14 gru 2012

Pączkujemy!

fot. malinowe obcasy
W środowisku naukowym, zarówno lokalnym, jak i poza SGH, blog DSM wzbudza wiele emocji – najczęściej podziw (że nam się chce) i niedowierzanie (że robimy to same, z własnej woli i w czynie społecznym). Na ochach i achach kończy się zazwyczaj rozmowa. Dobre i to, bo daje nam poczucie wyjątkowości i nienaśladowalności. Ale najpewniej już wkrótce – bo od początku semestru letniego – pojawi się w Polsce drugi uczelniany blog. Przymierza się do niego Instytut Psychologii jednej z warszawskich uczelni. 

Spotkanie z dyrekcją Instytutu było nie tyle okazją do autonarcyzmu, co raczej możliwością zobaczenia naszego ponad dwumiesięcznego dziecka z perspektywy zewnętrznej, bo nie związanej w żaden sposób z rzeczywistością SGH. Pierwsze skojarzenie było ciekawe: o ile studentowi SGH skrót DSM jednoznacznie kojarzy się z Dziekanatem Studium Magisterskiego, o tyle psychologowi – z Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disordes, czyli klasyfikacją zaburzeń psychiatrycznych. 

Prowadzeniu bloga zdaje się towarzyszyć ogrom pracy i planowania strategicznego. Jedno z zadanych mi pytań dotyczyło bowiem tego, w jaki sposób wynajdujemy tematy i czy opracowujemy harmonogram wpisów. Jak bardzo by to prozaicznie nie brzmiało, tematy znajdują się same. I – jak dotąd – nie ma zagrożenia, że się wyczerpią. Wszak cały czas coś się dzieje! A jeżeliby dobrze rozplanować (i mieć dodatkowe noce na pisanie), starczyłoby ich na co najmniej blogi. 

Kto monitoruje zamieszczane przez nas treści? Hm, kilkudziesięciu czytelników znamy imiennie, pozostali są wśród ponad 1,2 tys. fanów DSM. Ale w zasadzie działamy autonomicznie (autor trzeci też). Faktycznie, przez pierwsze kilkanaście dni zdarzało mi się zostawiać Dziekan(ce) Kachniewskiej niektóre wpisy przed publikacją do wglądu, gdy nie byłam pewna, czy mogę zamieścić na przykład jej zdjęcie ze ściereczką podczas szorowania nowego biurka, ale to było do połowy października. Teraz konsultujemy się sporadycznie. Nie kontrolujemy ani nie moderujemy również komentarzy pod wpisami. Dwa i pół miesiąca pokazało, że nie ma po co.

Dyrekcja Instytutu podeszła do naszego pomysłu z zainteresowaniem, ale i z rezerwą, bo jednak prowadzenie bloga to nie lada wyzwanie czasowe i koncepcyjne, zwłaszcza że miałby to być pierwszy głębszy kontakt z mediami społecznościowymi. Jednak (to wiem już z rozmowy telefonicznej po) do inicjatywy zapaliły się instytutowe stażystki, widząc w blogu szansę na dotarcie do studentów; i to znacznie większą niż najładniejsza nawet gablota (choć pamiętajmy, że to od gabloty się u nas zaczęło!). 

Życzymy powodzenia Psychologom! Jeżeli faktycznie powstanie w lutym blog, to będziemy już nie tylko matkami (bloga naszego), ale i babciami, a przynajmniej chrzestnymi ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz