25 lis 2012

Polowanie na "wiedzę"

fot wikipedia (czyli bardzo w temacie)
Czasami, a zwłaszcza w okresie okołosesyjnym, mam wrażenie, że studiowanie to tak naprawdę zabawa w kotka i myszkę. Myszką w tym układzie jest studiowany przedmiot, a polującym – student. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie sposób tego polowania, niekiedy dysfunkcyjny. 

Pewne rodzaje łowów specjalnie mi nie przeszkadzają (co nie znaczy, że je pochwalam). Dotyczy to: 
  • Tego, że moje slajdy znajdowały się na niedawno zlikwidowanym SGHowym Chomiku. Te same slajdy są dostępne na stronie mojej Katedry, więc de facto są dostępne.
  • Tego, że notatki z moich zajęć mogą (bo nie wiem czy?) funkcjonować gdzieś w wersji wirtualnej i być przekazywane z pokolenia na pokolenie – czyli z rocznika na rocznik. 
Szczytem szczęścia byłoby zapytanie mnie jako autora, czy wyrażam zgodę na kopiowanie moich slajdów i upublicznianie ich w Internecie wszem i wobec. Tego niestety się nie doczekałam. Za to, gdy napisałam do właścicieli SGHowego chomika przeprosili i obiecali (na moją prośbę) zamieścić informację, że materiały znajdują się tam za zgodą twórcy. Czy to zrobili – nie wiem, bo od tamtej pory tam nie zaglądałam.

Drażnią mnie następujące wzory polowania na „wiedzę” (bo tu chyba raczej zaczyna się polowanie na ocenę): 
  • Kopiowanie prac pisemnych z Internetu. Dotyczy to w moim przypadku prac, które studenci mogą napisać dodatkowo na niektórych przedmiotach na podwyższenie oceny. Mimo tego, że co semestr i co przedmiot ogłaszam, że umiem korzystać z Googla zawsze znajdzie się choć jedna osoba, która mi nie wierzy. 
  • Ściąganie – w każdej postaci i formie. 
Wzory te są naganne, ale tylko mnie drażnią, gdyż mam możliwość zareagowania – robię to za pomocą Googla, albo pilnującego na egzaminie komanda. Zdecydowanie najgorsza jest kategoria ostatnia – wzory naganne, którym towarzyszy moja bezradność. Jest to póki co zbiór jednoelementowy (stąd bez punktora): Pozyskiwanie pytań egzaminacyjnych.

Frustrują mnie wiszące w Internecie zdjęcia fragmentów (niekiedy dość obszernych) zestawów egzaminacyjnych, powielane w ksero pytania z lat ubiegłych, wypisywanie na forum na szybko po egzaminie tego, co się z niego zapamiętało, a nawet przechwytywanie na dyktafon pytań od studentów wychodzących z sali. Na swoje pytania jeszcze nigdzie się nie natknęłam (i chyba dobrze, bo wtedy by mnie szlag trafił), choć zdaję sobie sprawę, że gdzieś fragmentarycznie krążą. W końcu wiedza zbiorowa gromadzi się od dekady, bo tyle prowadzę Socjologię.

Pozostaje tylko zmieniać pytania (co robię niezależnie) i nie popadać w paranoję, że moi studenci znają zestawy egzaminacyjne zanim je przygotuję. Na szczęście potwierdzają co semestr, że tak nie jest.

11 komentarzy:

  1. Zasada łatwizny jest już chyba wszechobecna. Mnie najbardziej frustrują tłumy studentów chętnych na zapisy na zajęcia, które "wiadomo wszyscy zaliczą na 5" lub wystarczy marna prezentacja. Tym samym rok do roku pewni wykładowcy (aż korci o nazwiska) zawsze mogą liczyć na tłumy zapisów. Szczycą się "wykładaniem na SGH" dzięki urządzaniu takich kiepskich teatrzyków. Studenci mają piątki, wykładowca wyrobi pensum. Cacy! Mi szkoda tylko ludzi z pasją i zapałem, którzy mogliby przełożyć te cechy na prowadzenie swoich zajęć, a w takim systemie i przy dominacji takiego myślenia wśród studentów - nigdy tego nie zrobią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "O tempora, o mores!"... - gdyby nie to, że już Homer narzekał na młodzież. Ja mniej dziwię się studentom (sama migałam się na studiach jak szprotka), a bardziej wykładowcom, o jakich pisze Ha Ba. "Urynkowili się" ze swoją tandetą. Z drugiej strony ja mam dzięki temu niewielkie, kameralne grupy prawdziwych pasjonatów, z którymi świetnie mi się pracuje i którzy znoszą nawet obowiązek bywania na zajęciach :-) A w realiach moich dawnych studiów pewnie tłukłabym wykłady na aulach po 150 albo więcej osób...

      Usuń
    2. Łatwość zaliczenia nie stoi na drodze prowadzenia zajęć w merytoryczny i ciekawy dla studenta sposób (aż korci o nazwiska). Niektórzy wykładowcy tego nie potrafią, zatem stosują przechył w jedną albo w drugą stronę.

      Usuń
    3. Najlepiej porobić trudne egzaminy, niech jeszcze większe tłumy studentów wydają pieniądze na korki na hmmm "mokradłach";)... co powinno być uwłaczające dla wykładowców, bo oznacza, że ewidentnie słabo tłumaczą. Więc są przedmioty, które trzeba zdać, nie wiadomo jak się do nich uczyć i z czego się uczyć. A na chomiku choć czasem można było znaleźć coś przydatnego. I na pewno szybciej niż na zawiłej stronie katedry-każdej innej.

      Ha Ba- chyba jesteśmy na innych uczelniach:D Ja byłam u kilku wykładowców, którzy bardzo ciekawie wykładali, choć zaliczenie było łatwe. I nie opuściłam żadnego wykładu, nawet jak miałam na 8 rano w piątek...

      Usuń
  2. Zgodzę się, że niektóre praktyki studentów są co najmniej "niemile widziane" - ale nie wybielajmy w tym wszystkim wykładowców. Taki przykład: jeśli wiem, czego DOKŁADNIE wymaga ode mnie Wykładowca jeśli chodzi o zaliczenie przedmiotu (np. poda, że na teście będą pytania otwarte ze szczególnym naciskiem na działy X, Y, Z plus należy przejrzeć notatki z wykładu np. pod względem case`ów) to nawet nie przejdzie mi przez myśl, żeby przygotować ściągę/szukać wzorów egzaminów z ubiegłych lat czy (w wersji ekstremalnej) pisać gotowca (nie znam nikogo, kto to praktykuje). Po prostu wina za "nielegalne" praktyki to nie tylko wina studentów, lecz także Wykładowców, którzy nie są profesjonalni/"prostudenccy" na tyle, żeby sprecyzować, czego się od nas wymaga. Przecież w całej zabawie chodzi o to, żeby sprawdzić ile umiemy i WYNIEŚĆ COŚ Z WYKŁADU- przynajmniej wg mnie tak powinno to funkcjonować. Tyle, że jest grono Wykładowców, którzy wolą prowadzić nudny, powtarzalny i mało inspirujący wykład ze slajdami pełnymi niezrozumiałych schematów/grafów/wykresów (które- o zgrozo- często nawet nie są opisane, mimo iż wymaga się ich znajomości na egzaminie). A wystarczyłoby niewiele- powiedzieć studentom czego się od nich wymaga i podać im to w zrozumiały sposób. Mało tego- realizując wiele przedmiotów (prowadzonych na oba sposoby) zdałam sobie sprawę, że -po pierwsze- więcej zapamiętałam z przedmiotów z jasno wytyczonymi wymaganiami egzaminacyjnymi, a po drugie- nie muszę już chyba dodawać, że chodziło się na nie z przyjemnością i poczuciem, że "po coś" się tam faktycznie jest.
    A tak na marginesie- może Wykładowcy skutecznie zapobiegliby kopiowaniu testów, gdyby po prostu udostępniali wzory z ubiegłych lat? Wiem, że to zbyt piękne- wtedy Wykładowcy musieliby PRACOWAĆ co roku nad nowym zestawem pytań o porównywalnej trudności, a studentom byłoby w ich mniemaniu pewnie zbyt prosto... Warto pomarzyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikogo, myślę, nie wybielam; piszę wyłącznie w kontekście doświadczeń własnych. A jeżeli chodzi o całkowicie nowy zestaw pytań to wyobrażam go sobie z przedmiotów cyferkowych, natomiast gorzej z nauk społecznych, jeżeli nie chce się wchodzić coraz głębiej w didaskalia

      Usuń
    2. Na egzamin na prawo jazdy jest konkretny zestaw pytań na egzamin testowy, które trzeba wykuć i z tej puli są pytania na egzaminie. Czy nie można tak zrobić na socjologii? Co w tym złego? Przynajmniej wiem, że jak się nauczę, to będę mieć dobrą ocenę. A nie jak w przypadku jednego z egzaminów, chodziłam na wykłady, uczyłam się przez tydzień przed egzaminem i dostałam 3,5;/

