle że podstawowym językiem komunikacji ze studentami jest angielski. 

Od lutego przejęłyśmy ponadto sprawy wszystkich cudzoziemców, w tym studiujących w języku polskim, łącznie około 400 osób. Zmiany te pozwoliły na zmniejszenie kolejek w Dziekanacie głównym dla polskich studentów, zaś cudzoziemcy zyskali możliwość załatwiania swoich specyficznych spraw związanych m.in. z Biurem Uznawalności Wykształcenia i Wymiany Międzynarodowej. Pokój 56 otwarty jest cztery dni w tygodniu. Ponadto, razem z koordynatorami kierunków raz na kwartał, organizuje spotkania studenckie, na których omawiane są bieżące problemy dotyczące studiowania. 

Aby usprawnić informowanie studentów, „pokój 56” utworzył fanpage, na platformie FB, by kontaktowanie się, informowanie oraz relacjonowanie życia studenckiego mogło odbywać się po angielsku. Master Studies in English SGH zaistniał kilka miesięcy temu, ale już z uśmiechem patrzymy na zasięg postów i aktywność naszych angielskojęzycznych studentów. 

I faktycznie – patrząc na komunikaty na naszym angielskim fanpejdżu widać, jak wiele nam jeszcze brakuje, aby student zagraniczny poruszał się w SGH z równą (albo chociaż porównywalną) swobodą, co student znający język polski. Jeden z ostatnich wpisów dotyczył tak teoretycznie prostej sprawy jak to, że sala 1A w gmachu C, gdzie akurat odbywało się spotkanie z koordynatorem angielskojęzyncznego kierunku, to sala a nie aula... Pani Paulina stara się na fanpejdżu zamieszczać także informacje o wszelkich wydarzeniach odbywających się w języku angielskim. Pomysł wydaje się trafiony – dopiero co jedna z naszych uczelni partnerskich stwierdziła, że chętnie go wykorzysta w komunikacji ze swoimi zagranicznymi studentami :)

Współpraca: mgr Paulina Łysakowska

15 mar 2016

Dziekanka w erze Plancka albo prawo wielkich liczb

Muszę przyznać, że pseudonaukowe rozważania, jakimi próbują Państwo mydlić mi oczy w czasie dyżurów dziekańskich, wymagają z mojej strony nadludzkiej cierpliwości (a to jest obszar, w którym i tak poruszam się z dużym trudem). Otóż tak się ciekawie złożyło, że ostatni dyżur obfitował w przypadki liczbowe...

Generalnie wszyscy obecni na dyżurze doznali w pewnym momencie olśnienia, że studentów SGH obowiązuje realizacja minimum 30 ECTS w semestrze, a łączna liczba ECTS wymaganych w celu ukończenia studiów magisterskich w SGH wynosi 120 ECTS. Ale zawiłości tej zasady przekroczyły możliwości moich poniedziałkowych gości.

Pierwszy delikwent zadeklarował w minionym semestrze 80 ECTS. Nie dziwi mnie fakt, że nie podołał takiej liczbie wykładów i egzaminów. Dziwi mnie natomiast fakt, że nie zauważył (a od miesiąca trwa nowy semestr), że nie ma prawa uczestniczyć w zajęciach (brak zaliczenia semestru oznacza skreślenie z listy studentów). Uznał natomiast, że zawarta w decyzji o skreśleniu formułka "przysługuje Panu prawo złożenia wyjaśnień..." oznacza po prostu, że trzeba przyjść na dyżur i wyprosić "nieskreślanie". Na moją prośbę o podanie "uzasadnionych przyczyn" Pan uśmiechnął się i stwierdził "rozwaliło mnie prawo wielkich liczb - nie sądziłem, że 80 ECTS to aż taka WIELKA liczba". Oczywiście podtrzymałam decyzję o skreśleniu, ale z ciekawości zapytałam, czy Student potrafi przytoczyć owo prawo wielkich liczb. (Niewyraźne mruknięcie.) Zapytałam, czy zagrałby w orła i reszkę o swoje dalsze studia. Nie wyczaił podpowiedzi, więc zrezygnowana uznałam, że to nie jest największa strata dla Szkoły...

