26 lut 2013

Verba docent, exempla trahunt...

czyli "słowa uczą, przykłady pociągają" (według Seneki). Do tego dorzucę zasadę, jaką wbijał nam do głów jeden z moich (20 lat temu) wykładowców: people are boss watchers. Zasada biznesowa, ale w SGH to chyba nie zaszkodzi... 

Pod "opieką" Dziekanatu mamy kilka tysięcy studentów i kilkuset wykładowców. Ci pierwsi lubią podkreślać, że "uczelnia jest dla studentów", ci drudzy - że "naszym obowiązkiem jest uczyć obowiązkowości i solidności". Jedni i drudzy mają rację, ale... jedni i drudzy stosuję te argumenty wtedy, kiedy czują się nie w porządku...

Najsolidniejsi studenci (a to dominująca część - ponad 90%) praktycznie nie bywają w dziekanacie. Bo i po co? Sesja zdana, oświadczenia i deklaracje złożone w WD, ewentualne kolizje zgłoszone do systemu, prace magisterskie oddawane terminowo... Komentarze na temat tego, dla kogo jest uczelnia słyszymy (jako wykładowcy) głównie od tych studentów, którzy przez cały semestr nie pojawiali się na zajęciach, a następnie oburzeni są faktem, że nie przysługuje im trzeci czy dziesiąty termin egzaminu...

Najwspanialsi wykładowcy (a mamy takich naprawdę wielu! - niektórzy byli także moimi Mistrzami) nie wyrzucają mi nigdy, że "nadskakuję studentom", "brakuje mi asertywności wobec studentów", "pozwalam sobie włazić na głowę", "naginam regulamin wbrew interesowi Uczelni" itp. Takie uwagi słyszę głównie wtedy, kiedy upominam się o terminowe złożenie protokołów, proszę o wykładowców o obecność na zajęciach (SIC!), albo uprzedzanie o nieobecności na obronie.

Najciekawsze jest to, że tak od studentów, jak i wykładowców, słyszę prośby, żeby wreszcie zrobić porządek... oczywiście z tą drugą stroną. A sprzątanie świata warto zacząć od wyczyszczenia własnych butów. Dyscyplina studentów nie może być wynikiem coraz surowszego przestrzegania regulaminu, tak jak solidnego zespołu pracowników nie buduje się na karach i przymusie. Podwładni obserwują szefa - a studenci swoich Nauczycieli. 

Solidności i odpowiedzialności najlepiej uczyć poprzez przykłady. Tak samo niestety można nauczyć nierzetelności. Jeśli opuszczam zajęcia nie uprzedzając o tym studentów, albo przychodzę na nie nieprzygotowana, to nie mam prawa pomstować na ich lekceważący stosunek do studiów. Psując w ten sposób opinię Uczelni i innym wykładowcom staję się łyżką dziegciu... Tym większe wówczas rozgoryczenie wykładowców, którzy starają się pracować rzetelnie, a potem i tak wysłuchują nieprzyjemnych uwag studentów lub dziekańskich pouczeń...

Nadal, po 20 latach spędzonych w SGH, nie rozumiem, dlaczego to, co jest w interesie studentów, ma być postrzegane jako sprzeczne z interesem wykładowców i na odwrót. I dlaczego każda próba uporządkowania tych relacji, prowokuje do obwiniania drugiej strony. Czy tylko ja miałam fantastycznych wykładowców? Czy tylko ja mam fantastycznych studentów? Przecież z rachunku prawdopodobieństwa wynika, że to niemożliwe...

Kiedy upominam się o protokoły - to mam po temu podstawy (ciągle brakuje w DSM ponad 200 protokołów! niektóre obejmują listy kilkunastu lub kilkudziesięciu nazwisk!). Fakt podkreślania przewinień studentów ("ależ oni nie chodzą na zajęcia!") nie może stanowić żadnego usprawiedliwienia! Można przecież (należy!) zamknąć i złożyć w DSM puste protokoły.

To samo w drugą stronę: jeśli studentowi grozi skreślenie z powodu przeciągania terminu złożenia pracy magisterskiej (bagatelka: o 2 lata!), to przypominanie, że "Szkoła jest dla studenta" nie wpłynie na moją decyzję (przecież ten dyplom chciałabym wydać właśnie studentowi!).

Komunikaty z dziekanatu wysyłane są automatycznie do wszystkich studentów lub wszystkich wykładowców. Siłą rzeczy przypomnienia o protokołach trafiają także tych nauczycieli, którzy nigdy w życiu nie zapomnieli o terminach, a uwagi na temat lekceważenia terminów sesji - do studentów, którzy mają ją dawno za sobą. Żałuję, że nie jestem w stanie każdego z kilku tysięcy odbiorców potraktować indywidualnie - ale do Państwa uwag (studentów i wykładowców) nigdy nie mam lekceważącego stosunku. I jeśli uwagi są zasadne - po prostu czyszczę buty. Natomiast faktycznie - nie lubię czyścić cudzych...

13 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panie Witoldzie - kwestia jak kto się wysławia nie jest bez znaczenia...

      Usuń
    2. Bardzo życiowe, szkoda, że nijak ma się do wpisu. Niby nierzetelni wykładowcy cierpią potem przez nierzetelnych studentów?

      Usuń
  2. Dziekan jest przełożonym studentów, ale nie wykładowców. To z kim łatwiej "zrobić porządek"? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. słuszna sugestia, ale chyba rok temu nie napisałby Pan tego ;-)

      Usuń
    2. To przecież żadna tajemna wiedza. Poza tym, wnioskując z wpisu, pod tym określeniem kryłoby się zdyscyplinowanie studentów i odpowiednie zastosowanie bodźców tak, żeby pilniej przestrzegali WŁASNYCH obowiązków wobec uczelni. Nikt by na tym nie stracił. Zatem mógłbym to napisać nie tylko rok temu, ale i cztery lata temu.

