30 mar 2013

Okolicznościowa garść statystyk – marzec 2013

Marzec upłynął znacznie spokojniej niż poprzedni miesiąc, zarówno pod względem liczby wpisów (18), jak i częstotliwości odwiedzin bloga (20 tys.). 

Na spadek naszej aktywności złożyły się dwie niezależne okoliczności – zewnętrzne i wewnętrzne. Z tych pierwszych, skończyły się nareszcie wszelkie formalności związane z rytami przejścia studentów z semestru na semestr (z ulgą mogę przyznać, że mój ostatni dyżur skończył się po 40 minutach) a w ostatnim tygodniu marca dało się już odczuć rozprężenie przedświąteczne. Jeżeli chodzi o okoliczności wewnętrzne, pochłonięte byłyśmy sprawami okołodziekanatowymi, wymagającymi dużej pracy koncepcyjnej: Dziekan(ka) Kachniewska – sekwencyjnością wyboru przedmiotów, a ja ankietą oceny zajęć dydaktycznych (o której mam nadzieję napiszę oficjalnie wkrótce). 

Przechodząc do statystyk: tradycyjnie niekwestionowanym liderem są wpisy dotyczące spraw praktycznych. W obecnym miesiącu zwycięża zatem seria wpisów na temat oświadczeń: strona o Oświadczeniach do systemu POL-on (ponad 1,8 tys. wejść), o ponownym otwarciu systemu oświadczeń (1,2 tys.) i o podsumowaniu akcji oświadczeniowej (629 wejść). Drugim tematem praktycznym, który zyskał największe zainteresowanie były opłaty za drugi kierunek – antyczny wpis z końca października 2012 (1,4 tys. wejść). Kategorię trzecią stanowią wpisy nawiązujące zasadniczo do tego, co działo się w lutym, a zatem: co można znaleźć w studenckich podaniach c.d. (tym razem były to dodatkowe władze dziekańskie – 512 wejść), czy trzeci termin naprawdę istnieje (rzecz o mitycznej istocie – 440 wejść) i o kupowaniu dyplomu (i to w SGH! – 426 wejść). 

Ciąg dalszy statystyk wygląda jak zazwyczaj – najczęściej zaglądacie do nas via FB (ponad 5 tys. wejść), Googla (ponad 4 tys.) i strony DSM w serwisie SGH (około 2 tys.). Około 150 zapytań o „tak dla dsm” czy „blog dsm” przywiodło Was w nasze progi, jednak sporo osób (około 80 wpisów) poszukiwało również informacji o opłatach za drugi kierunek studiów. 

W zasadzie wpis ten powinien mieć wczorajszą datę i nosić tytuł "blog na nartach" (w pełni i tym razem adekwatny), ale skoro wówczas nie udało się nam nie pisać przez ferie, pewnie i tym razem nie będzie inaczej. Ja na SGH wracam już w środę, myślami z Dziekan(ką) Kachniewską będziemy w SGH najpewniej również w dni świąteczne, choć obie obiecałyśmy sobie odpoczynek, a jeżeli się nie uda, to chociaż chwilę wytchnienia.

Wesołych i wypoczętych Świąt!

28 mar 2013

Po Senacie

Ponieważ po powrocie do domu zastałam skrzynkę wypełnioną zapytaniami studentów i wykładowców o przebieg Senatu - odpowiem hurtem tu na blogu. Na wstępie zapewniam, że plotki cytowane w Państwa mailach, dotyczące przyszłości SGH, nie znajdują najmniejszego potwierdzenia ani w pracach Komisji, ani w treści obrad Senatu, ani wreszcie w wypowiedziach JM Rektora - toteż naprawdę nie warto poświęcać im uwagi. O czym zaś była mowa?

Po pierwsze: Informator został przyjęty przez Senat wraz z nowym ujęciem sekwencji przedmiotów kierunkowych z Ekonomii oraz dodanymi przedmiotami w ramach programu QEM. Niestety wycofana została propozycja jednokrotnego uruchamiania przedmiotów kierunkowych w ciągu roku. Przyniesie to rozczarowanie tak studentom niestacjonarnym (głównie sb-nd), jak i wykładowcom, którzy liczyli na łączenie małych grup studenckich w większe jednostki i wygospodarowanie jednego semestru na pracę naukową. To rozwiązanie świetnie sprawdza się w uczelniach zagranicznych - stąd propozycja zgłoszona przez DSM. No cóż - przyjdzie jeszcze poczekać na zmiany, a na razie czeka nas taki sam system deklaracji i oczekiwania na wynik loterii, jak co semestr.

Tu na marginesie dodam, że studenci studiów sb-nd reprezentują dwa całkiem przeciwne stanowiska - stąd nie wiem ostatecznie, na ile powyższa informacja ich zmartwi, a na ile ucieszy. Ponad 60 osób pisało z prośbą o przywrócenie "normalnego" planu zajęć. Kolejne 80 osób - wnosiło o przypisanie przedmiotów do semestrów, co dawałoby gwarancję ich uruchomienia i ograniczyło choć trochę stan permanentnej niepewności w okresie ustalania harmonogramu zajęć. Jednak przedstawiciel studentów niestacjonarnych na forum Senackiej Komisji Programowej (Pan Mateusz Panek) był przeciwny temu rozwiązaniu i nie wątpię, że reprezentował pogląd szerokiej grupy studentów. Być może zainicjowane przez Pana Mateusza działania na rzecz zwiększenia reprezentacji studentów niestacjonarnych w ramach organizacji studenckich pozwolą lepiej organizować działania "dzieci gorszego Boga", czemu z całym przekonaniem będę sekundować. Pozwoli nam to lepiej rozpoznać i reagować na potrzeby studentów sb-nd.

Dalej: Zgodnie z agendą, na Senacie przedstawione zostały sprawozdania prac poszczególnych komisji senackich i rektorskich, które zostaną na pewno opublikowane w protokole z posiedzenia Senatu. Przegłosowane zostały kandydatury do nagród Ministra i nieliczne zmiany organizacyjne w ramach Kolegium Nauk o Przedsiębiorstwie. Żadne to sprawy tajemne - raczej dość rutynowe.

Największe emocje i nadzieje rozbudził jednak ostatni punkt obrad - wystąpienie Pana dr. Gruczy, pełniącego obowiązki Kanclerza SGH. Dotyczyło ono całego szeregu zmian (w zakresie administracji, organizacji pracy, zarządzania finansami, ocen pracowników, gospodarowania zasobami, obsługi prawnej i wielu, wielu innych). Spraw, które od lat nas uwierają, a których rozwiązania okazują się całkiem realne i to w niedalekiej przyszłości. Wdrożenie tych zmian niesamowicie poprawi jakość życia i pracy w ramach SGH. 

Kanclerz wyraził też gotowość przedstawienia swoich projektów na posiedzeniach poszczególnych kolegiów. Uważam, że warto bezpośrednio u niego zasięgnąć informacji, a przy okazji formułować pytania o konkretne terminy i praktyczne aspekty niektórych rozwiązań. Dla mnie jest to rewolucja, na którą od dawna czekają i studenci, i wykładowcy :-)

26 mar 2013

Proza życia ze sztuką w tle

Pani Dziekan Górak-Sosnowska podzieliła się z Wami wrażeniami koncertowymi (ja też radzę śledzić doniesienia o występach chóru SGH, bo uważam, że jest znakomity, a i dołączyć nie zawadzi :-) Mi pozostaje znacznie bardziej prozaiczne zadanie omówienia problemów logistycznych, które stały się udziałem dzieci gorszego Boga

Problemy studentów niestacjonarnych - w szczególności sobotnio-niedzielnych - bolą mnie straszliwie, nie tylko dlatego, że jest ich znacznie więcej niż w przypadku studentów studiów stacjonarnych, ale także dlatego, że studenci sobotnio-niedzielni, z powodu nikłej reprezentacji w organizacjach uczelnianych, mają ograniczone możliwości zabiegania o własne sprawy. To zagadnienie stanie się zresztą przedmiotem dyskusji z Prorektorem ds. dydaktyki i studentów.

