25 cze 2013

Google Scholar i narzędzie dla leniwych

W Dziekanacie wreszcie wysyp prac magisterskich - widać niektórzy doszli do wniosku, że faktycznie dobrze byłoby problem magisterki załatwić przed wakacjami i spędzić urlop jako magister, a nie panikujący przed wrześniem student. Dodatkowym powodem słuszności tej decyzji jest ograniczony kontakt z promotorem w czasie wakacji.

Tym razem jednak nie chciałabym wyżywać się na wątkach formalno-prawnych składania pracy, ale nad jedną z kwestii jej tworzenia. Otóż przeglądając niektóre z Waszych prac (bywają naprawdę niezwykle interesujące) zauważyłam, że z dużą niefrasobliwością traktujecie kwestię poprawności cytowania. Rzecz nie w plagiatach (tu zostawiam sprawę Soladowi i promotorom), ale w tych fragmentach prac, które są opatrzone przypisem, lecz za każdym razem konstruowanym w inny sposób.

W zasadzie w pracach magisterskich dopuszczalny jest każdy z wiodących systemów cytowań (MLA, APA, ISO 690 - ten w szczególności w SGH) - jeśli ktoś nie wie dokładnie czym się różnią, to proszę zerknąć na poniższy skan (jeśli druk jest zbyt mały, to niech "CTRL +" będzie z Wami):



Jest to skan z bardzo przydatnego narzędzia o nazwie "Google Scholar: cytowania" .

Jeśli nie chce Wam się samodzielnie  wstukiwać opisów bibliograficznych, to można sobie ten proces nieco zautomatyzować: wchodzicie na stronę Google Scholar i w okienku wyszukiwarki wpisujecie nazwisko autora (ja nadal będę się posługiwała swoim):


Jeśli (teraz tych "jeśli" będzie sporo) poszukiwany przez Was autor jest obecny w bazie Google Scholar, to pokaże się lista tytułów jego prac, np.:



Jeśli poszukiwany autor utworzył swój profil w bazie, to na samej górze zobaczycie link do tego profilu opatrzony ikoną pióra w kałamarzu. Poniżej znajduje się lista prac naukowych z informacją o liczbie cytowań, wykazem powiązanych artykułów i poszukiwanym przez nas słowem "cytuj".

Klikając w "cytuja" uzyskacie podgląd prawidłowego sposobu cytowania artykułu/książki w trzech wiodących systemach (MLA, APA, albo ISO 690) - tak jak to było widać na pierwszym skanie, który Wam pokazałam. Można sobie skopiować preferowany sposób cytowania, albo zaimportować do odpowiedniej bazy (jeśli się takową posługujecie). Jak mawia mój młodociany syn: proste jak strzał w pysk.

Skąd więc moje "jeśli"?

Otóż nawet najlepsze programy wymagają myślenia i porządku, a ze strony osób korzystających z nich - odrobiny nieufności. Wystarczy, że swój artykuł umieścił bazie niedbaluch, albo osoba, która dopiero ćwiczy posługiwanie się Scholarem. Istnieje wówczas ryzyko, że źle wypełnione zostały pola opisu bibliograficznego i uzyskacie np. wynik:

Kachniewska, Zarządzanie..., Warszawa

Nie wiadomo kto, nie wiadomo co... - a za nieprawidłowe cytowanie odpowie student przed swoim promotorem :-(

Nie zapominajmy też, że wujaszek Google nie zgadnie, z której strony chcieliście coś zacytować! Możliwe też, że dotarliście do artykułu w bibliotece, a w bazie Scholara pracy jeszcze nie ma i w wykazie jej nie znajdziecie.

Pocieszająca jest wiadomość, że coraz więcej nauczycieli akademickich dba o zamieszczanie swoich prac w Scholarze, a zamieszczając robi to porządnie - choćby dlatego, że w ocenie naukowców zwraca się uwagę na tzw. indeks H, który można łatwo sprawdzić korzystając z Google Scholar. Oczywiście jeśli w bazie istnieje nasz profil :-)

Kolegom, którzy ze Scholarem jeszcze się nie zaprzyjaźnili polecam prosty poradnik dostępny na stronie Academii.edu.

PS 1: W odpowiedzi na maila studenta: jeśli promotor nie założył profilu w Scholarze, to nie znaczy, że nie będzie tam jego prac. Warto natomiast namawiać wykładowców, żeby publikowali swój dorobek w necie - artykuły konferencyjne są dość trudno dostępne (mały nakład) a często znacznie ciekawsze i bardziej aktualne niż publikacje książkowe.

PS 2: W odpowiedzi na maila jednego z wykładowców: jeżeli korzystamy z programu Publish or Perish, to oczywiście Scholar nie jest niezbędny (co więcej PoP jest niewątpliwie znacznie bardziej wiarygodny). Trzeba jednak pamiętać, że zasięg Google jest nie do pogardzenia z punktu widzenia promocji dorobku. Natomiast h-index powinien być taki sam w Scholarze i w "PP" - nie umiem wyjaśnić skąd może się brać różnica i to aż 2 pkt. Może ktoś bardziej biegły dorzuci jakieś wyjaśnienie?

PS 3: Ponieważ niechcący rozpętałam awanturę nt. nieodpłatnego i otwartego udostępniania swoich prac w sieci (TAK! JESTEM ZWOLENNIKIEM!) to dorzucam ciekawy link, całkiem a propos...

2 komentarze:

  1. Według załącznika nr 1 do zarządzenia Rektora nr 7 z dnia 30 stycznia 2013 r. zaprezentowane przez Panią sposoby cytowania są niepoprawne. Studenci mają do wyboru styl harwardzki lub "sghowy" (które różnią się od zaprezentowanych tutaj). Oczywiście wymagania formalne pracy magisterskiej można traktować jedynie jako sugestie, ale nie sądzę, żeby np. moja własna koncepcja strony tytułowej spotkała się z ciepłym przyjęciem w dziekanacie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Styl sgh-owy jest w zasadzie systemem ISO (nie używamy jednak wielkich liter), natomiast w Zarządzeniu (i w publikacjach Oficyny SGH) wymagane jest także wskazanie miejsca publikacji (a to w cytowaniach Google czasem się gubi i wtedy trzeba pamiętać o uzupełnieniu). Wynika to z faktu, że nasze wydawnictwa nie mają takiej rangi jak międzynarodowe domy edytorskie i na poziomie międzynarodowym są często trudne do zidentyfikowania.

      Usuń