21 mar 2013

Po co tyle podpisów?

Nieraz jako dydaktyk sama się zastanawiałam nad tym dlaczego w zakresie składania protokołów egzaminacyjnych funkcjonują od kilku lat dwa równoległe byty: oceny wystawiamy i wpisujemy do protokołów elektronicznych, które akceptujemy wirtualnie, a następnie musimy je dodatkowo wydrukować i – uwaga – podpisać. Podpisać każdą jedną osobno. Żadne klamerki zbiorcze, podłużne podpisy o długości kartki A4, czy inne innowacyjne metody zaoszczędzenia czasu, tuszu i mięśni dłoni nie wchodzą w grę. Mając kilkunastu studentów na protokole można jeszcze te podpisy cyzelować, jednak przy kilkuset staje się to uciążliwe a pierwszy złożony na protokole podpis nijak nie przypomina sto siedemdziesiątego ósmego. 

Istnienie dwóch systemów, w których robi się to samo, ale na różnych nośnikach może prowadzić do (niesłusznego!) przekonania, że oba te systemy są wobec siebie substytucyjne. A zatem: 
  • wystarczy złożyć sam protokół papierowy (najlepiej tzw. dodatkowy, albo ręczny, bo te wirtualne trzeba drukować z systemu – czyli trzeba je najpierw było własnoręcznie wypełnić) a ocena sama wpisze się do systemu elektronicznego. Albo:
  • wystarczy złożyć sam protokół elektroniczny – przecież każdy wykładowca ma swoje konto w WD, więc wiadomo, że oceny wpisała uprawniona osoba a nie np. hacker. 
Jako osobie wykładającej m.in. socjologię skojarzyło mi się to naturalnie z asynchronią normatywną – nałożeniem się norm pochodzących z różnych okresów historycznych. Oto nastała epoka wirtualna a ktoś zapomniał „wyłączyć” epokę papierową. Niestety, złożenie tylko jednego rodzaju protokołu nie jest wystarczające i wbrew pozorom ma swoje uzasadnienie. Wskazuje na to zarówno § 20 Regulaminu, jak również dokument wyższego rzędu – Rozporządzenie Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego w sprawie dokumentacji przebiegu studiów z 14.09.2011 r. (§ 11). W obu przypadkach podstawą jest system danych informatycznych, z którego oceny są następnie poświadczane i indywidualizowane za pomocą własnoręcznego podpisu wykładowcy. A zatem diabeł tkwi w szczegółach, a w przypadku protokołów egzaminacyjnych – właśnie w nośniku.

4 komentarze:

  1. Co nie zmienia faktu, że jest to absurd, bez względu na poziom źródła umocowania :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko absurd, ale przede wszystkim koszty - aż żałuję, że nie policzyłam w tym semestrze roboczogodzin (a także kosztów finansowych), jakie zużyli pracownicy dziekanatu (w tym dziekani) na przypomnienia (maile, telefony i rozmowy bezpośrednie) tylko po to, żeby wyegzekwować złożenie protokołów przez wszystkich wykładowców. Co zresztą po dziś dzień się nie udało...

      Usuń
  2. Myślę że autorka miała na myśli, że można pomyśleć że systemy są np. substytucyjne. "Komplementarne" oznacza coś dokładnie przeciwnego...

    OdpowiedzUsuń