5 lis 2012

Wybory

Bez obaw - ostatnia rzecz na jaką miałabym chęć, to wikłanie się w rozgrywki wyborcze samorządowych aktywistów. Jest jednak kilka punktów (sugestii zmian), które mogłyby ułatwić życie studentom i w których współdziałanie Samorządu i Dziekanatów (DSL i DSM) jest pożądane. Zamiast tego czytam o obietnicach, które nie mieszczą się nie tylko w kompetencji SS, ale nawet samych Dziekanów.

Najbardziej jednak przygnębia przekonanie, że sprawy studenckie należy "wywalczyć" w dziekanatach. Starałam się już poprzednim (odchodzącym) władzom SS wskazać takie obszary, w których ścisła współpraca Dziekanatów i studentów jest obustronnie korzystna. Przyszli biznesmeni powinni chyba rozumieć, jak bardzo zasada win-win sprzyja efektywności działań. 

Jednym z najbardziej palących problemów jest brak przedsiębiorczej i aktywnej osoby, która wzięłaby na siebie ciężar reprezentowania grupy studentów anglojęzycznych. Pani Dziekan Podedworna-Tarnowska nie traci nadziei, że wśród prawie 10 tys. studentów naszej prestiżowej uczelni znajdzie się jedna osoba władająca angielskim i skłonna wspomóc zagubionych kolegów. Ja z kolei nie tracę nadziei, że SS zacznie reprezentować interesy studentów niestacjonarnych i wytypuje aktywnego przedstawiciela tej grupy. 

Przydałby się też ktoś, kto zainteresowałby się sprawą jakości i dyscypliny prowadzenia zajęć oraz terminowości zgłaszania zmian w tym zakresie przez wykładowców. Tego typu sprawy często trafiają do dziekanatów dopiero po dłuższym czasie, kiedy bezradni studenci zaczynają pisać rozpaczliwe maile. Opór przed zgłaszaniem tych przypadków dziekanom jest dość silny (choć chyba nigdy nie dałam powodów do podejrzeń, że studenci z tego tytułu mieliby się liczyć z jakimikolwiek nieprzyjemnościami). Niewątpliwie łatwiej byłoby zgłaszać takie sprawy przedstawicielowi Samorządu.

Ważny aspekt - poruszany przez Dziekana Morawskiego na łamach ostatniej Gazety SGH - to kwestia jakości obsługi studentów. DSL ma przynajmniej trochę przestrzeni - tam można marzyć o obsłudze przy stolikach. W DSM - półmrok, ciasnota, niedostatek okienek. Nie ma też pomieszczenia dla obsługi procesu przygotowania i drukowania dyplomów. 

Kontrast z sąsiadującym oddziałem banku jest uderzający. Nie przekonają mnie argumenty, że bank prowadzi działalność komercyjną a Dziekanat nie. Dziekanat jest wizytówką SGH - uczelni, która pobiera niemałe opłaty od studentów niestacjonarnych i duże dotacje za kształcenie studentów stacjonarnych. Dopóki ktoś nie udowodni, że oddział banku przynosi większy dochód niż studenci - będę walczyła o porównywalne warunki obsługi. A jeśli oddział banku lepiej się opłaci - to dlaczego nie zamkniemy SGH i nie otworzymy samych okienek bankowych?

Nietrudno zauważyć, że lepsze, większe i porządnie wyposażone pomieszczenia dziekanatu (w tym sprawne komputery i drukarki) to ukłon tak w stronę pracowników, jak i studentów. Całkowita zbieżność interesu. Uczelnia niedługo napotka na poważny problem - Dziekanat dławi się już ilością akt osobowych, których nie ma gdzie archiwizować...

Oczywiście głos dziekana to wołanie na puszczy. Ale żądania niezadowolonych klientów - to inna para trampek. Na razie wszystko, co mogłyśmy zrobić z Prodziekan(k)ami, to takie zmiany w dziekanacie i jego otoczeniu, które nie wymagały wsparcia finansowego uczelni. (Od razu rozwiewam przekonanie, jakoby Uczelnia dołożyła choćby złotówkę do naszych działań w mediach społecznościowych. Takie pytania padały np. w wywiadach radiowych). 

Niestety zabiegi o wyposażenie i godne warunki obsługi studentów - to przedsięwzięcia, których same nie zdołamy zrealizować. Pozostaje liczyć na to, że nowe władze SS zechcą nas wreszcie wesprzeć...

7 komentarzy:

  1. Wybory studenckie to tylko takie wybory na niby. Przy takiej frekwencji mandat przewodniczącego, rady, senatorów i członków rad kolegiów jest żaden. Jedynym wyjątkiem były wybory dwa lata temu, kiedy na jednym roku frekwencja osiągnęła oszałamiające 50%. Ale w większości przypadków wygląda to tak, że co roku te same osoby głosują na te same osoby i koło się zamyka. Pamiętam też któreś wybory, gdy to do mandatu senatora wystarczyło 7 (słownie: siedem) głosów. Czyli jedno piwo w Zielonej Gęsi dla 1/3 grupy językowej na przykład. I tak wybrane osoby "reprezentują" studentów.
    Oczywiście i przede wszystkim to sami studenci robią sobie krzywdę nie głosując, ale trzeba mieć świadomość, że władze Samorządu Studentów są dalekie od idei samorządności.