      Inna sprawa, że z pewnością pogłębiłoby to frustrację studentów z powodu bezsilności wobec "nierzetelnego" wykładowcy, który co prawda ma obowiązek wobec jednej jednostki, ale odpowiada zupełnie przed inną i przez to rodzą się problemy (oczywiście wciąż piszę o zdecydowanej mniejszości, ale dość uciążliwej mniejszości).

      Studenci mają minimalny kontakt z Władzami Kolegiów i nie bardzo wiedzą czym się te Kolegia zajmują. Szczerze mówiąc, będąc przed pół roku członkiem Rady Kolegiów też nie bardzo wiedziałem. Albo inaczej - nie bardzo wiedziałem czym WAŻNYM się zajmują. Najbardziej mnie rozbawiła całkiem poważna i umiarkowanie gorąca dyskusja na temat nazwy anonimowego studium podyplomowego i niemalże wpływu tej nazwy na rozwój języka polskiego w ogóle. Pod tym względem planowana reforma Jego Magnificencji może zrobić dużo dobrego.

      Usuń
    3. Jest jeszcze jeden problem - studenci czasem wiedzą, kto może dyscyplinować wykładowców (dziekan kolegium lub prorektor ds. dydaktyki) - ale boją się zgłaszać o pomoc. A po egzaminie machną ręką - niech sobie "koty" same radzą... Tu wsparciem mógły być dobry system ocen. Się dopiero tworzy :-)

      Usuń
  3. Przychodzi studentka do dziekanatu, stoi godzinę w kolejce, żeby złożyć obowiązkowe papierki (oświadczenie, druk seminarium), kulturalnie próbuje też przemycić podanie (drugie od początku studiów, czyli nie jestem najsolidniejsza, ale wciąż dość solidna) i standardowo jej się obrywa...
    Jak wygląda teraz podejście Pani Dziekan do podań o dopisanie/wypisanie z przedmiotów? Słyszałam, że wbrew wcześniejszym zapowiedziom odrzucania wszystkich tłumaczeń, w sobotę wielu osobom udało się uzyskać pozytywne rozpatrzenie próśb - czy ta 'amnestia' obowiązuje nadal?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przewiduję żadnej amnestii. Studenci, którzy uznali, że składanie deklaracji drogą elektroniczną jest zbyt męczące, mieli możliwość powrotu do podań w wersji papierowej (zresztą ćwiczymy to nadal - ponieważ niektórzy dopiero "wrócili z nart"). Każda osoba mogła złożyć podanie - jeśli okazywało się, że była w I i II etapie deklaracji - bez wahania rozpatrywałam na tak. Jeśli ktoś zlekceważył system deklaracji - zawsze może odwołać się do Rektora ds. dydaktyki i studentów.
      Co do drugiej sprawy - jeśli Pani stała godzinę w kolejce z oświadczeniem i drukiem seminarium - to bardzo mi przykro. Od kilku miesięcy wisi skrzynka na podania na drzwiach dziekanatu i tylko w wyjątkowych sytuacjach ta droga jest niewystarczająca. Na przyszłość radzę skorzystać, zamiast stać w kolejce.
      Jeśli "standardowo" się Pani "oberwało" - proszę napisać na mojego maila: od kogo i za co. Nie zdarzyło się, żebym nie zareagowała na skargę studenta, który został niegrzecznie potraktowany w dziekanacie, na wykładzie lub w jakiejkolwiek innej sytuacji w SGH. Po raz kolejny narzeka Pani na coś na blogu, a nie próbuje zgłosić się do mnie i wyjaśnić w czym rzecz. Na powyższy komentarz (podobnie jak inne Pani wpisy) trudno odpowiedzieć konkretnym działaniem (o ile w ogóle Pani na nim zależy). Polecam też zasady netykiety (w szczególności zasadę nr 12 i zasadę nr 2).
      Cieszę się natomiast, że jest Pani wnikliwą i systematyczną czytelniczką bloga :-)

      Usuń
  4. Wcala tak dużo nie narzekam! Tylko trochę ;) O skrzynce oczywiście wiem (z bloga), ale stałam w kolejce, żeby zapytać w okienku o inną sprawę. Odnośnie DO zasady nr 12 - chciałam pojawić się na Pani dyżurze i wyjaśnić na raz kilka spraw, ale zaproponowano mi termin 29 kwietnia... W takim razie napiszę do Pani długiego maila, żeby nie było, że mieszam i nie zależy mi na zmianach na lepsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na mój dyżur faktycznie trudno się dostać, ale jest jeszcze czterech prodziekanów. Co do maila - zasady nr 1, 2, 6 i 7 netykiety

      Usuń
  5. Ah ci niesolidni studenci! - Bo przecież zadaniem każdego oprócz nauki przedmiotów jest codzienne śledzenie całej gromadki stron SGH gdzie uczelnia nieudolnie i bardzo zawile stara się przekazać nieraz bardzo proste informacje.
    Oczywiście kolejka 200 studentów do Pani Dziekan nie jest sygnałem, że zawiodła komunikacja ze strony uczelni tylko, że to leniwi studenci wszystko olewają.
    Bardzo ciekawe podejście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem wystarczy śledzenie poczty. Bardzo proszę o wskazanie, w którym miejscu zawiodła komunikacja ze strony uczelni - chętnie się tym zajmę.
      Komentarz, który nie wnosi nic do sprawy - patrz zasada nr 12 z netykiety.

      Usuń