Tym razem chodzi o sprawę tak karygodną, jak... zapomnienie o tym, że studenci sobotnio-niedzielni w ogóle występują w przyrodzie. Nie jestem w stanie wyrazić, jak bardzo mi przykro z powodu wydarzeń, które miały miejsce w sobotę wieczorem, w czasie występu chóru. Przepraszałam już większość z Państwa osobiście w mailach (wpłynęło ich ponad 80).

Organizatorzy zwrócili się do Dziekanatu z prośbą o przeniesienia zajęć do budynku A, stosowne informacje pojawiły się w "aktualnościach", ale nikomu nie przyszło do głowy, aby poinformować studentów o konieczności zabrania kurtek z szatni w budynku G, a także o planie zamknięcia łącznika między budynkami (przyznam, że o tym w ogóle nie wiedziałam, dopóki nie zaczęły wpływać maile - niestety całą dobę później). W efekcie przy 10-stopniowym mrozie studenci zmuszeni byli dostać się z budynku A, a potem dobijać do budynku głównego, żeby odzyskać okrycia. Trwające nagranie chóru i konieczność zachowania ciszy uniemożliwiły normalne wejście do szatni, a poszukiwanie kurtek odbywało się w konspiracyjnej atmosferze, przy latarce, dzięki życzliwości jednej z szatniarek (nie wiem jeszcze, która to była Pani, ale postaram się dowiedzieć i proszę o wsparcie osoby, które są w stanie mi w tym pomóc).

Do moich przeprosin dołączył się dr Bartosz Grucza pełniący obowiązki Kanclerza SGH oraz opiekun chóru dr Piotr Wachowiak. Ważne, że podjęte zostały ustalenia, które mają wyeliminować możliwość wystąpienia podobnych sytuacji w przyszłości. Wszystkie informacje (nie tylko o przeniesieniu zajęć, ale także innych zmianach wprowadzonych przez Dział Zarządzania Nieruchomościami, które dotyczą studentów) będą zgłaszane we właściwym dziekanacie i rozsyłane bezpośrednio do studentów.

Dziękuję wszystkim osobom, które przekazały mi informacje o tym wydarzeniu - dzięki temu możliwe stało się zgłoszenie problemu w Dziale Zarządzania Nieruchomościami. Na razie pozostaje robić, co w naszej mocy, żeby podobne sytuacje po prostu więcej nie wystąpiły.

24 mar 2013

To był koncert!

Bycie prodziekanem ma ten plus, że wie się o wielu ciekawych wydarzeniach, czy to naukowych czy kulturalnych, jakie mają miejsce na Uczelni. Dzisiaj Dziekan Dorocie Podedwornej-Tarnowskiej i mnie ten plus się spotęgował, bowiem miałyśmy okazję posłuchać koncertu jubileuszowego Chóru SGH. 

Zaczęło się sentymentalnie, i to wcale nie dlatego, że jubileusz był okrągły – dwudziestoletni. W swoim powitaniu prof. dr hab. Marek Bryx, Prorektor ds. zarządzania, wspomniał Malaykę, którą Chór przygotował z okazji wizyty na Uczelni prof. Anny Tibaijuka w 2009 r. Utwór ten wielokrotnie nucił były rzecznik SGH, Tomasz Rusek, i to chyba jeszcze w czasach studenckich – bo znamy się właśnie ze studiów i chodziliśmy razem na niejeden wykład. Stąd ten sentyment. To Tomek wymyślił Malaykę dla Chóru a Chór to wyzwanie podjął. Tym sposobem podczas ceremonii wręczenia prof. Tibaijuka tytułu doktora honoris causa po raz pierwszy, zdałam sobie sprawę, że Chór może dokonać rzeczy niesłychanych. 

Dokonał i tym razem. Wszystko było absolutnie rewelacyjne – i repertuar, i solówki, i aranżacja, i konferansjerka… Gmach główny rozbrzmiał muzyką i nawet małe dzieci (bo najmniejsi widzowie mieli kilkadziesiąt centymetrów wzrostu) słuchały z przejęciem. Z perspektywy pierwszego rzędu miałam dodatkowo możliwość rozpoznać kilku swoich byłych i obecnych studentów (Pani Asiu, Magdo i Panie Pascalu :)) i zobaczyć ich w innym, pozawykładowym wcieleniu. Jest to dodatkowa frajda, choć zdaję sobie sprawę, że ich śpiew nie wynika ani z moich zajęć socjologicznych, ani islamistycznych. Jedna z pań profesor również zobaczyła na scenie swoją byłą studentkę – tyle że studentka zrobiła już habilitację... 

Na koniec odrobina promocji. Przyznam, że szukałam po sieci Malayki, ale zamiast niej znalazłam: 
I na koniec powrót do dzisiejszego/wczorajszego (bo już po północy) wieczoru:

22 mar 2013

Informatyk poszukiwany!

I to do prac znacznie bardziej skomplikowanych niż blog Dziekanatu, a przede wszystkim nie do bloga, a do Centrum Informatycznego SGH. Przekazujemy w imieniu CI ogłoszenie. Dla osób spełniających kryteria merytoryczne będzie to okazja do zobaczenia, jak wygląda rzeczywistość po drugiej stronie pokoju 13G. Domyślam się, że podobnie jak swego czasu dla nas, będzie to nie lada zaskoczenie i wyzwanie. Czytelnicy bloga, dla których "Oracle" to jedynie wyrocznia, a XHTML luźno kojarzą z HTM też mogą pomóc - może znacie kogoś, kto mógłby w CI pracować.

Centrum Informatyczne Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie zatrudni programistę PHP

Zakres obowiązków:
  • kodowanie (programowanie)
  • rozwój istniejącego oprogramowania 
  • tworzenie dokumentacji i testowanie istniejącego i nowego oprogramowania 
Wymagana:
  • znajomość technologii PHP 
  • znajomość relacyjnych bazy danych Oracle, lub PostgreSQL 
  • znajomość technologii internetowych XHTML, HTML5 i CSS 
Pożądane:
  • umiejętność samodzielnego rozwiązywania problemów, 
  • umiejętność tworzenia dokumentacji, 
  • umiejętność pracy w zespole, 
  • łatwość przyswajania wiedzy i chęć rozwoju, 
  • komunikatywność i łatwość nawiązywania kontaktów, 
  • umiejętność planowania i organizowania własnej pracy, 
  • aktywność w działaniu i sumienność, 
  • znajomość języka angielskiego w stopniu komunikatywnym, 
  • pożądane wykształcenie wyższe (preferowane informatyczne). 
Osoby zainteresowane prosimy o przesyłanie CV z dopiskiem o zgodzie na przetwarzanie danych osobowych oraz listu motywacyjnego na adres: sekretariatci@sgh.waw.pl.

21 mar 2013

Po co tyle podpisów?

Nieraz jako dydaktyk sama się zastanawiałam nad tym dlaczego w zakresie składania protokołów egzaminacyjnych funkcjonują od kilku lat dwa równoległe byty: oceny wystawiamy i wpisujemy do protokołów elektronicznych, które akceptujemy wirtualnie, a następnie musimy je dodatkowo wydrukować i – uwaga – podpisać. Podpisać każdą jedną osobno. Żadne klamerki zbiorcze, podłużne podpisy o długości kartki A4, czy inne innowacyjne metody zaoszczędzenia czasu, tuszu i mięśni dłoni nie wchodzą w grę. Mając kilkunastu studentów na protokole można jeszcze te podpisy cyzelować, jednak przy kilkuset staje się to uciążliwe a pierwszy złożony na protokole podpis nijak nie przypomina sto siedemdziesiątego ósmego. 

