4 mar 2013

Rektor SGH, prof. dr hab. Tomasz Szapiro dla bloga DSM: o samoregulacji systemu

Obecny system dydaktyczny jest pod wieloma względami znacznie bardziej skomplikowany niż 20 lat temu, na co wskazywał Rektor w poprzednim wpisie. Warto przyjrzeć się rozwiązaniom, które wówczas zwiększały efektywność systemu, a także problemom, które do dzisiaj dają się we znaki. 

W momencie, gdy nowy system ruszył, pojawiły się pewne zjawiska, które podlegały samoograniczeniu. Na przykład były wykłady, na które zapisało się 700 osób. Nie można w Szkole przeprowadzić wykładu dla 700 osób. Takie wykłady były dzielone na mniejsze grupy i wykładowcy mogli prowadzić jedną albo kilka takich grup. Budowało to reputację jednych, i dyskomfort innych. Powodowało to napięcia, ale dawały się rozwiązać. 

Jak wspominałem, w mojej epoce, jeżeli studentów nie było na wykładzie kierunkowym, to wykład nie ruszał i kierunek nie ruszał, ale przy pełnej swobodzie wyboru studenci mogli się przenosić na inny kierunek. Nie pojawiał się problem który dzisiaj jest centralny – umowy ze studentem dotyczącej zaoferowania mu studiów na danym kierunku, który wpisany jest w umowę. Dzisiaj, jeżeli student podpisuje z nami umowę na kierunku Ekonomia na licencjacie, to Uczelnia musi mu go zagwarantować, albo płacić odszkodowanie. 

Takich sytuacji za moich czasów w Dziekanacie nie było. W związku z tym ten system się samooptymalizował, ale i usztywniał, gdyż studenci przestali wybierać przedmioty kierunkowe, które nie mogły ruszyć. Szkoła tego nie dostrzegła. Należało te kierunki bardzo silnie promować; tylko jeden kierunek – MISI – umiał to zrobić. Na pierwsze wykłady na MISI przychodziło 16 osób. Dzisiaj ten kierunek ocenia się na blisko 300. Niektóre inne kierunki upadły i już wtedy było widać paradoksy: np. jeden z wysokich urzędników państwowych oferował 7,5 tys. miejsc pracy w sektorze publicznym a my nie mogliśmy uruchomić kierunku Administracja publiczna z braku chętnych zainteresowanych taką ofertą. 


Lata 90. to okres rekonstruowania oferty. Widoczny w lewym dolnym rogu puchar zdobywali studenci ekonometrii w starych czasach. W czasach nowych, znaczonych innowacyjną wtedy Nokią 3010 (środek ekranu) kierunek MIESI liczył kilkanaście osób. Upraktycznienie zajęć, polityka uruchamiania wykładów, gdy były studentom potrzebne, koło naukowe bardzo aktywnie wspierane przez pracowników i włączane do badań i projektów, przyczyniły się do dwudziestokrotnego wzrostu liczności kierunku i utworzenia kadry dzisiaj rozpoznawalnej na uczelni i daleko poza nią.

Student wtedy cieszył się ogromną swobodą wyboru, ale ponosił jej konsekwencje. Jeżeli wybierał przedmioty w sposób chaotyczny, nie mógł uzbierać odpowiedniej liczby punktów kredytowych, nie mógł ukończyć studiów w ciągu 10 semestrów. Za kolejne semestry musiał płacić. A jednak to się nie zdarzało… 

Ponieważ studenci mieli problemy z wyborem ścieżki studiów i przedmiotów, więc funkcjonował punkt opieki tutorskiej, w którym przez bodaj 8 godzin dyżurowała grupa 3-4 dydaktyków, doradzających studentom. Punkt opieki tutorskiej mieścił się tam, gdzie obecnie jest Dział Zarządzania Nieruchomościami. Dyżurujący tam dydaktycy przy okazji zapoznawali się ze sobą. Poznałem tam wiele osób, które do dzisiaj pozostają ze mną w relacjach merytorycznych, naukowych czy dydaktycznych. Ten Punkt został uznany za nadmierny koszt, po pierwsze dlatego, że to były godziny dydaktyczne, które wchodziły do pensum, a po drugie ze względu na obciążenie sal. W związku z tym przeniesiono dyżury do katedr, co było w moim odczuciu błędem, ponieważ uniemożliwiło kontaktowanie się dydaktyków ze sobą, studentom utrudniło dotarcie, a także uniemożliwiło kontrolę odbywania tych dyżurów. W związku z tym zostało zinstytucjonalizowaną opiekę tutorską całkowicie zniesiono. 

Jednocześnie nastąpił proces kształtowania się wykładów szczególnie popularnych – przede wszystkim były to wykłady obowiązkowe i kierunkowe, ale także wykłady, które cieszyły się bardzo wysoką reputacją. Ta się składa, że zazwyczaj mówimy o rzeczach strasznych. Także i w Szkole wyeksponowana negatywna przyczyna popularności, jaką było zawyżanie przez dydaktyków ocen studentom po to, aby przychodzili studiować na ich wykłady. Zjawisko zawyżania było kontrolowane przez standaryzację egzaminów na pierwszym roku, w mniejszym zakresie standaryzacja występowała i później, ale nie była możliwa na poziomie wykładów fakultatywnych. Skala tego zjawiska jest ciągle przedmiotem sporu – nigdy nie widziałem analizy weryfikującej istnienie faktycznie tego zjawiska, np. przez próbę organizacji egzaminów z zewnętrznym obserwatorem. 

Niektóre wykłady w Studium Dyplomowym były po prostu unikatowe. To wynikało z dopuszczenia do budowania oferty przez każdego pracownika, a nie tylko Rady Naukowe. Zgłaszane wykłady dotyczące rynku kapitałowego, techniki marketingowe w tamtym okresie inspirowane były także naciskiem studentów, którzy wracali z wymian zagranicznych. Inne zajęcia okazały się bardzo atrakcyjne, bo przekładały się dla studenta na natychmiastową korzyść – mógł odpłatnie pomagać tworzącym się małym firmom. Wobec tego był wielki popyt na wiedzę dotyczącą wspomagania małych tworzących się firm. Inny popyt wywołała hossa na giełdzie – bardzo opłacało się znać inżynierię finansową. Wobec tego te wykłady były oblegane nie dlatego, że stawiano tam łatwe stopnie.

3 komentarze:

  1. Cytuję: "Zjawisko zawyżania było kontrolowane przez standaryzację egzaminów na pierwszym roku, w mniejszym zakresie standaryzacja występowała i później, ale nie była możliwa na poziomie wykładów fakultatywnych. Skala tego zjawiska jest ciągle przedmiotem sporu – nigdy nie widziałem analizy weryfikującej istnienie faktycznie tego zjawiska.." JEST przynajmniej jedna taka praca, polecam, dostępna w Bibliotece, promotorem był niżej podpisany, polecam, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. ..a to co wykazały (dwie Autorki) można streścić nastepująco: są przedmioty "poboczne" (tzn. tak traktowane przez studentów SGH) dla których jest regułą wybór wykładowców stawiających wysokie oceny, oraz przedmioty "ważne" gdzie taka reguła nie działa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem w Szkole Głównej Handlowej podstawowymi problemami na chwilę obecną jest program oraz stosunek niektórych wykładowców do prowadzenia zajęć - szczególnie odczuwalne na studiach niestacjonarnych sobotnio-niedzielnych. Jestem pewna że znajdą się studenci którzy się ze mną nie zgodzą, ale ja osobiście mam nadzieje że pozmienia się na lepsze.

    OdpowiedzUsuń