Zaraz potem pojawił się Pan, który o wielkich liczbach na pewno nie słyszał, bo miał problem z doliczeniem do 30. Zrealizował na I semestrze o dwa przedmioty za mało (w dodatku przedmioty kierunkowe) i usiłował mnie przekonać, że... miał nadwyżkę na studiach licencjackich w Krakowie (nazwy uczelni nie przytoczę, bo to szacowna buda i nie wypada ośmieszać). Przedmioty nadwyżkowe zrealizowane w Krakowie były przedmiotami artystycznymi, ale niezrażony student zarzekał się, że przekona opiekuna kierunku, żeby uznał zamienniki z oferty SGH...

Kolejny przypadek potrafił zliczyć do 30 - ale dalej ani rusz. Student ów miał warunek z II semestru, który owszem - zadeklarował i zrealizował na III semestrze, ale zarazem wliczył do puli obowiązujących 30 ECTS na III semestrze. Był niezwykle zdziwiony faktem, że 3 ECTS za przedmiot warunkowy były już raz policzone (na II semestrze) i nijak nie zgodzę się na ich ponowne uznanie. Rozmowę zakończył pogróżką, że w tej sprawie uda się do samego JM. Bardzo mnie to ucieszyło, bo JM jako matematyk zapewne lepiej ode mnie poradzi sobie z zawiłościami prawa wielkich liczb i malutkich ECTS-ów.

Te trzy wyrafinowane przypadki sprawiły, że gęstość masy dziekanki zaczęła pod koniec dyżuru niebezpiecznie zbliżać się do magicznego 1093 g/cm3. Uratował mnie - jak za dawnych, koszmarnych, podstawówkowych czasów - dzwonek na lekcje. Poszłam na swoje zajęcia, dzięki czemu Szkoła nadal stoi...

Podsumujmy:

120 ECTS =  30 ECTS + 30 ECTS +30 ECTS +30 ECTS = 4x 30 ECTS (i tyle fundują nam podatnicy)

Jeżeli jakieś ECTS-y (np. w liczbie 3) nam "się oblały" i mamy warunek, to nadal na kolejnym semestrze realizujemy obowiązujące 30 ECTS i DODAJEMY owe warunkowe 3 ECTS (tym razem sami za nie płacimy). 

Jeżeli popełniamy szaleństwo deklarując 80 (niechby nawet "tylko" 60) ECTS w semestrze, to potem wbijamy zęby w pulpit i zakuwamy do potężnej sesji, albo mężnie przyznajemy się do porażki i wnosimy o powtarzanie semestru.

Niezależnie od tego, czy zrealizujmy mniej niż 30 ECTS w semestrze, czy zadeklarujemy zbyt dużo i nie wszystkie zaliczymy - ryzykujemy skreśleniem z listy studentów. W jednym i drugim przypadku lepiej przyjść do DSM przed skreśleniem niż po, bo sporo można uratować prostym podaniem. Chowanie głowy w piasek nie pomoże...

9 mar 2016

Bo do tanga trzeba dwojga

Powiada się, że podróże kształcą i chyba nie trzeba szukać dowodów potwierdzających to twierdzenie. Natomiast być może szkoda, że niekiedy trzeba przebyć ocean, aby zdobyć doświadczenie, które teoretycznie nie powinno być niczym wyjątkowym i mogłoby zostać nabyte na miejscu w SGH. 

Na początek kilka linijek wyjaśnienia: od wczoraj jesteśmy z mgr Anetą Szydłowską, zastępcą kierownika w Dziale Rekrutacji i Organizacji Dydaktyki na Mobility Fair w Northeastern Illinois University w Chicago. Reprezentujemy naszą Uczelnię na tych targach, zbierając całkiem sporo pochwał z różnych zewnętrznych źródeł – o czym pewnie doniesiemy w sposób nieco bardziej formalny na łamach „Gazety SGH” (by nie wspomnieć o sprawozdaniach z pobytu, które każda z nas musi popełnić). 

A teraz o doświadczeniu – otóż w dniu wczorajszym, dzisiejszym, a najpewniej i jutrzejszym pierwszy raz od myślę kilku miesięcy rozmawiałyśmy ze studentami SGH na luzie i na tematy niekoniecznie wyłącznie merytoryczne. Na NEIU jest bowiem kilku studentów ze studiów licencjackich. Nie dość, że sami przyszli i zagadali (okazało się, że trzech na czterech przeszło przez moje dydaktyczne ręce), to zaoferowali swoją pomoc przy targach; sami z siebie (przynajmniej takie sprawiali wrażenie). I zupełnie najnormalniej zaczęliśmy rozmawiać o tym i owym. 

Piszę niemalże z euforią, ponieważ w zasadzie nam się to nie zdarza w SGH. Nie przypominam sobie sytuacji, aby student zagadał mnie na jakiś temat niedziekański i niezajęciowy. Po kilku próbach w zasadzie przestałam chodzić na imprezy studenckie – mimo formalnych zaproszeń – bo zazwyczaj ląduje w „sali vip”, gdzie nie mam kontaktu ze studentami, a gdy z niej wychodzę w zasadzie nie ma możliwości nawiązania kontaktu. No bo niby jak? ;)

Tu w NEIU zadziałały najpewniej dwa czynniki. Po pierwsze, byliśmy sobie niejako dedykowani – my przybywamy jako reprezentacja SGH, do miejsca gdzie przebywa naszych kilku studentów. Wypadało chociaż powiedzieć sobie dzień dobry. Była zatem platforma do kontaktu. Po drugie, być może zadziałał tu kontekst amerykański – luźniejsze relacje między studentami a wykładowcami. Takie właśnie nie tylko zajęciowe, ale i okoliczne. Warto wspomnieć, że jeden z naszych studentów opowiadał nam o imprezie, na której dziekan tańczył z jedną ze studentek i nie miał z tym żadnego kłopotu. U nas kłopot najpewniej by był (o ile w ogóle byłaby okazja) i obstawiam, że po obu stronach. Ale może kiedyś nastanie czas weryfikacji.

7 mar 2016

O wykładowcy, co nie chciał zrobić egzaminu

Minął właśnie ostateczny termin, do którego należało zdać zaległe egzaminy, o ile była taka potrzeba i o ile uzyskało się przedłużenie sesji. Jak co semestr, sprawy okołosesyjne zajmują w pierwszych tygodniach semestru sporo miejsca na dyżurze. Tym razem chciałabym skupić się na kilku przykładach, które zaczynają się w sposób dramatyczny i na pierwszy rzut oka wymagający interwencji, a mianowicie od tego, że wykładowca nie chce przeprowadzić dla studenta egzaminu w przedłużonej sesji, choć student uzyskał na to zgodę. 

Owszem, zdarzały się takie pojedyncze przypadki i wówczas, gdy było to zasadne staraliśmy się interweniować. Prawo do dodatkowego terminu wynika z Regulaminu studiów, stąd i interwencje kończyły się pomyślnie. Czasami jednak bywa i tak, że mimo tego, że zgoda na przedłużenie jest, student do tego egzaminu nie przystępuje i nie ma tu winy wykładowcy. Podam trzy przykłady. 

Przykład nr 1: Student zgłasza się do wykładowcy z przedłużoną sesją i podaje czas, kiedy pasuje mu napisanie egzaminu. Choć jest to niewątpliwie wielkoduszne ze strony studenta, nie musi to być podstawą do wyznaczenia tego terminu. Proszę sobie wyobrazić sytuację, gdy studentów jest 10, albo nawet 3 i każdy ma inne preferencje czasowe, a może i lokalizacyjne. Sama wyznaczam egzaminy swoich przedmiotów w sesji przedłużonej wyłącznie w czasie swoich dyżurów. Nie dziwię się zatem wykładowcy, który odmówił wyznaczenia terminu na za 2 dni, bo studentka zaraz potem jedzie na 2 tygodnie na narty i wraca na początku marca. 

Przykład nr 2: Wykładowca wyznaczył termin z dnia na dzień – to faktycznie brzmi groźnie i jestem w stanie uwierzyć, że może to znacznie utrudnić proces przygotowania się do egzaminu, zwłaszcza, jeżeli już raz zdołało się go oblać. Ale jak do tego doszło? Student owszem, uzyskał przedłużenie sesji, nie kwapił się jednak, aby uzyskać informację o terminie egzaminu. Z wykładowcą skontaktował się pod koniec lutego – gdy ten wyznaczył już zbiorczy termin egzaminu dla wszystkich zainteresowanych. Wówczas faktycznie jest to z dnia na dzień, ale jak mówi porzekadło – kto późno przychodzi… Oczywiście wykładowca może ugiąć się i zorganizować dla spóźnialskiego studenta dodatkowy termin, ale nie musi. I oczywiście piszę o mocnym końcu lutego, przełamanym początkiem marca, a nie o np. pierwszym dniu sesji. 