Istnienie dwóch systemów, w których robi się to samo, ale na różnych nośnikach może prowadzić do (niesłusznego!) przekonania, że oba te systemy są wobec siebie substytucyjne. A zatem: 
  • wystarczy złożyć sam protokół papierowy (najlepiej tzw. dodatkowy, albo ręczny, bo te wirtualne trzeba drukować z systemu – czyli trzeba je najpierw było własnoręcznie wypełnić) a ocena sama wpisze się do systemu elektronicznego. Albo:
  • wystarczy złożyć sam protokół elektroniczny – przecież każdy wykładowca ma swoje konto w WD, więc wiadomo, że oceny wpisała uprawniona osoba a nie np. hacker. 
Jako osobie wykładającej m.in. socjologię skojarzyło mi się to naturalnie z asynchronią normatywną – nałożeniem się norm pochodzących z różnych okresów historycznych. Oto nastała epoka wirtualna a ktoś zapomniał „wyłączyć” epokę papierową. Niestety, złożenie tylko jednego rodzaju protokołu nie jest wystarczające i wbrew pozorom ma swoje uzasadnienie. Wskazuje na to zarówno § 20 Regulaminu, jak również dokument wyższego rzędu – Rozporządzenie Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego w sprawie dokumentacji przebiegu studiów z 14.09.2011 r. (§ 11). W obu przypadkach podstawą jest system danych informatycznych, z którego oceny są następnie poświadczane i indywidualizowane za pomocą własnoręcznego podpisu wykładowcy. A zatem diabeł tkwi w szczegółach, a w przypadku protokołów egzaminacyjnych – właśnie w nośniku.

19 mar 2013

Statystycznie jesteśmy w porządku...

Oświadczenia o spełnianiu warunków do podjęcia i kontynuowania studiów bez wnoszenia opłat na poziomie magisterskim powinno było złożyć 3189 studentów. Na moją prośbę Centrum Informatyczne dokonało podsumowania ostatniej "akcji oświadczenia", z którego wynika, że swojego obowiązku nie dopełniło dokładnie 671 osób. 

Oznacza to, że o ile statystycznie jesteśmy w porządku, to zarazem tylko statystyczny student studiów dziennych SGH zachowuje prawo do nieodpłatnego studiowania.

Niektórzy z zapominalskich odzywali się do mnie niemal dosłownie pięć po 12.00 z pytaniem, "co teraz skoro zapomniałem?". Niestety po prostu nic. Zgodnie z tym, co już pisałam i o czym Państwo powinni wiedzieć (ignorantia iuris nocet) dane do systemu POL-on zaciągane są wyłącznie drogą elektroniczną i wyłącznie w określonym terminie. 

Pozostaje pilnować kolejnych dat (następna akcja czeka nas w listopadzie) i pamiętać, że złożenie oświadczenia do Ministerstwa wymagane jest w każdym semestrze studiów i na każdym kierunku studiów oraz w każdej uczelni, na którym studiują Państwo nieodpłatnie. Dużo pomogłoby regularne sprawdzanie poczty w domenie sgh.waw.pl - o złożeniu protokołów zawsze przypominamy ze stosownym wyprzedzeniem.

18 mar 2013

Prof. dr hab. Marek Rocki dla bloga DSM: zanim powstał blog

Prof. Marek Rocki w swoim domowym gabinecie.
Zdjęcie pochodzi z archiwum prof. Rockiego dostępnego na stronie SGH

Z Dziekan(ką) Kachniewską uważamy – chyba niebezpodstawnie – że prowadzimy jedyny blog dziekanatu w Polsce, a może i w jakiejś części Europy. Warto jednak w tym kontekście przypomnieć pionierski i nowatorski pomysł „Serwisu informacyjnego” prof. dr hab. Marka Rockiego, Rektora SGH w latach 1999–2005 i Senatora RP od 2005 r. Serwis informacyjny funkcjonował w czasie całej kadencji prof. Rockiego jako Rektora SGH, a także później. 

Skąd pojawił się pomysł stworzenia rektorskiego Serwisu informacyjnego pytań i odpowiedzi? 

Serwis powstał, gdy jeszcze byłem Dziekanem, chociaż wówczas nie był tak bardzo aktywny. Gdy byłem Prorektorem ds. studenckich doszedłem do wniosku, że z punktu widzenia studenta, sprawy mogą się wydawać nietypowe, natomiast z punktu widzenia kogoś, kto się zajmuje studentami, są one standardowe. Dlatego mogłem, prosząc Biuro Rektorskie o odpowiedź na typowe podania i pisma studentów – takie jak na obecnej stronie DSM – pisać „Pani Jadziu, odpowiedź nr 5”. Pamiętajmy, że wtedy – początek lat 90. nie było internetu! 

Parę lat później – będąc dziekanem Studium Dyplomowego – postanowiłem stworzyć stronę dziekanatu z odpowiedziami na typowe pytania studentów. A potem, ponieważ były to pytania dotyczące różnych innych spraw, utworzyłem serwis. Założyłem go również dlatego, że chciałem wiedzieć, co się dzieje w Szkole. Miałem takie wrażenie, że rektorowi nie wystarcza kontakt z Samorządem jako reprezentantem studentów. Są jeszcze organizacje, koła naukowe, są studenci, którzy są nie zrzeszeni, a dla których Samorząd Studentów jest ciałem zbyt formalnym, albo odległym. Forum, na którym każdy może zadać pytanie – nawet anonimowo – daje możliwość pozyskania informacji o rzeczach, o których w sposób formalny mógłbym się nie dowiedzieć. 

Czy pytający kiedykolwiek nadużywali anonimowości? 

Pojawiały się pytania o moje dochody, albo jakiego szamponu używam, ale nie uważam tego za nadużycie. Nie były też nadużyciem anonimowe narzekania na rzetelność pracy nauczycieli akademickich lub służb administracyjnych uczelni. Dzięki nim ja wiedziałem co doskwiera studentom, a studenci mogli – mam nadzieję – dowiedzieć się z moich odpowiedzi, w jaki sposób funkcjonuje uczelnia wyższa. 

A jakie pytanie najbardziej Pan zapamiętał? 

Było to tyle lat temu, że szczerze mówiąc nie pamiętam. Chyba jednak było to pytanie o szampon, jakiego używam – z racji tego, że jestem w zasadzie łysy. Nie było pytań, na które nie potrafiłem odpowiedzieć. Mogłem odpowiedzieć natychmiast, ale mogłem też przesłać pytanie do kilku wytypowanych służb – do Kwestury, Dyrektora Administracyjnego, czy Centrum Informatycznego – i zamieścić odpowiedź, którą uzyskałem. Ważne i interesujące było dla mnie to, że studenci posługiwali się moimi odpowiedziami w dyskusjach z dziekanami. Drukowali je używali jako rektorskiej wykładni regulaminu studiów. 

Jak od strony czasowej wyglądało prowadzenie Serwisu informacyjnego? 

Teraz dokładnie nie pamiętam, ale codziennie było to kilka pytań, więc poświęcałem około pół godziny na serwis. Było dla mnie ważne, co dzieje się w Szkole, więc uważałem, że moim obowiązkiem jest przeczytać i odpowiedzieć. Ważne było to, że w serwisie pojawiały się także pytania od pracowników oraz kandydatów na studia. 

Czy czytuje Pan blog naszego Dziekanatu? 

Z bólem przyznaję, że dopiero wczoraj zacząłem – przygotowując się do tej rozmowy – ale wcześniej obserwowałem, co się działo na Facebooku. Z tego co przejrzałem wczoraj zajmujecie się ważnymi rzeczami, chociaż nie widziałem komentarzy – nie wiem czy są one niewidoczne? 

Nie wszystkie wpisy są komentowane. Ale niektóre – jak o deklaracjach semestralnych, czy oświadczeniach w systemie POLon – mają po kilkadziesiąt komentarzy... A gdyby teraz przyszło Panu powrócić do interaktywnej i internetowej formy komunikacji, czy nadal byłby to pytania i odpowiedzi, czy może jakaś inna forma? 

Mam mieszane uczucia, bo z jednej strony wielość kanałów powoduje możliwość zakłóceń w komunikacji. Jeżeli funkcjonuję wirtualnie w kilku miejscach, mogę stracić panowanie nad swoimi odpowiedziami. Z drugiej strony taka wielość kanałów być może powoduje, że większa liczba osób dociera do ważnych i aktualnych informacji. „Serwis”, w którym po pytaniu czy wypowiedzi następowała odpowiedź, miał inny charakter niż Wasz blog, w którym stroną inicjującą jest Autor, a czytelnicy są raczej komentatorami niż dyskutantami. Forum dyskusji było samorządowe forum eSGieHa, ale o ile jeszcze 3 lata temu było bardzo aktywne, to teraz bardzo rzadko pojawiają się nowe wpisy. Najprawdopodobniej studenci znaleźli sobie inne miejsce na komunikowanie się. Szkoda, bo było to interesujące forum wymiany opinii. Zapewne jest miejsce podobnej aktywności, ale do niego nie dotarłem. 

