17 lis 2012

Zerówki - dla jednych ulga, dla innych praca

rys. miastodzieci.pl

Zbliża się połowa semestru a wraz z nią pierwsze zerówki. Studenci je lubią i na nie nalegają, gdyż w ten sposób mogą sobie rozłożyć egzaminy na czas poza sesją. Z punktu widzenia wykładowcy zerówka oznacza często znaczny nakład dodatkowej pracy, którą niekiedy nadmiernie wykorzystują jej beneficjenci. 

Regulamin studiów określa, że „Egzamin zerowy może być przeprowadzony wyłącznie poza godzinami zajęć przewidzianych w semestralnym harmonogramie (...)” (§37.5). Oznacza to konieczność znalezienia odpowiednio pojemnej sali (realizującej zasadę co drugi rząd, co drugie miejsce) oraz wygospodarowania dodatkowego czasu w tygodniu – najlepiej w porozumieniu ze studentami.

Jednak zasadnicze schody pojawiają się dalej. Jeżeli grupa jest liczna, konieczne są dodatkowe osoby pilnujące poprawności przebiegu egzaminu, czyli mówiąc po naszemu – utrudniających, a jeżeli się da, uniemożliwiających studentom ściąganie. Łatwo można się domyślić, że mało komu – a już na pewno nie innym wykładowcom – chce się przez godzinę czy półtorej wpatrywać w piszących studentów; spacery po auli to również marna rozrywka. Z tego względu od kilku lat zapraszam do pilnowania swoich byłych studentów, którym – biorąc pod uwagę to, że niektórzy zgłaszają się co semestr – sprawia to frajdę. A ponadto znają znacznie lepiej niż ja (nie sugeruję, że z doświadczeń własnych) obecne mechanizmy ściągania. Za moich czasów nie było jeszcze chociażby smartfonów… 

Pisząc o smartfonach warto wspomnieć o kolejnym schodzie – krążących czy to w sieci, czy w ksero, testach z lat ubiegłych. O ile w przypadku przedmiotów, w których wiedza jest na bieżąco aktualizowana nie ma problemu, bo adekwatnie zmieniają się egzaminy, o tyle w przypadku niektórych przedmiotów – zwłaszcza z nauk społecznych – na próbę wystawiona jest kreatywność przygotowującego egzamin. Skoro jest ten sam sylabus, a jego przedmiotem są te same podstawy, ile różnych pytań testowych można do niego wymyślić? Oczywiście spełniających następujące warunki brzegowe: a) na temat, b) nie zbyt oczywiste i c) nie zbyt szczegółowe (a przy licznych grupach studentów często niestety d) w formie testowej). Choć niezależnie od tego, robiąc zerówkę trzeba przygotować kolejne wersje egzaminów na I termin. Czyli i tak wracamy do kreatywności...

Jedno jest dobre – jeżeli już się zerówkę przeprowadzi, a następnie sprawdzi – mniej pracy przypada w sesji. Na brak II terminu niestety raczej nie mamy (wykładowcy) co liczyć, bo zawsze znajdzie się jakaś zbłąkana dusza…

2 komentarze:

  1. Z ostatnim akapitem trudno się zgodzić. Z mojego doświadczenia wynika, że studenci rzadko przygotowują się na zerówkę, traktując to jako szansę od losu, że a nóż/widelec... W efekcie kilku osobom się udaje, ale większości nie, a ja zostaję z koniecznością opracowania nowego testu (a nawet dwóch - na dwa terminy egzaminu). Dlatego zarzuciłam definitywnie zerówki, choć mam świadomość, że za beztroskę części studentów, jak zwykle płacą ci solidniejsi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może po prostu mnie trafiają się bardziej pracowici studenci ;)

      Usuń