22 kwi 2016

Oferta a deklaracje...

Zakończyły się - dość burzliwe - dyskusje w ramach Senackiej Komisji Programowej na temat kształtu planu i programu studiów na rok akad. 2016/17. Przybywają nowe kierunki, nowe przedmioty i... potencjał dla nowych problemów. Wykładowcom wydaje się, że nowy przedmiot "zaskoczy" i przyciągnie studentów, studenci może nawet ucieszą się przeglądając nowy informator - a brutalna prawda jest taka, że uruchomienie tego przedmiotu nastąpi tylko wtedy, kiedy studenci (i to w określonej liczbie) zadeklarują gotowość jego studiowania. Niby niewiele...

System deklaracji na magisterskich jeszcze ciągle jest otwarty, a ja z przerażeniem obserwuję stale rosnącą liczbę osób zapisujących się na moje zajęcia (nawet moi asystenci już nie wyrabiają z pracą) - ale z drugiej strony słyszę alarmujące informacje, że "frekwencja wyborcza" na licencjacie (tam już system zamknięty) osiągnęła... 23%. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że zaledwie nieco ponad jedna piąta studentów studiów licencjackich przesądziła o tym, jakie przedmioty wystudiuje w przyszłym semestrze cała populacja. O ile na basicu nie stanowi to problemu, bo i tak funkcjonuje system narzuconych wykładów, o tyle program wyższych semestrów studiów licencjackich będzie mocno uszczuplony w stosunku do istniejącej oferty.

Za kilka dni zobaczymy, jak to wygląda na magisterce - rekord, jaki osiągnęli Państwo w ciągu ostatnich czterech lat wyniósł 60% (dopiero po wprowadzeniu mailingu, smsów i "chodzenia z kwiatkiem po domach"). Przy dwudziestu procentach wygląda to może fajnie, ale przecież to tylko trochę ponad połowa... 

Nie wiem, dlaczego pozostałe 40% (może nawet więcej) zdaje się na kolegów i koleżanki, ale za to wiem, że w pierwszych dniach po ogłoszeniu listy uruchomionych zajęć posypią się pytania i podania: "Dlaczego nie ma - tak bardzo chciałem", "Czy mogę indywidualnie", "Mamy tu całą grupę, oto lista, czy by się nie dało" itp.  

Zazwyczaj owe zgody na tryb indywidualny, daję tylko wtedy, kiedy autor podania poświęcił jednak czas i zapisał się na przedmiot w WD - tyle, że przedmiot nie ruszył, bo zainteresowanie było zbyt małe. Gorzej jeśli to jest spora grupa - wykładowcy czasem burzą się bardzo, że w systemie mieli 8 zgłoszeń, a teraz nagle jest ich 28. I nie zawsze podejmują się prowadzenia tych zajęć, bo po zamknięciu systemu deklaracji, widząc, że wykład nie rusza, zaplanowali sobie inne zajęcia i nie zawsze gotowi są z nich zrezygnować.

Nie wiem, czy nękanie Państwa informacjami, mailingiem, blogiem i Bóg wie, czym jeszcze, było zasadne. Jeden z wykładowców wytrwale czytający bloga od początku jego istnienia (czyli od 4 lat - gratuluję wytrwałości!) uważa, że to absurd, żeby "przez tyle lat trzymać za rączkę dorosłych ludzi, wycierać im noski i tłumaczyć, że sami kształtują swoje studia....". Może należy machnąć ręką i tak, jak w DSL uznać, że student ma prawo sobie spaprać plan zajęć, skoro taka jego wola? Przyznam, że tu akurat bardziej boli mnie los wykładowców, którzy pracują nad ofertą, a potem słyszą, że na zajęcia zapisało się 5 osób (albo nikt), bo reszta "zapomniała", "nie miała czasu", "była za granicą" (gdzie, jak wiadomo, nie ma internetu, bo to polski wynalazek).

No cóż - kadencja dobiega końca, więc ten jeden raz jeszcze jednak potrzymałam za rączkę, rozesłane zostały powiadomienia, a ja skrobię ten wpis, bez większych nadziei, że cokolwiek on zmieni. Nie wiem, jaki będzie dalszy rozwój wypadków, ale jest szansa, że od 1 października, kto inny będzie rozpatrywał Państwa podania i zachodził w głowę, dlaczego łatwiej jest sterczeć w kolejce do DSM, albo czekać na dyżur dziekański, niż wypełnić deklarację w WD...