Dziękuję za rozmowę.

17 mar 2013

Jaki dyplom kupić?

Odebrałam wczoraj krótkiego maila: "Pani Dziekan, czy warto sobie kupować angielski dyplom?". W pierwszym odruchu uznałam, że wraca moda na kupowanie dyplomów na "Różyku", ale zagadnienie jest na szczęście całkiem legalne.

Każdy absolwent studiów magisterskich SGH uzyskuje dyplom w języku polskim oraz suplement do dyplomu (wiąże się z tym opłata w wys. 60 zł), a ponadto może wnioskować o odpis dyplomu w języku angielskim, który wydawany jest tylko na specjalne życzenie. Dodatkowa opłata wynosi aktualnie 40 zł, więc nie poraża, ale zdarzają się studenci, którzy pomimo sugestii asystentki toku, poprzestają na polskim dyplomie. 

Sugestie asystentki nie wynikają z tego, że ma ona jakiś interes w "sprzedaniu" studentowi dodatkowej wersji dyplomu. Po prostu zwraca uwagę na fakt, że rynek pracy jest coraz bardziej międzynarodowy i szkoda zrezygnować z dokumentu, który w przyszłości może okazać się potrzebny za granicą. Koszt tłumaczenia przysięgłego, jaki wówczas czeka naszego absolwenta, jest znacznie wyższy.

Po wydaniu dyplomu, wirtualne konto studenta jest zamykane (w dziekanacie nie mamy już więcej do niego dostępu), dokumentacja "papierowa" trafia do archiwum, a student, który po roku lub 5 latach (taki przypadek też miał miejsce) uzna, że dyplom w języku angielskim ma sens - niestety nie już nie ma czego szukać w DSM. Pozostaje podanie do Rektora, zamówienie dokumentacji z archiwum etc. Po co fundować sobie taki korowód?

Ja także nie uzyskam prowizji "sprzedając" studentom anglojęzyczne dyplomy. Ale wiedząc, jak wielu naszych absolwentów podejmuje pracę i robi karierę w firmach międzynarodowych - radzę odmówić sobie jednego wypadu do kina lub kawiarni i złożyć wniosek o wydanie dyplomu w języku angielskim.

15 mar 2013

Powrót do przeszłości

Za: Village Vagabong
Trzech studentów na ostatnich dwóch dyżurach wymagało ode mnie nadprzyrodzonych umiejętności tego samego rodzaju, więc zdecydowałam się na wpis informacyjny. Otóż (pro)dziekan nie potrafi cofnąć czasu (stąd tytuł wpisu, wbrew słynnemu filmowi, dotyczy przeszłości – niestety w takich przypadkach przyszłość nie jawi się w najlepszych barwach). 

Przypadek pierwszy: studentka ostatniego semestru wraca z wymiany zagranicznej z niezaliczonym przedmiotem. Sesja poprawkowa na tamtejszej uczelni wypada za pół roku. Pytanie: czy można wstecznie wypisać ów przedmiot z learning agreement? 

Przypadek drugi: wierząc w rozliczenie roczne, a nie semestralne, studentka zadeklarowała i zrealizowała na pierwszym semestrze znacznie mniej punktów ECTS niż powinna, a ponadto nie wybrała wszystkich obowiązkowych przedmiotów (w zasadzie pierwsze już implikuje drugie, bo program I semestru skonstruowany jest tak, że wybierając przedmioty obowiązkowe zapełnia się niezbędną pulę ECTS). Grozi jej skreślenie z listy studentów. Pytanie: czy może się wznowić na obecny semestr (jeszcze nie będąc oficjalnie skreśloną), aby nie tracić obecnego semestru? 

Przypadek trzeci: dwa niedopatrzone przedmioty w deklaracji w poprzednim semestrze, które obecnie przemieniły się w warunek (albo przyczynę do skreślenia), bo ich właściciel dopiero teraz je zauważył. Nie podszedł do żadnego egzaminu, sesja poprawkowa również przepadła. Pytanie: czy nie dałoby się ich usunąć z poprzedniej deklaracji? 

O ile nie wyposażycie się Państwo w DeLoreana, czyli słynny wehikuł czasu, którym do przeszłości przeniósł się kilkakrotnie Marty McFly, nie ma takich możliwości. I naprawdę nie wynika to z niczyjej złej woli, ale z ograniczeń strukturalnych. Ja potrafię co najwyżej zmienić sobie czas w zegarku...

14 mar 2013

Mitologia stosowana, czyli trzeci termin

Tym razem odniosę się do dwóch zagadnień - obydwa bardzo "na czasie", więc pomimo długości wpisu proszę o uważne wczytanie się:
  • po pierwsze - wyjaśnimy pokrótce: kiedy przedłużenie sesji, kiedy warunek, a kiedy powtarzanie semestru
  • po drugie - ile czasu wykładowcy będą borykać się ze studentami atakującymi ich na korytarzu, w "Jajku" i na konsultacjach, z prośbą o mityczny "III termin"
Przedłużenie sesji możliwe jest tylko w odniesieniu do tych studentów, którzy nie wykorzystali z uzasadnionych przyczyn dwóch, regulaminowo im należnych, terminów egzaminu. Była już o tym mowa tutaj. Uzasadnieniem może być np. pobyt w szpitalu lub inne wydarzenia losowe, które rozpatrujemy zawsze indywidualnie. 

Egzamin zdawany w ramach przedłużonej sesji nazywany jest niesłusznie "3. terminem". Nie ma 3. terminu! Jeśli student zdaje egzamin po zakończeniu sesji, mając zgodę dziekana na jej przedłużenie, to nadal jest to 2. termin, należny z mocy regulaminu. Jeśli student wykorzystał dwa terminy i otrzymał ocenę niedostateczną, lub nie przystąpił do któregoś terminu bez uzasadnionej przyczyny - nie ma prawa do przedłużenia sesji, może jedynie wystąpić o wpis warunkowy na kolejny semestr. Wykładowca, który wystawił ostatecznie ocenę niedostateczną, ma prawo odesłać studenta do dziekanatu z poleceniem uzyskania zgody dziekana na wpis warunkowy, bo przedłużenie sesji na pewno nie jest wówczas możliwe.

Przedłużenie sesji jest nieodpłatne i może trwać najwyżej do 21 dni (zwykły egzamin) lub 30 dni (w przypadku egzaminów standaryzowanych) od dnia zakończenia sesji poprawkowej. W trwającym obecnie semestrze termin przedłużenia wygasa 17 marca. Natomiast "warunek" (poprawnie wpis warunkowy na kolejny semestr), wiąże się z opłatą z tytułu powtarzania przedmiotu, ale daje czas na jego zaliczenie do końca semestru. 

Tu jednak uwaga dla studentów: wpis warunkowy nie może być podstawą do ubiegania się o zmiany w deklarowanym indywidualnym planie zajęć. Jeśli chcą Państwo powtórzyć przedmiot (uczestniczyć w nim) - to możliwe jest to tylko pod warunkiem, że nie występuje kolizja z innymi zajęciami. To przecież Państwo zawinili nie zdając egzaminu i Szkoła (w tym wykładowcy, ani reprezentujący Szkołę Dziekan) nie mają obowiązku przestawiać innych zajęć i stwarzać zamieszania dlatego, że ktoś nie poradził sobie z przedmiotem zadeklarowanym semestr wcześniej. Jeśli wystąpi kolizja - trzeba przygotować się do egzaminu indywidualnie, choć na pewno nie jest to łatwe.

Inaczej jest w przypadku powtarzania semestru, którego konieczność wystąpi jeśli student w sesji nie zaliczył więcej niż dwa przedmioty (można mieć bowiem max dwa warunki). Tu również pojawia się opłata, a ponadto konieczność uczestniczenia w poszczególnych zajęciach, choć ułatwieniem jest możliwość przepisania tych przedmiotów, które zostały pomyślnie zdane w sesji.

