11 kwi 2013

Rodzic w Dziekanacie

fot. ARABIA.pl
Oczywiście nie chodzi mi tutaj o pracowników Dziekanatu, wśród których można spotkać nie tylko rodziców, ale nawet i babcie, ani też o studentów, którzy łączą naukę z macie- bądź tacierzyństwem. W żadnym z tych wypadków rola rodzica nie jest w centrum relacji stanowionej, tzn. między nimi a Dziekanatem. Nawet jeżeli studentka będąca matką wnioskuje np. o urlop wychowawczy to nadal ona jest stroną w swojej sprawie i występuje jako studentka a nie matka. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja, gdy do Dziekanatu przychodzi rodzic w imieniu swojego dziecka – studenta. 

Pierwszy, formalny problem pojawia się już na wstępie, jest to kwestia umocowania. Rozumiemy, że zbieżność nazwisk jest nieprzypadkowa, ale skoro student jest pełnoletni nie może być reprezentowany przez rodzica, a także ciotkę, koleżankę, męża, czy sąsiada. To nie jest wywiadówka w szkole. Po prostu nie mamy prawa udzielać osobie trzeciej informacji na temat tego, czy innego studenta, nawet jeżeli są spokrewnieni, mają wspólny fragment kodu DNA, czy mieszkają pod jednym dachem. Koniec i kropka. Rodzicom, którzy często specjalnie zwalniają się z pracy, aby przyjść do okienka, albo na dyżur, trudno to zrozumieć. Na tym etapie pomocne może być skorzystanie z FAQ (sekcja „varia”) i przygotowanie pełnomocnictwa. Drodzy Studenci, jeżeli chcecie oszczędzić swoim wysłannikom nerwów i rozczarowania – zapoznajcie się proszę z tą informacją. 

O ile student stosuje na dyżurze różne strategie, większość rodziców przyjmuje wyłącznie strategię obrońcy interesów swojego dziecka – skądinąd naturalną, ale utrudniającą niekiedy komunikację („sama pani rozumie, ja jako matka…”, albo nawet: „na moim miejscu zrobiłaby pani to samo…”). Ja rozumiem, że rodzic zna swoje dziecko od małego i wie, jak się uczyło w szkole podstawowej, jakie ma zalety, o czym marzy i jak się stara to zrealizować, ale my w Dziekanacie mamy wgląd w akta i oceny studenta. Ta sama osoba pełni równocześnie dwie role społeczne – dziecka i studenta, ale nas interesuje tylko ta druga. 

Zdarza się, że dziecko-student prezentuje rodzicowi wyidealizowany obraz swoich studenckich dokonań. Tym większy dysonans, a strategia obrońcy interesów przekształca się w obronę mitu. Jednak częściej występuje zwyczajna luka informacyjna – skąd bowiem osoba trzecia ma znać zawiłości, jakie pojawiły się na studenckiej drodze. Większość spraw rodzicielskich kończy się zatem w ten sam sposób: w efekcie rozwiązywane są na linii student – Dziekanat, z pominięciem dodatkowego ogniwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz