7 gru 2012

O żeńskich końcówkach

fot. Jan Bajtlik
W rozważaniach językoznawczych wkraczamy na grząski, genderowy grunt. To znaczy dla mnie grząski, bo z racji zainteresowań naukowych, dosyć często wypowiadam się na temat kobiety w islamie, a ostatnio zainicjowałam (i sfinalizowałam) publikację zbiorową o queerach w świecie islamu. Z feministkami się znam, chadzam na imprezy, ba - jedna jest moją przełożoną - ale ponoć mam niedorozwinięty zmysł feministyczny. Mimo to postaram się zrekapitulować ciąg dalszy dyskusji o dziekance i dziekanie.

Oba głosy, które przedstawię, są zdecydowanie za żeńską końcówką. Problem pojawia się tylko w jej wyborze. Jak twierdzi prof. dr hab. Joanna Mizielińska z Instytutu Socjologii SWPS, słowo "dziekanka" dotyczy jednak przede wszystkim urlopu. Co więcej, nie lubi
tworzenia zawodów żeńskich przez dodanie -ka, bo to jest zdrabniające i niewykluczone, że same kobiety tego nie lubią przez to; zaś filozofa, magistra, doktora, to zupełnie co innego.
Wracamy zatem do opcji dziekana, przytaczanej zresztą jako dopuszczalna przez dr. Klimiuka (choć w tym wypadku działały, myślę, raczej pobudki lingwistyczne, a nie psychologiczne). Prawdziwą jednak burzę rozpętał mgr Jacek Duda stwierdzeniem, że przyrostek -ka jest deprecjonujący. Doczekał się sążnistej polemiki od Agaty Kowalskiej - dziennikarki i wydawczyni w Radiu TOK FM:
Ależ skąd! To takie stwierdzenia nas deprecjonują – powinny zakrzyknąć Norweżki, przedszkolanki i tancerki, piekarki, traktorzystki, programistki, maszynistki i opozycjonistki. I studentki! I dziekanki! [i Kaśki! – przyp. KGS]
Niestety, pan mgr Duda ma nieco racji: tyle że nie w warstwie językowej problemu, ale w warstwie społecznej. W dyskusjach o nazwach zawodów żeńskie końcówki określane są jako „niepoważne”, „dziwaczne”, „dziecinne” itd, itd. Pytanie brzmi, czy to wina nieszczęsnego przyrostka, czy też postrzegania kobiet. Zwłaszcza kobiet, które weszły do zawodów i objęły stanowiska tradycyjnie przypisane mężczyznom.
To -ka w słowie dziekanka, psycholożka, socjolożka i biolożka przypomina o obecności kobiet w życiu naukowym, społecznym i publicznym. To -ka jest ważne jak parytety, prawa wyborcze i ustawy antydykryminacyjne. To -ka jest częścią procesu emancypacji kobiet pozwalającego im na równych prawach korzystać z edukacji, władzy i życia społecznego, z życia poza domem. 
Zarówno prof. Mizielińska, jak i red. Kowalska odnoszą się do zmian w języku. To, co obecnie brzmi sztucznie, być może niedługo stanie się normą. Co więcej, część żeńskich końcówek na stałe zagościła w naszym języku wraz z pojawieniem się kobiet – socjolożek, lekarek, profesorek – na uniwersytetach. Kto wie – może zatem niedługo kolej na dziekany, albo dziekanki? Jeżeli przyjęłaby się ta druga opcja to SGH niewątpliwie dzierżyłaby palmę pierwszeństwa.

1 komentarz:

  1. Jeśli kogoś ten temat w ogóle interesuje to polecam jeszcze artykuł http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1525527,1,formy-zenskie---wprowadzac-czy-nie.read
    Wasza Dziekanka ;-)

    OdpowiedzUsuń