Wykładowca zawsze ma prawo - przyjmując egzamin poprawkowy w ramach przedłużonej sesji lub na prawach warunku - zażądać od studenta pisemnego dowodu, że student uzyskał zgodę Dziekana. Jeśli zgoda dotyczy przedłużenia sesji - wykładowca ma prawo zorganizować egzamin w dowolnym terminie, nie dalszym niż 21 dni (lub j.w. 30 dni) od ostatniego dnia sesji poprawkowej. Jeśli mowa o warunku - wykładowca ustala ze studentem termin egzaminu poprawkowego w dowolnym czasie w przeciągu semestru. W razie powtarzania semestru - student ma obowiązek zaliczyć przedmiot na takich samych zasadach i w tym samym terminie, co grupa, do której dołączył.

Tu od razu wyjaśniam, skąd biorą się przypadki studentów, którzy 12 marca wpadają na konsultacje z informacją, że w ciągu 2-3 dni mają zdać egzamin! Nie musi to być wcale przejaw beztroski ani lekceważenia ze strony studentów. Wystarczy, że w dziekanacie nie mamy kompletu protokołów z sesji (niektóre nie trafiły do nas do dzisiaj - przypomnę, że zaczął się już drugi miesiąc zajęć w nowym semestrze). Wówczas status studenta jest niejasny - rozpatrzenie podania jest trudne, bo może się okazać, że student oblał dwa lub trzy egzaminy i rzutuje to na decyzję (przedłużenie sesji? warunek? powtarzanie semestru?). Pozostaje czekać aż ponaglany wykładowca doniesie protokół i wyjaśnimy status studenta.

Tu odpieram zarzut jednego z profesorów, że student nie ma prawa dopominać się o wpisanie oceny do protokołu. Termin złożenia protokołów minął 21 lutego. Jeśli student nie widzi nadal oceny w swoim protokole, to nie tylko ma prawo, ale obowiązek (§ 44 Regulaminu studiów) upominać się o nią. Była o tym mowa m.in. tutaj.

Inne przypadki - także niezawinione przez studentów - to powroty z wymiany zagranicznej, urlopów dziekańskich itp. Życie obfituje w niespodzianki i nie sposób przypadków wszystkich studentów rozpatrywać wg jednego wzorca. Z perspektywy wykładowcy 5 studentów zakłócających czas przeznaczony już dla kolejnej grupy to oczywista uciążliwość - ale w masie kilku tysięcy osób, to naprawdę nieuniknione.

Problemem, o którym była już mowa na blogu, jest konieczność przyjmowania egzaminów pojedynczo, od pałętających się tu i ówdzie studentów. Jedynym rozwiązaniem racjonalizatorskim, o którym zresztą dzisiaj mailowałam z jednym z adiunktów, jest ustalenie jednego wspólnego terminu egzaminu dla "przedłużonych sesji" - najlepiej blisko końca terminu (czyli np. w 18.-20. dniu od ostatniego dnia zakończenia sesji poprawkowej). Wtedy wykładowca raz tylko angażuje czas i opracowuje jeden test. 

Kilku wykładowców wnioskowało, z różnych przyczyn, o zgodę na zorganizowanie takiego egzaminu kilka dni później - nie widzę przeszkód, a studentów uspokajam, że przekroczenie terminu 17 marca, jeśli następuje na wniosek wykładowcy, nie będzie na pewno traktowane jako zaniedbanie studenta. Szczególnie elastycznie musimy traktować w tym przypadku studia sb-nd - daty zjazdów nie zawsze pozwalają na ścisłe przestrzeganie terminów regulaminowych - tu proszę o spolegliwość także wykładowców.

Wydając zgodę na przedłużenie sesji lub warunek, Dziekan nigdy nie narzuca wykładowcy konkretnej daty ani formy zaliczenia i uważam, że ta suwerenność powinna zostać zachowana. Jeśli wykładowca uzależnia zaliczenie przedmiotu nie tylko od samego przebiegu egzaminu, ale także np. terminowego złożenia pracy semestralnej, aktywności na zajęciach itp. - ma prawo odmówić przyjęcia egzaminu, nawet jeśli student uzyskał zgodę dziekana na przedłużenie sesji. Dziekan - wydając decyzję - ma bardzo ograniczony ogląd sprawy. Nie może np. wiedzieć o tym, że student przez cały semestr nie dał znaku życia, nie złożył pracy zaliczeniowej itp. Dziekan widzi tylko "gołe" podanie i informację, że student ciężko rozchorował się w czasie sesji...

Jeśli powyższy wpis pozostawia jeszcze jakieś wątpliwości, to proszę zarówno studentów, jak i wykładowców o pytania w formie komentarzy lub na maila. Sądzę, że dobry obieg informacji i wyjaśnienia pozwolą nam wreszcie uporządkować bieg spraw i zmniejszyć poziom napięcia w pierwszych dniach semestru.

Z wiosennym pozdrowieniem

11 mar 2013

"Przegląd" Dziekanatu

fot. Krzysztof Żuczkowski
Zapowiadałyśmy to już na FB, ale warto wspomnieć i na blogu, zwłaszcza że sprawa z blogiem jest związana. Zagościłyśmy na łamach "Przeglądu", oczywiście w związku z "drugą stroną okienka", co widać zresztą na zdjęciu obok. Uważny czytelnik dostrzeże, że było to w czasie gdy Dziekan(ka) Kachniewska przedłużyła termin składania oświadczeń w systemie POLon.

Wraz z nami w artykule wypowiada się także dwóch studentów - Pan Piotr i Pan Paweł. Nie wiem, czy się znamy osobiście, najpewniej tylko wirtualnie - bo obaj dobrze orientują się w losach Dziekanatu i Dziekanek - ale pozdrawiam :)

Lead artykułu znajduje się na stronie "Przeglądu". Od jutra tekst zawiśnie także w jednej z dziekanatowych gablot. Oczywiście można także nabyć tygodnik we własnym zakresie. Jest u nas np. w kiosku w gmachu G (mamy również służbowy egzemplarz, acz za prywatne pieniądze, w Dziekanacie).

Prof. dr hab. Marek Rocki dla bloga DSM: jak Rektor Dziekanem został

Prof. Rocki oddaje krew w trakcie IV Dnia Krwiodawstwa w SGH
Zdjęcie pochodzi z archiwum prof. Rockiego dostępnego na stronie SGH
Prezentujemy rozmowę z prof. dr hab. Markiem Rockim, Rektorem SGH w latach 1999–2005 i Senatorem RP od 2005 r. Rozmowa dotyczy końca lat 90., gdy prof. Rocki był Dziekanem Studium Dyplomowego (obecnie Magisterskiego) i jako pierwszy ustanowił związek między tymi dwoma stanowiskami (Dziekana SM i Rektora) w naszej Uczelni. 

Studenci znają Pana z różnych funkcji, jednak mało chyba kto ze studentów wie, że był Pan Dziekanem. Jak to się stało, że został Pan Dziekanem Studium Dyplomowego? 

Przedtem, w latach 1990–1996, byłem przez dwie kadencje prorektorem. Pierwszą kadencję prorektorską pełniłem z woli prof. Aleksandra Müllera, który wygrał wybory jako kandydat Obywatelskiego Komitetu Wyborczego w 1990 r. Kolegium elektorów wybrało mnie na prorektora ds. studenckich. Była to nieco krótsza kadencja, bo w związku wejściem w życie nowej – ówcześnie – ustawy o szkolnictwie wyższym, zaczęła się w grudniu, a nie jak zwykle – we wrześniu. W 1993 r. odbyły się kolejne wybory rektorskie. Były o tyle dramatyczne, że rozegrały się w dwu podejściach. W pierwszym, jedynym kandydatem był dotychczasowy Rektor, ale nie uzyskał akceptacji kolegium elektorów. W drugim podejściu, po ponownym rozpisaniu wyborów, kontrkandydatami prof. Müllera byli: prof. Janina Jóźwiak i ówczesny prorektor, prof. Ryszard Gajęcki – a wygrała prof. Jóźwiak. 