    A ja nawet zagłosować nie mogę, choćbym bardzo chciał.

    Sebastian (Owłos) Pilarczyk

    OdpowiedzUsuń
  2. No to nic się nie zmieniło od czasu moich studiów. Tym bardziej może pora coś ruszyć :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety, niska frekwencja to wina samych studentów, których często nie interesuje wiele więcej niż ich własny interes. Co roku staramy się poinformować wcześniej o zbliżających się wyborach, tworzymy kampanie informacyjne, lecz nie przekłada się to na frekwencję. Nie zgodzę się jednak, że jest to dalekie od idei samorządności. Do samorządności nie można nikogo zmusić. Nas zmuszać nie trzeba było, przyjęliśmy na siebie obowiązki i przez rok staraliśmy się je wypełniać. Niedługo opublikujemy podsumowanie naszej kadencji, gdy tylko upłynie. Już teraz zachęcam do lektury.
    Sebastianie, przez lata krytykowałeś wszystko i jak widać, nadal nie przestałeś, nie wykazując żadnej inicjatywy. Mogłeś w dowolnym momencie spróbować zrobić coś dla innych studentów, poza ciągłym krytykowaniem pracy kolejnych zarządów i radnych Samorządu. Mimo mojej sympatii dla corocznej inicjatywy bloku Morderczych Kebabów, uważam, że jesteś ostatnią osobą, która może nas posądzać o odchylenie od idei samorządności.
    Mam głęboką nadzieję, że w tym roku frekwencja będzie wyższa, a studenci tłumnie uderzą do urny. Nawet gdy to się nie uda, to wydaje mi się, że te parę osób, które jest zainteresowanych tematem i kandyduje, nie robi tego dla własnego interesu, lecz pro publico bono.
    Pozdrawiam
    MCzSz

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ładny awatar Panie Marku ;-)
    I poprawka do pierwszego zdania - samorządność to jest (powinien być) interes studentów! Jeśli frekwencja jest niska to znaczy, że studentów nie interesują tak naprawdę żadne sprawy warunkujące przebieg ich studiów. Na forum mojego wykładu e-learningowego (zarządzanie jakością usług) co roku wylewane są żale na styl funkcjonowania SGH - dopiero dzisiaj pomyślałam o tym, żeby w kolejnym semestrze zacząć od sondy, kto z uczestników wykładu podjął jakąkolwiek aktywność, żeby coś zmienić...
    A co do walki o poziom frekwencji - może warto rozważyć na przyszłość, żeby urna była dostępna w trakcie zjazdu sobotnio-niedzielnego?

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję :)
    Pani Dziekan, urna jest dostępna podczas zjazdów, studenci niestacjonarni również mają swoich przedstawicieli i swoje dni na głosowanie. http://esgieha.pl/?p=15398 - informacja wraz z harmonogramem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Chyba komuś się coś pomyliło - samorządność to, wedle definicji, przede wszystkim inicjatywa oddolna. Nigdy nie powiedziałem nikomu, kto chciał działać w ramach Samorządu, że nie ma dla niego/niej miejsca. Wszystko zależy od inicjatywy i chęci.

    Przykładowo, od kilku lat studenci dobijali się, że należy usunąć koszyczki z sal 4XX - powstał nawet fanpage. Samorząd nie interweniował, ponieważ byliśmy przekonani, że skoro studentom aż tak to przeszkadza to na pewno to zgłaszali i są jakieś poważne przeszkody (np. gwarancja na meble w salach) do usunięcia tych koszyczków. Tymczasem okazało się, że w DZNie nikt takich skarg NIGDY nie składał i sprawę dało się załatwić od ręki. TO JEST SAMORZĄDNOŚĆ.

    Mnie inwektywy i kłótnie wszczynane przez ludzi na Facebooku i w Internecie nigdy nie ruszały - bo nikt z tych ludzi nigdy do Samorządu nie przyszedł mówiąc "Mam pomysł jak coś zmienić". To samo tyczy się Ciebie Sebastianie - krytykujesz już od 4 lat, zrobiłeś - całe wielkie NIC.

    Zatem byłbym daleki od takich krzywdzących sądów. Nam nikt nie płaci za to, co robimy - na tym opiera się wolontariat. Natomiast jeśli ktoś chce coś zrobić, pomóc - ma jakiś pomysł - przyjmiemy z otwartymi ramionami, bo dobrych, zaangażowanych ludzi nigdy za wiele.

    Pozdrawiam serdecznie,
    WS

    OdpowiedzUsuń