Przykład nr 3: Tym razem na dyżur przychodzi uśmiechnięta studentka, a było to na początku marca, i prosi o przedłużenie sesji. Papiery się zgadzają, nie ma problemu, choć dziwię się, w jaki sposób ma zamiar umówić się z wykładowcą, skoro zostały jej w zasadzie 2 dni robocze. W tym momencie uśmiech znika i pojawia się zdziwienie. Nie, przedłużenie sesji nie działa w taki sposób, że przez pierwsze trzy tygodnie wyrażają Państwo wolę przystąpienia do egzaminu, a przez następne kilkanaście ją Państwo realizują. Należy zdążyć z wyrażeniem woli (złożeniem podania) oraz egzaminem do końca terminu. Inaczej nie będziemy wiedzieć, czy Państwo zaliczyli semestr. A wiedza ta jest potrzebna nie tylko nam, ale i różnym instytucjom, do których dostarczamy sprawozdania. 

 Na koniec przykład podania, które mnie rozczuliło: studentka napisała podanie o przedłużenie sesji w imieniu swojego wykładowcy, który za jej pośrednictwem zwraca się do Dziekanatu z prośbą o danie jej jeszcze jednej szansy (było to jedyne uzasadnienie podania). Na podaniu widniał podpis wyłącznie rzeczonej studentki. Zdecydowałam się nie wnikać, co na to wykładowca. Najwyżej sam przyjdzie do Dziekanatu oburzony brakiem zgody…

2 mar 2016

Nieaktualny status dziekanki... czyli FB rulez

Poniedziałkowy dyżur dziekański. Studentka wchodzi, nawet się nie przedstawia i zaczyna zdenerwowana:

- Pani Dziekan, dlaczego znowu wprowadza Pani zmiany nie informując nikogo?
- A skąd Pani wie o zmianach, skoro nikogo jeszcze nie poinformowałam?
- No bo studenci na fejsie już wiedzą.
(Teraz naprawdę poczułam zaciekawienie!)
- A o czym wiedzą?
- Że znowu skróciła Pani termin składania prac magisterskich.
- A kiedy ostatnio skróciłam?
- Rok temu.
- Nie, rok temu termin został wydłużony o jeden miesiąc i od tego czasu regulamin się nie zmienił.
- Ale teraz go Pani skróciła o 4 miesiące! 
- A mogę wiedzieć, jakim aktem prawnym?
- Właśnie w tym rzecz, że żadnym. Regulamin się przecież nie zmienił.
- No to może termin złożenia pracy też się nie zmienił?
- Jak to nie?! Podobno tak?
- A mogę wiedzieć, jaki termin teraz obowiązuje według fejsa?
- Proszę sobie ze mnie nie żartować - obrusza się studentka - 30 maj.
- Maja - poprawiam odruchowo - A nie 31 maja? Lepiej pasowałby ostatni dzień miesiąca....
(Studentka z zaangażowaniem sprawdza na smartfonie)
- Tak. Faktycznie 31 maja. Czyli Pani o tym wie?! (oskarżycielsko)
- No cóż, teraz już wiem. Bo dotychczas myślałam, że regulaminowo, koniec semestru. A koniec semestru jest we wrześniu.
- To dlaczego na fejsie jest koniec maja?
- Nie wiem. Proszę zapytać autora wpisu.
- A czy mogłaby to Pani sprostować?
- Regulamin już sprostował. Rok temu został opublikowany i mowa jest o końcu semestru. Przyjmujemy, że jest to ostatni dzień drugiego terminu sesji.
- Ale na fejsie jest 31 maja.
Zniecierpliwiona wybucham:
- Dobrze. Skoro tak jest na fejsie, niech będzie 31 maja. Muszę tylko poprosić o zgodę Senat SGH.
(Studentka chwilę milczy skołowana i w końcu wybucha)
- Znowu dowiadujemy się na fejsie. Musi Pani zrozumieć, Pani Dziekan, że my nie mamy obowiązku śledzić mediów społecznościowych.