Miałem o tyle przyjemną sytuację, że cała trójka proponowała mi, żebym w dalszym ciągu był prorektorem. W pierwszej kadencji rektorskiej prof. Jóźwiak byłem więc o raz drugi prorektorem, tym razem ds. zarządzania. W następnej kadencji – ponieważ już byłem przez dwie kadencje prorektorem – prof. Jóźwiak zaproponowała, abym był nadal w gronie władz i został Dziekanem Studium Dyplomowego. I tak zostałem dziekanem. 

Jakie wyzwania stały wówczas przed dziekanatem? 

Ówczesny Dziekanat Studium Dyplomowego dopiero co powstał. Gdy Senat ustanowił zmianę struktury organizacyjnej Szkoły, powstało Studium Podstawowe – obecnie Licencjackie, ale z innymi kompetencjami. Swoją drogą byłem ówcześnie, przez kilka miesięcy, jednocześnie dziekanem Studium Podstawowego – poprzednika obecnego Studium Licencjackiego. Nieco później zaczęło powstawać Studium Dyplomowe. Tworzył je prof. Tomasz Szapiro, opracowując jego organizacje, wszystkie procedury i przepisy wewnętrzne. 

Po zakończeniu kadencji prof. Szapiro były dwa główne wyzwania. Po pierwsze, ujednolicenie regulaminów studiów, bo wtedy mieliśmy trzy, albo nawet cztery regulaminy studiów: regulamin studiów Studium Podstawowego, regulamin studiów dla Studium Dyplomowego, osobny dla Studium Zaocznego, a oprócz tego odrębny regulamin studiów miał prof. Bohdan Jung dla programu Science Po. Ponad rok pracowaliśmy nad tym, aby stworzyć jeden regulamin dla całej Szkoły. Drugim wyzwaniem była komputeryzacja. W momencie, kiedy prof. Szapiro tworzył Dziekanat, liczba komputerów w Szkole nie była nadzwyczajnie duża i znaczna część procedur wymagała obróbki ręcznej. Wybory wykładów odbywały się poprzez deklaracje wypełniane ręcznie. Pracownicy dziekanatu musieli przekładać, sortować, wpisywać, bo nie było systemu komputerowego. 

Gdyby można było porównać pracę Dziekanatu obecnie i za Pana czasów, kiedy było łatwiej? 

Na pewno łatwiej było za moich czasów. Obecny Dziekanat ma kompetencje związane z rekrutacją, których my nie mieliśmy. Szczerze mówiąc nie do końca lubię obecną strukturę. Przedtem jeden dziekanat zajmował się rekrutacją, a drugi dyplomowaniem. Obecnie obydwa dziekanaty zajmują się jednym i drugim. Wydaje mi się, że można by to uprościć. Wówczas problematyczny był Dziekanat Studium Zaocznego, który zajmował się i rekrutacją i dyplomowaniem. W momencie, gdy wchodziła w życie ustawa z 2005 r., dzieląca studia na licencjackie i magisterskie, możliwe były różne konfiguracje. Przykładowo mogły powstać dwa dziekanaty: dla studiów stacjonarnych i dla studiów zaocznych. Można było też utworzyć cztery: dwa dla studiów stacjonarnych oraz dwa dla zaocznych. Ekipa Rektora Adama Budnikowskiego wybrała pierwszą koncepcję, likwidując Dziekanat Studium Zaocznego. Gdy ja byłem Dziekanem, DSD nie obsługiwał studentów zaocznych, ani nie przeprowadzał rekrutacji na studia magisterskie. 

Dziękuję za rozmowę.

9 mar 2013

Migracje wiosenne

Ponieważ część studentów uznała, że zapisy na przedmioty możliwe są w dowolnym czasie, niezależnie od tego, że mija już pierwszy miesiąc zajęć, to uprzejmie przypominam, że obowiązującym systemem zapisów na zajęcia jest wyłącznie wirtualny system deklaracji semestralnych. 

Troszkę dziwi mnie postawa tych wykładowców, którzy wyrażają zgodę na dopisywanie się na zajęcia w marcu - być może prowadzą przedmioty, na których obecność lub nieobecność studentów jest sprawą obojętną lub mają wyjątkowo wrażliwe serca i dają się uprosić studentom o zgodę na dopisanie. Zdecydowana większość nauczycieli zwraca jednak uwagę, że opuszczenie 4 zajęć spośród 15 przewidzianych w semestrze, to jednak duża strata. 

W związku z tym informuję, że wszelkie migracje międzyzajęciowe, które z takim zapamiętaniem Państwo praktykują (w czwartym tygodniu zajęć wpłynęło w tej sprawie 86 podań!) zostaną ostatecznie zamknięte z końcem najbliższego tygodnia (tzn. w dniu 15 marca). Jeżeli ktoś z Państwa wraca właśnie z wymiany zagranicznej, urlopu dziekańskiego lub z innych ważnych przyczyn dotychczas nie dokonał stosownych porządków w ramach indywidualnego planu zajęć - proszę, aby uporał się z tym na dyżurach dziekańskich w nadchodzącym tygodniu.

Ponownie przypominam, że podania o dopisanie na zajęcia z pominięciem WD - nawet jeśli zostały złożone "w okienku" - rozpatrywane są wyłącznie na dyżurach (pro)dziekańskich.

Przy okazji wyjaśniam tym z Państwa, którzy niepokoją się, że przedmioty "deklarowane na papierze" jeszcze nie są widoczne na kontach indywidualnych, że ręczna obsługa kilkuset wpisów (a bywa, że tyle przypada na jedną asystentkę toku) musi niestety potrwać... Korzystanie w systemu elektronicznego ułatwi życie zarówno studentom, jak i wykładowcom i pracownikom dziekanatu, dlatego zachęcam Państwa do wirtualizacji działań w kolejnym semestrze ;-)

7 mar 2013

Rektor SGH, prof. dr hab. Tomasz Szapiro dla bloga DSM: o blogach i blogu


Publikujemy ostatni wpis z cyklu. Tym razem przenosimy się już do czasów współczesnych, gdy prof. dr hab. Tomasz Szapiro został Rektorem i pytamy o to, czy czyta blog DSM i co sądzi o wirtualnym świecie. 

Czytam blogi, różne blogi, tak jak chodzę do kina i do teatru, albo czytam prasę zawodową. To, co czytam, wybieram z różnych powodów; zazwyczaj z potrzeby uczestniczenia. Blog DSM odpowiada na moje potrzeby – dowiaduję się czegoś o ludziach, z którymi pracuję, o studentach i o kolegach. Z pewnym dyskomfortem przyznaję się: nie mam zbyt wiele czasu na czytanie książek, chodzenie do kina, słuchanie muzyki i czytanie blogów, także i tego blogu. 

Uczestniczenie w blogu, gdy jest to kontakt regularny, ale niewyłączny, pozwala czegoś się dowiedzieć i weryfikować to z życiem. I to jest bardzo ciekawe. Ta sztuczna na pozór komunikacja nie musi być oceniania krytycznie. Może być bardzo kreatywna, może dostarczać bardzo ważnych treści i emocji, ale może też narażać na przeżycia przykre, na zjawiska wobec których stajemy zupełnie bezradni. 

Traktuję blog jako formę specyficznej rozmowy. Tu jednak tracimy prawo, czy raczej możliwość wyboru rozmówcy. Jako dydaktyk jestem otwarty do każdego studenta, ale już idąc na ulicy – przy dość dużej otwartości na ludzi – nie chcę z każdym i w każdej chwili rozmawiać. Prawo do prywatności jest respektowane w w kontaktach z różnymi ludźmi, w blogu niekoniecznie. Komunikacja ze studentami na zajęciach, albo na przerwie – bo są to różne rodzaje komunikacji – jest uczciwa. Wszyscy wiedzą w jakich są rolach, jaka jest sfera intymności, gdzie ją można poszerzać, gdzie nie. Tymczasem bloger nie ma kontroli, kto go czyta, a spór – ma nieznaną widownię. To oznacza inną niż w rozmowie odpowiedzialność za słowa i odmienną niż rozmowa komunikację. 

