Studentka w czwartek (data nie jest istotna) zgłasza się do DSM, żeby upewnić się, że ma wszystkie przedmioty i zaliczenia, bo w kolejnym tygodniu chciałaby złożyć pracę (na wtorek jest umówiona z promotorem na "podpisy" - czyli praca jest gotowa). Ze zgrozą dowiaduje się, że brakuje jej do absolutorium dwóch przedmiotów, które - głowę daje - zdawała i to pozytywnie dwa semestry wstecz. Denerwuje się, że nikt jej tego nie powiedział wcześniej. Pani z Dziekanatu denerwuje się, że studentka nie pilnuje sobie wpisów z przedmiotów i oczekuje, że ktoś będzie to robił za nią. Niemniej obiecuje studentce, że na razie nie uruchomi procedury skreślenia (k'woli ścisłości powinna była ją uruchomić 2 sem. wcześniej) tak, żeby w kolejnym tygodniu możliwe było błyskawiczne znalezienie wykładowców i umówienie się na uzupełnienie wpisów (o ile się zgodzą). W protokołach jej nazwisko jest, ale nie ma oceny.
Mija piątek, mija wknd, mijają dwa kolejne tygodnie... O studentce słuch zaginął. Zostaje skreślona z listy studentów. Zawiadomienie o skreśleniu zostaje wysłane pocztą i odebrane ("zwrotka" trafia do dziekanatu). Kilka dni później do dziekanatu trafia list od studentki (papierowy, podpisany), w którym wyjaśnia ona, że akurat w wknd po pamiętnej czwartkowej rozmowie z pracownicą dziekanatu miała poważny wypadek na treningu jazdy konnej i wylądowała w szpitalu z podejrzeniem pęknięcia miednicy i obrażeniami narządów wewnętrznych. Ostatecznie sprawa nie była aż tak groźna, jak się pierwotnie wydawało, ale dziewczyna nie może chodzić, a tym samym osobiście zjawić się w dziekanacie. Prosi, żeby jednak przywrócić ją na listę studentów. Nie wie, czy jest to możliwe, skoro z punktu widzenia DSM niezaliczone przedmioty są faktem, ale zarzeka się ponownie, że były zdane i to w terminie.
Dokładnie tyle wiadomo, więc nie pytajcie o dodatkowe szczegóły. Rozumiem, że studencka solidarność może w Was brać górę. Ale spróbujcie spojrzeć na tę sytuację z punktu widzenia znanych Wam przepisów i biurokratycznego Dziekana (albo Dziekanki). Wierzyć? Nie wierzyć? Co zrobić?
Zostawiam Was z tym do niedzieli.
W tym przypadku Dziekan(ka) może skreślić, a zatem nie musi... :) Może lepiej poczekać, aż wszelkie wątpliwości zostaną rozwiane? :)
OdpowiedzUsuństudentka już jest skreślona (jak wynika z opisu) - pytanie co dalej...
OdpowiedzUsuńHmm, no tak... to może zasugerować studentce skorzystanie z par. 79 ust. 3 (lub uznać, że właśnie w tym trybie złożyła pismo), liczyć na przychylność Rektora i ewentualnie potem skreślać?
UsuńMoim zdaniem obowiązuje zasada domniemania niewinności, czyli... wierzyć, ale poprosić o dowód w postaci odpowiedniego zaświadczenia lekarskiego. :) Jeśli dostarczy - przywrócić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę wytrwałości, bardzo dużo takich podań przechodzi przeze mnie, więc znam ten ból i zawiłość niektórych spraw. ;)
Teraz już wiem, dlaczego narzekacie na powolne rozpatrywanie spraw ;-) Jesteście szybcy, ale niedokładni i podejmowalibyście decyzje krzywdzące dla studentów. Dlaczego rozwiązanie proponowane przez Pana Wojtka byłoby niekorzystne dla studentki?
UsuńBo "Student przyjęty na studia w trybie wznowienia zostaje wpisany na semestr nie późniejszy niż następujący po ostatnim semestrze, który student zaliczył przed skreśleniem z listy
Usuństudentów"?
Pani(e) "Studia Zaoczne": Odnoszę się do wypowiedzi dwóch studentów a nie jednego - przed moją wypowiedzią były już dwa wpisy - obydwa dość szybkie i dość pochopne. Do dwóch osób zwracam się w liczbie mnogiej :-)
OdpowiedzUsuńPanie Arnoldzie: Nie, nie to miałam na myśli - chodziło o fakt, że "wznowienie" (czy "przywrócenie", jak pisze Pan Wojtek) - oznacza w pewnym sensie podtrzymanie wcześniejszej decyzji o skreśleniu i w konsekwencji powoduje konieczność opłaty. Jeśli natomiast uznać, że decyzja o skreśleniu była niewłaściwa - to opłaty nie będzie. Chcę przez to pokazać, jak szybkie podejmowanie decyzji - pozornie korzystne dla studenta - może być dla niego w rzeczywistości mocno krzywdzące (w tym przypadku - zakładając, że cała historia nie została wyssana z palca przez studentkę).