W tym roku są wybory nowych władz akademickich. Może by tak zgłosić kandydaturę Zuckerberga? Jeśli nie na rektora, to chociaż na dziekana...

A ja odsyłam do staromodnej strony DSM...

14 lut 2016

Deklaracje semestralne: po ostatnim dzownku

Nie, to nie jest prezent na Walentynki. Z czysto praktycznych powodów, otwieramy dla Państwa wyjątkowo internetowy system deklaracji semestralnych. Jest to otwarcie dodatkowe i absolutnie nie należy się do niego przyzwyczajać. W Regulaminie są dwa i większości z Państwa tyle wystarczy (a niektórym nie pomogłoby pewnie i dziesięć). 

Na początek sprawy najbardziej istotne, czyli daty:
  • W przypadku studentów II, III i IV semestrów system zostanie otwarty 18 lutego około 12:00 i zamknięty 21 lutego. 
  • W przypadku studentów I semestru, system pozostanie otwarty do 17 lutego (do południa)
W podanych terminach obowiązuje zasada hulaj dusza, piekła nie ma, czyli można dowolnie wypisywać się, dopisywać się, a nawet przepisywać, jak kto zapragnie, oczywiście w miarę dostępności miejsc. 

Otwierając Państwu system rozwiązujemy problem papierowych podań. Oczywiście można je składać (jak każde inne podanie), ale należy liczyć się z tym, że system wirtualny jest jedyną możliwą formą wprowadzenia zmian do swojego planu zajęć (chyba że sprawa dotyczy trybu indywidualnego, bo wówczas przedmiotu nie ma w WD). Jeżeli zmiany miałyby się nie udać z przyczyn technicznych (powołują się Państwo czasami na błąd systemu), należy zaopatrzyć się w stosowne potwierdzenie od informatyków, że takowy błąd faktycznie w Państwa przypadku nastąpił (a nie polega na przykład na tym, że nie zaakceptowali Państwo deklaracji).

A co, jeżeli nie ma miejsc na zajęcia, które Państwo sobie wymarzyli? Cóż, pozostaje czekać do następnego semestru (oczywiście dbając o wyrobienie odpowiedniej liczby puntów ECTS w semestrze bieżącym - niezapisanie się na przedmioty i tłumaczenie się czekaniem na szansę w kolejnym semestrze nie jest dobrą strategią). 

Życzymy Państwu rozsądnych wyborów! 

11 lut 2016

Od przybytku głowa nie boli?

W zasadzie powinniśmy cieszyć się z zapobiegliwości niektórych studentów. Zapewniają sobie wyjście z każdej sytuacji, a niekiedy gotowi są do ponownych poświęceń, aby wszystko zrealizować na czas. Oto trzy przykłady z ostatniego tygodnia: 

Przykład pierwszy dotyczy obowiązkowych szkoleń dla studentów I semestru: szkolenia bibliotecznego, szkolenia BHP, oraz szkolenia: Ochrona własności intelektualnej – podstawy. Szkolenia te nie są obowiązkowe dla absolwentów studiów licencjackich w SGH, ponieważ gmach biblioteki jest ten sam, i zasady bezpieczeństwa oraz zasady ochrony własności intelektualnej nie rozróżniają między licencjatem a magisterką; tak samo należy ich przestrzegać. I choć informacja ta znajduje się w zakładce dla studentów I semestru na stronie DSM to i tak pojawiają się pytania o to, czy szkolenia te należy zrealizować. Co bardziej zdeterminowani studenci pytają nawet, w jakiej sali odbywają się te e-learningi. Oczywiście lepiej pytać, niż nie wywiązać się z czegoś, ale można równie dobrze po prostu zapoznać się z informacją na oficjalnej stornie DSM (a jak nie to na blogu). 