Wielokrotnie widzimy to, oglądając chociażby wywiady telewizyjne, że emitując pewien komunikat trafiamy też do ludzi, którzy są nierzetelni – tzn. wyjmują jakieś zdanie z tego komunikatu i replikują je do innych odbiorców bez kontekstu. A kontekst może przecież decydować o przekazie. 

Traktuję blogi jak deszcze – są i już, i radzę sobie z nimi, dopóki nie ma powodzi. Tak i blogi – czasem są źródłem przeżyć ciepłych i niezapomnianych, a czasem – niezapomnianych, ale inaczej. 


5 mar 2013

Oświadczenia: Reloaded

za: SGH Memes
Podtytuł rodem z Matrixa, na obrazku Him i Mojo Jojo (na swój sposób wymowne w kontekście niniejszego wpisu), a w treści zasadniczej ważna informacja w sprawie oświadczeń. 

Otóż na wniosek Dziekan(ki) Kachniewskiej system oświadczeń POLon zostanie ponownie otwarty dla wszystkich spóźnialskich w dniach 7-8 marca (czwartek-piątek). Jest to ostatnia taka możliwość, ponieważ przed 15 marca - gdy mija ministerialny (=ostateczny i nieprzekładalny) termin - CI musi jeszcze mieć czas na opracowanie danych. 

Oświadczenie ze wszech miar wypełnić warto, gdyż wskazuje na możliwość podjęcia bądź kontynuowania studiów bez wnoszenia opłat. Dotyczy to wszystkich studentów studiujących w Polsce nieodpłatnie na uczelniach publicznych. Brak oświadczenia może skutkować koniecznością samodzielnego wnoszenia opłaty za studia przez danego studenta... A to by było (parafrazując obrazek obok) "even worse than the evilest thing I can imagine".

Przypominamy, że wypełnione w WD i wydrukowane oświadczenie należy złożyć w Dziekanacie u właściwej asystentki toku.

Więcej szczegółów znajdą Państwo w WD oraz na blogu.

4 mar 2013

Rektor SGH, prof. dr hab. Tomasz Szapiro dla bloga DSM: o samoregulacji systemu

Obecny system dydaktyczny jest pod wieloma względami znacznie bardziej skomplikowany niż 20 lat temu, na co wskazywał Rektor w poprzednim wpisie. Warto przyjrzeć się rozwiązaniom, które wówczas zwiększały efektywność systemu, a także problemom, które do dzisiaj dają się we znaki. 

W momencie, gdy nowy system ruszył, pojawiły się pewne zjawiska, które podlegały samoograniczeniu. Na przykład były wykłady, na które zapisało się 700 osób. Nie można w Szkole przeprowadzić wykładu dla 700 osób. Takie wykłady były dzielone na mniejsze grupy i wykładowcy mogli prowadzić jedną albo kilka takich grup. Budowało to reputację jednych, i dyskomfort innych. Powodowało to napięcia, ale dawały się rozwiązać. 

Jak wspominałem, w mojej epoce, jeżeli studentów nie było na wykładzie kierunkowym, to wykład nie ruszał i kierunek nie ruszał, ale przy pełnej swobodzie wyboru studenci mogli się przenosić na inny kierunek. Nie pojawiał się problem który dzisiaj jest centralny – umowy ze studentem dotyczącej zaoferowania mu studiów na danym kierunku, który wpisany jest w umowę. Dzisiaj, jeżeli student podpisuje z nami umowę na kierunku Ekonomia na licencjacie, to Uczelnia musi mu go zagwarantować, albo płacić odszkodowanie. 

Takich sytuacji za moich czasów w Dziekanacie nie było. W związku z tym ten system się samooptymalizował, ale i usztywniał, gdyż studenci przestali wybierać przedmioty kierunkowe, które nie mogły ruszyć. Szkoła tego nie dostrzegła. Należało te kierunki bardzo silnie promować; tylko jeden kierunek – MISI – umiał to zrobić. Na pierwsze wykłady na MISI przychodziło 16 osób. Dzisiaj ten kierunek ocenia się na blisko 300. Niektóre inne kierunki upadły i już wtedy było widać paradoksy: np. jeden z wysokich urzędników państwowych oferował 7,5 tys. miejsc pracy w sektorze publicznym a my nie mogliśmy uruchomić kierunku Administracja publiczna z braku chętnych zainteresowanych taką ofertą. 


Lata 90. to okres rekonstruowania oferty. Widoczny w lewym dolnym rogu puchar zdobywali studenci ekonometrii w starych czasach. W czasach nowych, znaczonych innowacyjną wtedy Nokią 3010 (środek ekranu) kierunek MIESI liczył kilkanaście osób. Upraktycznienie zajęć, polityka uruchamiania wykładów, gdy były studentom potrzebne, koło naukowe bardzo aktywnie wspierane przez pracowników i włączane do badań i projektów, przyczyniły się do dwudziestokrotnego wzrostu liczności kierunku i utworzenia kadry dzisiaj rozpoznawalnej na uczelni i daleko poza nią.

Student wtedy cieszył się ogromną swobodą wyboru, ale ponosił jej konsekwencje. Jeżeli wybierał przedmioty w sposób chaotyczny, nie mógł uzbierać odpowiedniej liczby punktów kredytowych, nie mógł ukończyć studiów w ciągu 10 semestrów. Za kolejne semestry musiał płacić. A jednak to się nie zdarzało… 

Ponieważ studenci mieli problemy z wyborem ścieżki studiów i przedmiotów, więc funkcjonował punkt opieki tutorskiej, w którym przez bodaj 8 godzin dyżurowała grupa 3-4 dydaktyków, doradzających studentom. Punkt opieki tutorskiej mieścił się tam, gdzie obecnie jest Dział Zarządzania Nieruchomościami. Dyżurujący tam dydaktycy przy okazji zapoznawali się ze sobą. Poznałem tam wiele osób, które do dzisiaj pozostają ze mną w relacjach merytorycznych, naukowych czy dydaktycznych. Ten Punkt został uznany za nadmierny koszt, po pierwsze dlatego, że to były godziny dydaktyczne, które wchodziły do pensum, a po drugie ze względu na obciążenie sal. W związku z tym przeniesiono dyżury do katedr, co było w moim odczuciu błędem, ponieważ uniemożliwiło kontaktowanie się dydaktyków ze sobą, studentom utrudniło dotarcie, a także uniemożliwiło kontrolę odbywania tych dyżurów. W związku z tym zostało zinstytucjonalizowaną opiekę tutorską całkowicie zniesiono. 

Jednocześnie nastąpił proces kształtowania się wykładów szczególnie popularnych – przede wszystkim były to wykłady obowiązkowe i kierunkowe, ale także wykłady, które cieszyły się bardzo wysoką reputacją. Ta się składa, że zazwyczaj mówimy o rzeczach strasznych. Także i w Szkole wyeksponowana negatywna przyczyna popularności, jaką było zawyżanie przez dydaktyków ocen studentom po to, aby przychodzili studiować na ich wykłady. Zjawisko zawyżania było kontrolowane przez standaryzację egzaminów na pierwszym roku, w mniejszym zakresie standaryzacja występowała i później, ale nie była możliwa na poziomie wykładów fakultatywnych. Skala tego zjawiska jest ciągle przedmiotem sporu – nigdy nie widziałem analizy weryfikującej istnienie faktycznie tego zjawiska, np. przez próbę organizacji egzaminów z zewnętrznym obserwatorem. 

Niektóre wykłady w Studium Dyplomowym były po prostu unikatowe. To wynikało z dopuszczenia do budowania oferty przez każdego pracownika, a nie tylko Rady Naukowe. Zgłaszane wykłady dotyczące rynku kapitałowego, techniki marketingowe w tamtym okresie inspirowane były także naciskiem studentów, którzy wracali z wymian zagranicznych. Inne zajęcia okazały się bardzo atrakcyjne, bo przekładały się dla studenta na natychmiastową korzyść – mógł odpłatnie pomagać tworzącym się małym firmom. Wobec tego był wielki popyt na wiedzę dotyczącą wspomagania małych tworzących się firm. Inny popyt wywołała hossa na giełdzie – bardzo opłacało się znać inżynierię finansową. Wobec tego te wykłady były oblegane nie dlatego, że stawiano tam łatwe stopnie.

