13 gru 2012

Choinka - żeby nie było, że Dziekanka tylko o regulaminie...


Negocjacje w sprawie udostępnienia zdjęć z dziekanatowej choinki były długie i mało owocne, ale jako osoba uzależniona od fotografii i tak postaram się, aby ten wpis stał się "fotopostem".

Choinka została zakupiona ze środków męża dziekanki, jako prezent mikołajowy ;-) (Żaden z przystojniaków na zdjęciu nie jest jednak owym mężem). Fundatorami i wykonawcami ozdób byli prawie wszyscy pracownicy dziekanatu. Autorami wypieków były chyba wszystkie Panie poza autorkami bloga, które charakteryzują się antytalentem cukierniczym i niekłamaną niechęcią do piekarnictwa. (Jako drapieżnik czuję się natomiast w pełni kompetentna w zakresie pieczystego ;-)

Ponieważ ciasta wzbudziły nasz szacunek, podziw i apetyt - należy im się fotka. Przyznacie chyba, że ptasie mleczko (czyli podstawowy składnik diety Halinek wg znanego portalu) wypada przy tym blado i nieatrakcyjnie ;-) 

Najważniejszym punktem wieczoru było  ubieranie choinki, czyli czynność zarezerwowana dla "dzieci dziekanatu". Sezon jest mocno grypowy, więc nie wszystkie do nas dotarły - ale i tak zrobiło się mocno rodzinnie, gwarno i niepoważnie. O to zresztą chodziło!

Dzieci nie czuły respektu ani przed dziekan(k)ami, ani Panią Kierownik (która zresztą mogła się nam pochwalić piękną córką i dwójką wnucząt). Zwiedziły cały dziekanat, nakruszyły, wypaćkały biurko dziekańskie farbkami do bombek - ale ostatecznie pięknie ubrały choinkę. Barierą nie do pokonania okazał się dopiero montaż gwiazdy na czubku choinki...








Musiał nas w tym wspomóc Autor Trzeci, czyli Rafał Osiński, który dołączył do dzieci zamiast do doktorantów :-) Mam nadzieję, że zdjęcie oddaje jego poczucie dumy z pomyślnego montażu gwiazdy!


O sesji zdjęciowej w fotelu dziekańskim była już mowa. Sporo czasu pochłonęło też fotografowanie dziekanatowej rodziny (nazwa w pełni zasadna - swoją prawdziwą rodzinę widuję 3-4 godziny na dobę - a w dziekanacie spędzam czasem 10 godzin!). Pierwsza przymiarka do zdjęć była dość nieśmiała i zza szafy.



Ostatecznie jednak fotografowały się wszystkie obecne na choince Panie, choć tylko niektóre Halinki pozwoliły zamieścić zdjęcia na blogu. Robię to z tym większą przyjemnością, że są to pracownice często wymieniane przez Was w korespondencji, jako szczególnie serdeczne, "pomocne i kochane" (to ostatnie określenie dotyczy Pani Kasi Kłopotowskiej, która właśnie (co widać na zdjęciu) otrzymała od jednej ze studentek kwiaty w dowód sympatii.

Moją największą udręką jest jednak Pani Beata Kluczna - wielka miłość studentów, która sprawy beznadziejne rozwiązuje następująco: "Pani Dziekan, no niech się Pani zlituje. Pani puści tego dzieciaka - ja go znam, on tak przychodzi i prosi... No jak ja mu powiem, że Pani go skreśla?". Albo "Pani Dziekan - wczoraj Pani tamtą studentkę puściła - to ta też niech ma!". W takich warunkach naprawdę trudno wczytać się w regulamin. Poza tym, jak "nie puszczę" studenta, to Pani Beatka mówi, że jestem zbyt surowa - albo strzela focha! Pani Beatce należą się podziękowania, bo jako pierwsza zdecydowała się wystąpić na blogu, twierdząc, że udźwignie jakoś ciężar sławy :-)



Najcieplejszą chyba osobowością dziekanatu jest Pani Helenka Stablewska. Aż trudno mi uwierzyć - a wierzyć muszę, bo mam dowody - że ta osoba jest w stanie zmusić studentów do terminowego złożenia pracy magisterskiej. Zapewne wielu z Was zna ją jako osobę zdecydowaną i nieustępliwą, ale to typowy romantyk, który z trudem przyjmuje rozwiązania administracyjne narzucane przeze mnie i bezlitośnie egzekwowane.



Nie mogę pominąć sesji zdjęciowej obu prodziekanek. Jedna z nich swego czasu została zagadnięta przez studenta, "w którym okienku przyjmuje". Potraktowała rzecz z uśmiechem, bo (wyjaśniała to już na FB) jej ego ściga się z humorem. Ale w ramach ćwiczenia pokory obie "pro" pozwoliły się zdjąć w okienku nr 5, użyczonym na tę okazję przez Panią Kasię Kłopotowską.

"Choinka" z naszymi Halinkami nie trwała długo - zaczęła się o 15.00 kiedy wszyscy byli już zmęczeni całym dniem pracy i w dodatku w piątek, kiedy myślami każdy zaczyna już wknd. Ale dziekańska służba-nie drużba - o 17.00 mieli nas odwiedzić kolejni goście - studenci i doktoranci współpracujący od września z nami, okazujący nam niesłychane wsparcie organizacyjne i psychiczne. Niektórzy z nich zajmują się tłumaczeniem tekstów dla studentów anglojęzycznych, inni mają technicznie wesprzeć nas przy renowacji strony www, "Magiel" cierpliwie pomaga popularyzować nasz blog, a prawnicy szukają wraz z nami możliwości poprawy losu studentów, poprzez wyszukiwanie dziur w regulaminie ;-) Nie wszyscy mogli przyjść, nie wszyscy zostali do końca (czyli do wspólnego zdjęcia) - ale celem tego spotkania było nie tyle składanie sobie życzeń (do świąt wszak jeszcze sporo czasu), co raczej intensywny networking. Ludzie, którzy gotowi są pracować razem pro publico bono powinni się znać, bo jak sądzę zawsze będą mogli liczyć na swoją wzajemną pomoc.

Takie są moje dla nich życzenia świąteczne!






3 komentarze:

  1. A gdzie Dziekani Matusewicz i Wierzbicki? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekan Wierzbicki był z nami, ale niestety chory. Darowałam mu zamieszczanie zdjęć ze względu na kiepską kondycję. A dziekan Matusewicz na urlopie :-)

      Usuń
    2. Proszę pozdrowić i życzyć dużo zdrowia w takim razie! :)

      Usuń