Przykład drugi dotyczy przedłużenia sesji. Abstrahuję od przypadków, gdy student nieobecny na I terminie sesji wnioskuje o przedłużenie terminu sesji na wszelki wypadek. Zamiast tego przypominam, że przedłużenie sesji może przysługiwać dopiero w wypadku braku zaliczenia egzaminu w I oraz II terminie. Nie można otrzymać przedłużenia sesji na zaś – chyba, że zmuszają mnie Państwo do napisania: zgoda, pod warunkiem nie uzyskania zaliczenia w I i II terminie, ale wtedy będzie wyglądało na to, że Państwo źle życzę. Wspomniany przykład dotyczy sytuacji, gdy student zwraca się o przedłużenie sesji zanim uzyska informację o tym, czy zaliczył. Ostatnio przez Dziekanat przetoczyła się istna fala niewierzących we własne siły i wiedzę – podania były bezpodstawne. W przypadku zaliczenia przedmiotu nie można podwyższać oceny. 

Przykładu trzeciego życzę wszystkim, którzy walczą obecnie z pisaniem pracy magisterskiej, a dokładniej z terminem 12 lutego. Student założył, że nie zdąży i wniósł o powtarzanie seminarium. Okazało się jednak, że wspólnymi siłami promotorki i własnymi dotrzyma regulaminowego terminu. Szczęśliwie nie wniósł jeszcze opłaty – byłoby więcej do odkręcania. Tak „odkręcamy”, a dokładnie rozpatrujemy podanie o anulowanie podania… Więcej to pracy dla Asystentki toku, ale grunt, że praca zostanie złożona w terminie.

9 lut 2016

Studenci z ulicy

Z bardzo różnym zaangażowaniem podchodzą Państwo do studiowania – niektórzy już po tygodniu nauki przychodzą z pytaniem, czy mogliby skończyć studia przynajmniej na III semestrze, a inni wręcz przeciwnie – i po dwóch latach nie chcą się rozstawać z naszą Uczelnią. Szczególną kategorię stanowią jednak osoby, które studentami jeszcze, albo już nie są, a mimo to starają się wszystkich przekonać, że jest inaczej. Podam po jednym przykładzie z każdej strony studenckiej drogi: 
 
Przykład z końca kariery naukowej jest stosunkowo częsty. Dotyczy osób, które nie złożyły w terminie pracy dyplomowej i z tego powodu zostały skreślone z listy studentów. Niektóre z nich z wolnej stopy kontynuują proces pisania pracy magisterskiej, wprawiając tym niekiedy w zakłopotanie swoich promotorów. Dziś na przykład Dziekanat odwiedził jeden z nich pytając, co ma zrobić ze studentem, który – według informacji z Dziekanatu – został skreślony z listy studentów w listopadzie, natomiast mimo to niezrażony przychodzi na konsultacje i przysyła kolejne fragmenty pracy. Odpowiedź jest prosta – wszystko zależy od dobrej woli promotora. Jeżeli ma ochotę pracować z osobą z wolnej stopy, nie widzimy żadnych przeciwwskazań. Dopóki jednak taka osoba nie stanie się formalnie studentem, nie może dojść ani do obrony, ani do zaliczenia promotorowi godzin do pensum. 
 
Przykłady z przedpoczątku kariery naukowej zdarzają się znacznie rzadziej, bo wymagają sporej determinacji i chyba fantazji. Z tego właśnie powodu jedna z Asystentek toku zdziwiła się przeprowadzając rozmowę z pewną – jak się okazało – być-może-przyszłą studentką. Zaczęło się prozaicznie od pytania, co BMP studentka powinna zrobić, skoro jest sesja, a jej nazwiska nie ma na protokołach. Po krótkim dochodzeniu okazało się, że nie mogło być inaczej, ponieważ nie ma ona statusu studenta (ani studentki), bo nie dopełniła formalności związanych z rekrutacją (z własnego zaniedbania, jak potem przyznała). Rozumowanie BMP studentki było proste – skoro chodziła na zajęcia i przystąpiła do egzaminów (w przypadku wykładów jestem sobie w stanie taką sytuację wyobrazić, sama wydaje mi się, miewam osoby z zewnątrz na swoich zajęciach z islamu), a co więcej, zdała je, powinna mieć wpisane oceny. Zgodnie z tą logiką, powinniśmy zrezygnować z rekrutacji. Póki co metoda faktów dokonanych nie zadziałała – BMP studentce pozostało pozbycie się statusu BMP i powtórzenie rozpoczętej nieformalnie przygody intelektualnej.