      Usuń
  3. Droga Pani Górak-Sosnowska. Ciesze się i doceniam, że Pani z taką werwą stara się ograniczyć sciąganie na socjologii i wtłoczyć wiedzę w głowy studentów. Należy jednak pamiętać iż jest to nie wiadomo z jakich powodów przedmiot obowiązkowy- studenci nie zapisują sie na niego bo chcą/interesuje to ich tylko dlatego że muszą. Dla mnie osobiście była to katorga i jedna z gorszych traum w trakcie licencjatu, i nie widze powodu dla którego nie miałbym się wspomagać nawet gotowymi egzaminami: to jest oczywiste że nic nie umiem i nigdy nie będę umiał z tego przedmiotu, nie interesuje mnie on, nie lubie go i nie będę z niego korzystał zapewne NIGDY. Nie przyszedłem na te studia studiować socjologię!!!! Tak samo jak miażdząca większość studentów sghu. Skorzystanie z "zabronionych" pomocy pozwala poświęcić mniej czasu na wkuwanie tego co jest totalnie niepotrzebne (a nieraz irytuje) a skoncentrowanie się na tym po co się przyszło na studia. Możne mierny poziom polskiej edukacji wynika z obowiazkiem uczenia się totalnie zbędnych rzeczy przez cały okres nauki (naprawde myślałem że to się skończy na studiach, ale jak bolesna była pomyłka). Dlatego skoro korzystanie z takich pomocy Pani zdaniem to oszustwo i rozminięcie się z celem studiowania, to może by uracjonalnić w pełni studiowanie: zlikwidujmy obowiązkową socjologię! Obiecuje i przysięgam, iż gdyby nie było przedmiotów typu wesołe opowieści z dziedzin odleglejszych dla mnie niż fizyka stosowana (chcę zaznaczyć iż doceniam to, że na pierwszym roku są przedmioty z różnych kierunków żeby pokazać co z czym się je- to bardzo dobrze i bardzo mi ten system pomógł w wyborze kierunku; jednak socjologii czy zamiennej filozofii tu się nie studiuje!!), tylko takie które wybieram bo są ciekawe/wpisują się w kierunek studiów który z rozmysłem i dobrowolnie przyszedłem na tą uczelnie studiować to bym z gotowców nie korzystał!! zresztą, ciekawe jest to że naprawde większa część materiałów na tym chomiku dotyczyła jednak przedmiotów obowiązkowych, a nie kierunkowych czy specjalizacyjnych.

    inna rzecz, co takiego się dzieje strasznego, kiedy studenci korzystają z materiałów udostępnianych na zajęciach tylko umieszczonych wszystkie razem w innym miejscu. Naprawde nikt nie wyda z tego książki pod swoim nazwiskiem. A że skorzysta ktoś spoza wykładu to chyba dobrze, należy szerzyć wiedzę, prawda? Co złego sie dzieje, gdy studenci korzystaja wzajemnie ze swoich notatek? Może i tego zakażemy? Bo ten chomik to nie były tylko gotowce, a głównie skarbnica wiedzy stworzona przez studentów, pomnażająca wiedzę znacznie szerzej niż tragicznie pisane podręczniki, w których raz po raz autorzy (rowniez wykladowcy sghu) pisza o wszystkim i o niczym jezykiem zrozumialym chyba tylko dla nich.

    i rzecz ostatnia- jest naprawde wiele innych sposobów radzenia sobie z gotowcami niż sciganie ich po calym internecie.

    z powazaniem i ku rozwadze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Panie Klemensie, pozostaje mi tylko współczuć Panu z powodu straconego bezpowrotnie czasu.

      Usuń
  4. Ja tylko dodam, że nawet najnudniejsze wykłady i najmniej spolegliwi wykładowcy nie mogą stanowić uzasadnienia dla kradzieży (łac. plagium - kradzież).
    Co do pozostałych treści - szkoda czasu na tak jałową dyskusję w dodatku z osobami ukrywającymi się pod nickiem (z takimi tekstami też bym się pewnie chowała...). Jestem natomiast ciekawa, ile wysiłku włożyli Państwo Malkontenci w zmianę obyczajów swoich wykładowców? Ile razy poprosili Państwo o publikowanie slajdów lub innych pomocy naukowych w niezbędniku? Ile razy wykładowca stanowczo odpowiedział nie, dając Wam tym samym powód do pokątnego publikowania jego opracowań? W każdym razie do mnie, do Dziekanatu nie dotarły tego typu sugestie studentów. Chętnie zapytam też w organizacjach studenckich i SS. Przecież zazwyczaj wystarczy poprosić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie osoby ukrywające się pod nickami są tutaj istotne, ale to co piszą. To nic, że tłumaczenie plagiatów tym, że wykład był słaby jest żałosne

      Abstrahując już od tego, czego nie powinni robić studenci, oczekiwanie takich zachowań jest dosyć nierealistyczne. Można narzekać na blogach i pisać gorzkie słowa, ale to nie zmieni tego, że opracowanie dane dla kilkudziesięciu właściwie przypadkowych osób nie będzie nigdy szanowane na tyle, by nie umieścić go gdzieś w internecie dla innych słuchaczy tego samego kursu.
      W związku z ogromnym przepływem informacji i powszechnością piractwa, mentalność już się znacznie zmieniła i czy komuś się to podoba, czy nie, prościej jest się z tym pogodzić i nie oczekiwać, mailów z prośbami o pozwolenie na wrzucenie na Chomika.

      Usuń