1 mar 2013

Pacze, pacze i nie widzę... - czyli słów parę o regresji ewolucyjnej

Studenckie przeprowadzki między kierunkami i formami studiów prowadzą do zamieszania, które jest nieuniknione - ale do ogarnięcia!!! 

Zarówno zmiana kierunku (możliwa wyłącznie po zaliczeniu I semestru studiów, co wynika z § 54 regulaminu), jak i zmiana formy studiów (np. ze stacjonarnej na niestacjonarną) następują zazwyczaj w pierwszych dniach semestru. To oczywiste, bo wnioskują Państwo o takie zmiany po zaliczeniu poprzedniego semestru. I zaczyna się zamieszanie.

Wynika ono z faktu, że deklaracje na kolejny semestr dokonywane są w czasie trwania poprzedniego semestru, kiedy student pozostaje jeszcze na poprzednim kierunku (lub poprzedniej formie) studiów. Np. kiedy dokonuje deklaracji, będąc studentem studiów popołudniowych, to ma dostęp (zarówno w pierwszym terminie, jak i na etapie korekty) wyłącznie do oferty popołudniowej. Po przeniesieniu się na studia sb-nd uzyska dostęp do nowego podglądu konta... najpewniej pustego, bo jako student sb-nd nie dokonywał deklaracji.

Zachowania atawistyczne sprawiają, że w chwili zagrożenia "jeżymy się" lub "skaczemy z pazurami". A student, który poprawnie i terminowo dokonał deklaracji ma poczucie zagrożenia widząc, że nie przynależy do żadnej grupy wykładowej. Asystentki też czują się zagrożone, bo przecież widzą, że wszystko jest na koncie, a student jest zdenerwowany. U nich też uruchamia się mechanizm regresji ewolucyjnej i zaatakowane odpowiadają atakiem.

Spróbujmy wykazać odrobinę rozsądku. Wyłączenie mechanizmów atawistycznych możliwe jest tylko wtedy, kiedy mocno zaktywizujemy lewą, czyli "racjonalną", część mózgu. 

Lewa strona mózgu studenta powinna skojarzyć, że skoro nastąpiła zmiana formy studiów, to będzie miał od tej pory podgląd na nieco inne konto w WD - odpowiadające wybranej formie studiów. Nie ma w tym żadnej jego winy - uzyskał zgodę dziekan(ki) i teraz musi spokojnie dokonać deklaracji właściwej dla nowo wybranej formy studiów (zapewniam, że nie ma z tym problemu - wystarczy do podania w sprawie zapisów na przedmioty dołączyć kopię zgody na zmianę formy studiów).

Jeśli nawet studentowi nerwy puściły - to lewa strona mózgu asystentki powinna pozostać - choć to niełatwe - odporna na ewentualny atak. Człowiek, który wszystko zrobił terminowo i nagle widzi nadciągające problemy, rzadko zachowuje zimną krew. Nie chcę przez to usprawiedliwiać agresywnego tonu pretensji - po prostu trzeba zapanować nad emocjami.

Asystentka powinna wówczas wyjaśnić, dlaczego mimo dokonanej deklaracji student nie ma zadeklarowanych przedmiotów i uspokoić, że dokonana deklaracja zostanie skopiowana na nowe konto, ale może okazać się bezużyteczna (przedmioty nie pasują do nowego kierunku lub godziny zajęć do nowej formy studiów). W praktyce student musi od nowa zapisać się na przedmioty (zapewne już tylko "drogą papierową"), załączając kopię zgody na zmianę formy (lub kierunku) studiów. Jeśli część przedmiotów z poprzedniej formy lub kierunku studiów może zostać zachowana w deklaracji (studentowi odpowiada dokonany wybór, nie ma problemu z kolizjami etc.) to tym lepiej.

Dzisiaj wynikła jeszcze ciekawsza sytuacja, kiedy "przeniesiona" studentka wylądowała w kompletnej próżni: już jest na nowej formie studiów, ale tej też "nie widzi", bo nie zaliczyła dotychczas sesji. A na dawnej formie studiów już jej nie ma - bo przecież wnioskowała o przeniesienie. Franz Kafka razy paragraf 22! W efekcie zrobiło się zamieszanie (które mnie dopadło aż tu w Krakowie w trakcie konferencji) oraz wpis na blog. 

Doceńmy siłę racjonalnego myślenia: lewa półkula mózgu odpowiada za zdolności matematyczne i muzyczne, myślenie logiczne i uważne słuchanie. Jest naprawdę wspaniała. Prawa pozwala na intuicyjny, nieschematyczny sposób rozumowania, a także wzrokowe zapamiętywanie. A ponadto, jako podatna na emocje, jest zdolna do miłości (choć niektórzy wierzą, że kocha się sercem). 

Postarajmy się zachowywać obydwie, ale w dziekanacie proszę korzystać raczej z tej lewej :-)

Dodatkowe władze dziekańskie, czyli znowu o podaniach

To już trzeci wpis z serii „fakty ze studenckich podań” – chciałoby się dopisać „fakty i (być może) mity” zważywszy na to, że dokładnie w czasie I i/lub II terminu sesji studenci masowo chorują na różnorakie 1-4-dniowe choroby (sądząc po dołączanych do podań o przedłużanie sesji zwolnieniach), ale oczywiście tylko by się chciało; wszak zwolnienie to zwolnienie. 

Przejdźmy zatem do faktów, czyli do skrótu co ciekawszych treści z podań, których kilkaset (i wcale tu nie przesadzam) miałam okazję ostatnio rozpatrzeć. Choć może nie wszystkie powinnam ;) Niektóre podania adresowane są do nowych dodatkowych władz dziekańskich, czyli do Asystentek toku. Rozumowanie jest o tyle słuszne, że podanie faktycznie trafiają w ich ręce albo na ich konta w systemie wirtualnych podań. To one znają swoich studentów jak nikt i często pomagają nam podjąć właściwą decyzję. Mimo to nie stawiajcie swoich Asystentek w potencjalnie niezręcznej sytuacji zmuszając je do przekazywania nam do rozpatrzenia podań zaadresowanych w zasadzie do nich… 

Pisząc podanie czasami warto zacząć od podstaw. Dobrze na przykład wiedzieć, jak się nazywają osoby, do których podanie się adresuje, gdzie się studiuje i na którym semestrze. Z ciekawszych literówek (?) znalazło się wczoraj w Dziekanacie podanie adresowane dodatkowej władzy dziekańskiej – p. Kołotko (tak, przez „t”; rozbieżność nazwisk nieprzypadkowa). Na tym tle wszelkie inne literówki bledną, więc ich nie przytaczam. Ponadto jeden ze studentów utrzymywał, że studiuje na studiach zaocznych (nieistniejących od kilku lat), a inny składał podanie do Dziekana Wydziału (tu trzeba się było cofnąć jakieś 20 lat wstecz). 

Ze spraw bardziej wyrafinowanych: pewien student będący na wymianie w Niemczech chciał się sklonować – tj. zapisać na przedmioty na bieżący semestr i wrócić z wymiany pod koniec naszego semestru letniego na samą sesję (komunikowaliśmy się przez pośrednika – tu przypominam o konieczności posiadania upoważnienia. Przypadkowa znajomość, kohabitacja czy nawet wspólny fragment DNA nie wystarczają!). Kilku studentów na ostatnim moim dyżurze starało się chyba zaklinać rzeczywistość w inny sposób podając, że studiują na semestrze, na którym jeszcze ich nie ma, albo że w ogóle studiują... I tak na przykład pewien student z semestru I nie zdawszy jednego egzaminu (czyli w zasadzie kwalifikując się do skreślenia) utrzymywał, że jest na semestrze II, i to w podaniu o wpis warunkowy na ten właśnie semestr. Inny prosił o korektę planu zajęć nie mając zgody na powtarzanie powtarzania semestru (jeszcze gorzej niż warunek warunku), ba – nawet o nią nie wnosząc. To trochę tak, jak gdyby prosić o zmianę zelówek nie mając butów (kontynuując wątek obuwniczy), choć – jak widać na zdjęciu – na upartego można wszystko...