29 sty 2016

Ekonomia chorobotwórcza


Studenci, których czeka termin obrony pracy magisterskiej być może zauważyli pewną drobną zmianę. Dotyczy ona dostępności informacji w harmonogramie obron. O ile widać (zazwyczaj z wyprzedzeniem) termin obrony, nazwiska promotora i recenzenta, o tyle nie wiadomo, kto jest egzaminatorem z ekonomii (nie wiem, czy widoczne jest nazwisko przewodniczącego, ale ten pytań nie zadaje). 

Zmiana ta nie jest tymczasowym błędem informatycznym, ale zamierzonym działaniem z naszej strony. Okazało się bowiem, że niektórzy egzaminatorzy z ekonomii działają na Państwa  chorobotwórczo. Oczywiście zdarzają się choroby, czy inne wypadki, także w czasie, gdy wyznaczony jest termin obrony pracy magisterskiej (tu przypominam, że o ile przed wyznaczeniem terminu obrony istnieje możliwość podania swoich preferencji czasowych, po jego wyznaczeniu w zasadzie ie ma możliwości ruchu). Jednak – choć statystyk oficjalnych nie prowadzimy – zauważyliśmy pewną zależność: że prawdopodobieństwo wystąpienia choroby jest większe w przypadku jednych egzaminatorów, a mniejsze w przypadku innych. 

Bardzo zależy nam na tym, aby Państwo zdali egzamin magisterski. Chcemy w związku z tym oszczędzić Państwu niepotrzebnego stresu, a przede wszystkim tych chorób i niedyspozycji. Być może działa tu zasada, o jakiej opowiadał mi niegdyś znajomy profesor – antropolog: aby uchronić swoje nowo narodzone dzieci przed złymi duchami, rodzice nadawali im brzydkie imiona. Dzięki temu złe duchy przelatywały i nie interesowały się nimi. Może część Państwa niedyspozycji działa na tej samej zasadzie – przyciągają je konkretne osoby. 

Zobaczymy, jak teraz będzie – choć i tym razem nie pokusimy się o oficjalne statystyczne badania, pozostawiając wszystko w sferze domysłów. 

26 sty 2016

O dwóch takich, co jechali do Bangkoku

To był stosunkowo beztroski roboczy dzień, jak to bywa w czasie sesji (o ile nie sprawdza się egzaminów). Czas na to, aby złapać oddech jako wykładowca i zająć się wyłącznie sprawami dziekanatowymi, których – poza skrajnymi przypadkami niemożliwymi (np. wypisanie z zajęć, które już się skończyły) – w zasadzie nie wykraczają poza przeciętność. 

Najpewniej nic by tej ciszy i spokoju nie zmąciło, gdyby nie jedna z asystentek toku, która wybiegła po mnie niemalże na korytarz, bo oto dwóch studentów ma nie lada problem. Studenci wyjeżdżają na wymianę na semestr do Bangkoku. W niedzielę odlatuje ich samolot, mają już wykupiony nie tylko lot, ale i akademik, zorganizowane różne sprawy tam na miejscu w Tajlandii. Jedyny drobny problem polega na tym, że nie mają zaliczenia z jednego egzaminu w SGH. Wykładowcy nie zgodzili się na wcześniejsze przystąpienie do sesji. A wiadomo – brak zaliczonego egzaminu = warunek lub powtarzanie semestru = brak możliwości wyjazdu. Pikanterii dodaje fakt, że ów spokojny beztroski dzień był piątkiem. Niedziela wypadała więc za kilkadziesiąt godzin. 

Studenci mocno się denerwują i patrząc na mnie jak na potencjalne zbawienie. Zdali sobie sprawę, że przez zaniechanie (o czym za moment) mogą zapłacić nie tylko brakiem przygody życia, ale i finansowo. Można powiedzieć, że to nie ich wina – przecież już w grudniu (nie wnikałam, czy tuż przed świętami, a może w przerwie międzyświątecznej) zainteresowali się tym, czy wykładowca zorganizuje im wcześniejszy egzamin. Już w połowie minionego tygodnia (czyli trzy dni wcześniej) pojawili się w Dziekanacie z pytaniem, co dalej, skoro egzaminu ewidentnie nie będzie… 