I jeszcze hurtem odpowiem na powtarzające się zapytanie: tak, osoby, które są obecne w pierwszym etapie deklaracji, mają pierwszeństwo w zapisach w drugim etapie. Tak zresztą jest od kilku semestrów.

6 komentarzy:

  1. Szanowna Pani Profesor,

    Z jednej strony nie sposób się z Panią nie zgodzić, że studenci powinni sami interesować się wyborem przedmiotów, jako że leży to w ich interesie. Jednak jeżeli chodzi o ostatnio zaistniałą sytuację, jako student II roku licencjackich korzystający z WD do obsługi UOS, trudno mi się zgodzić, że wysyłanie powiadomień to tylko "trzymanie za rączkę". Ponieważ informacje o rozpoczęciu (przynajmniej w systemie dla studentów SL) nie były dostępne od początku semestru. Oznacza to, że bez powiadomień studenci każdego dnia musieliby sprawdzać jedną z zakładek, licząc że coś się tam zmieni. Tymczasem wysłanie informującego maila, posiadając bazę danych wszystkich studentów, powinno być integralną częścią otwierania deklaracji i zajmującą niewiele więcej czasu. W sytuacji wyboru preferencji ja osobiście nie dostałem żadnej informacji od dziekanatu o tym, ale dowiedziałem się m. in. od kolegów z SM, że coś takiego jak ustalanie preferencji ma miejsce i to wypełniłem.

    Zgadzam się, że studenci to dorosłe osoby, którzy sami powinni interesować się wyborem swoich przedmiotów. Ale wysłanie informacji drogą mailową wydaje mi się bardziej po prostu traktowaniem fair studentów.

    Z wyrazami szacunku,
    Aleksander Kwiatkowski
    student II roku SL
    Wiceprezes SKN Spraw Zagranicznych

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasna sprawa, że trzeba wysłać powiadomienie "system otwarty od do", ale w DSM wysyłanie tych informacji dotyczyło w minionych semestrach także tego, że "już połowa terminu", "zaraz koniec". Czy w tym układzie 60%-wa frekwencja to sukces? Chyba jednak nie... Natomiast nie bardzo rozumiem tego, co Pan pisze o SL - przecież informacja, że system deklaracji jest otwarty musiała wyjść.

      Usuń
    2. Nie uważam, żeby 60 % frekwencji było sukcesem, ale bardziej świadczy to o mentalności - coś jest nieobowiązkowe, więc studenci nie czują przymusu aby to zrobić i to olewają. Co do maili, być może zostały wysłane, ale ja ich nie dostałem. Pytałem też 2 osoby z mojego roku, które też ich nie dostały.

      Ale zdecydowanie się zgadzam, że taka frekwencja słabo świadczy o studentach, być może potrzeba jest bardziej zdecydowanej kampanii informacyjnej ze strony Samorządu. Wspomnę tylko, że Rzecznik Praw Studentów na pytanie, czy te preferencje są obowiązkowe odpowiedział w komentarzu na portalu społecznościami krótko: "tak", nie wspominając o konsekwencjach braku takiego wyboru.

      Pozdrawiam,
      Aleksander Kwiatkowki

      Usuń
    3. Panie Aleksandrze - nie wiem, czy na licencjacie były wysyłane maile - być może problem na łączach a być może taka była decyzja dziekana. Na SM takie informacje są rozsyłane, choć jeśli ktoś nie otrzymał, to także poproszę o info.

      Usuń
  2. Ten brak zainteresowania dziwi mnie szczególnie, że studenci SGH podkreślają, jak bardzo sobie cenią wolny wybór przedmiotów. Tego im zazdroszczą na innych uczelniach (usłyszane od studenta z innej uczelni, więc nie jest to moja spekulacja). A może to jednak zły pomysł? Może byłoby lepiej, gdyby dostawali na początku semestru gotowy plan i już?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie rysują mi się takie preferencje, że studenci sb-nd woleliby mieć narzucony plan zajęć, a stacjonarni chcieliby zachować prawo wyboru (inna rzecz, czy z niego korzystają). Takie rozbicie uważam za możliwe (operacyjnie dałoby się to przeprowadzić - nie musimy mieć tych samych zasad na wszystkich trybach studiów). No ale w tym przypadku chyba jednak wniosek powinien wypłynąć z Samorządu, a nie od któregokolwiek dziekana. Jako wykładowca, rzecz jasna, wolałabym narzucony plan zajęć ;-)

      Usuń