O ile nie kręci Państwa tego typu ryzyko (a jeżeli kręci – radzę pograć w ruletkę, czy poskakać z bungee), radzę dołożyć wszelkich starań, aby je zminimalizować. A można to zrobić bardzo łatwo – po prostu wcześniej zainteresować się swoimi sprawami w SGH. Jeżeli wiedzą Państwo, kiedy rozpoczyna się semestr na uczelni zagranicznej (a nie jest to przecież tajemnica), można zapytać wykładowców już na pierwszych zajęciach, czy zgodzą się na przeprowadzenie wcześniejszego egzaminu. Informacja wcześniejsza na pewno ma większe szanse, niż taka z grudnia (ja również zapytana nagle o taki egzamin nie przeprowadziłabym go, a i pewnie zdenerwowała; zapytana w październiku wzdycham – bo żadna to przyjemność – ale organizuję). Jeżeli by się nie udało – można by zawsze zgłosić się do nas – może nam udałoby się przekonać prowadzącego, a jeżeli nie, można by jeszcze wówczas kombinować zmianę lub wypisanie z przedmiotu. W piątek popołudniu nie ma już specjalnie żadnych ruchów. Co najwyżej ruchy zmierzające do weekendu... A historię specjalnie zostawiam niedokończoną.

23 sty 2016

Uskrzydleni!

Bywa, że po zakończeniu semestru i pomyślnie zdanej sesji studenci znikają nam z oczu - zajęci nowymi wykładami albo pracą zawodową (szczególnie jeśli rzecz dotyczy ostatniego semestru studiów). Ale wcale nierzadko zdarza się, że po sesji ten i ów skrobnie jeszcze maila z krótką recenzją zajęć. I nie mam tu na myśli oficjalnych ankiet pozajęciowo-beznadziejnych, których zmianę bezskutecznie postulowałyśmy razem z Dziekan Górak-Sosnowską. 

Tym razem chodzi mi o bardzo osobiste podziękowania, jakie otrzymujemy (jako dziekani i jako wykładowcy), które nas totalnie uskrzydlają!!! Trafiały takie podziękowania do Pani Dziekan Górak-Sosnowskiej (także za pośrednictwem FB) np. po zajęciach z socjologii. Trafiały do mnie - szczególnie licznie po zakończeniu zajęć ze strategii marketingowych w mediach społecznościowych. Teraz notujemy pierwszy wysyp (bo łącznie już 18 maili adresowanych do Pana Dziekana Próchniaka albo wprost do DSM) po zakończeniu pierwszego oficjalnego semestru konwersatorium z ekonomii.

O ile dwa pierwsze przykłady to wyraz prywaty (ostatecznie prowadzimy te zajęcia jako profesorowie a nie jako dziekani), o tyle konwersatorium jest po trosze sukcesem DSM. Wprowadzenie tej oferty do Informatora, utworzenie zespołu wykładowców i wreszcie zapisy na ten I semestr, które odbywały się nakładem czasu pracowników Dziekanatu były sabotowane na tylu etapach, że chwilami zastanawiałam się, czy warto. Ale mamy już pierwsze wyniki: jeżeli pierwsza ocena na egzaminie magisterskim z ekonomii (przed wykładem) była totalną porażką, a druga (po zakończeniu konwersatorium) jest bardzo dobra, to chyba można uznać, że czynnikiem zmiany była nie tylko determinacja magistranta, ale także wysiłek prowadzących konwersatorium.

Gratuluję wykładowcom z konwersującego zespołu, gratuluję (obecnie już) magistrom i serdecznie dziękuję Wam (także w imieniu Pana Dziekana Próchniaka i reszty zespołu) za miłe słowa, podziękowania i współdziałanie, bez którego niewiele by się udało. A przy okazji dziękuję też swoim studentom ze "strategii", którzy powalają mnie jakością zgłaszanych projektów, pomimo że na pierwszych zajęciach mieli śmierć w oczach :-)  Wasze projekty spokojnie zasługują na komercjalizację (wiem, że w kilku przypadkach rynek już weryfikuje Wasze wysiłki) toteż z przyjemnością będę sobie puchła z dumy przez całe ferie a nawet dłużej.

A przy okazji: powodzenia w sesji! a potem miłego szusowania i zasłużonego dolce far niente!