Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dyżury. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dyżury. Pokaż wszystkie posty

25 maj 2016

Deklaracja posemestralna

Półtora tygodnia pozostało do końca zajęć. Niektórzy studenci uznają mimo to, że jeszcze jest pora, aby wypisać się z zajęć, albo na nie dopisać. Tej bowiem sprawy dotyczyły wszystkie moje dzisiejsze wizyty. Historia, a także i argumentacje, są niemalże takie same: 
  • Student założył, że uzyska zgodę na dopisanie/wypisanie, więc postępował tak, jak gdyby ta zgoda już obowiązywała, uczęszczając (albo wręcz przeciwnie) na zajęcia. 
  • Student przypominał sobie w tym tygodniu, że pora uregulować swój status na zajęciach. 
  • Student stwierdził, że skoro chodzi/nie chodzi na dane zajęcia, dziekanom nie pozostaje nic innego jak uszanować jego decyzję. 
  • Student uznał, że w dziekanacie wiemy, na jakie zajęcia tak naprawdę uczęszcza, więc możemy wyrazić na to zgodę w każdej możliwej chwili trwania semestru. 
  • ...
W każdym przypadku zestaw jest ten sam – dobra wola studenta i niedobra wola dziekana (bo jaka może być inna, skoro nie wyraża zgody). Stosowane są zatem w rozmowie adekwatne argumenty, mające na celu przełamanie tej woli: 
  • Odwołanie się do litości i/lub miłosierdzia
  • Przekonanie, że wszyscy jesteśmy ludźmi i każdy popełnia błędy 
  • Nawoływanie do uwierzenia w dobrą wolę studenta 
  • Wyrażenie przekonania, że przecież to tylko jeden mały podpis 
  • … 
Tyle tylko, że kwestia woli kończy się w sytuacji, gdy mam podpisać się pod tym, że student przystępuje do zajęć na półtora tygodnia przed ich końcem. Tu zaczyna się brak powagi. Co prawda jedna studentek była na tyle pomysłowa, że zapytała, czy w takim razie nie mogłabym wydać jej zgody ze wsteczną datą i czy z tego tytułu groziłyby mi jakieś konsekwencje (bo jeżeli nie to tym bardziej nie ma sprawy), ale nie zmienia to powyższego braku. Na swój sposób jeszcze bardziej go pogłębia...

8 kwi 2016

O studenckiej zapobiegliwości

Połowa semestru, a w tym czasie obecnie znajdujemy się, to okres raczej spokojny, jeżeli chodzi o dyżury dziekańskie. Na dyżurach sporadycznie pojawiają się osoby, które walczą o to, aby nie zostać skreślonym, inne przychodzą – mam wrażenie – z przyzwyczajenia (kilka osób bez trudu rozpoznaję w kolejce na korytarzu, a niektóre pamiętam z imienia i nazwiska. Jako że od ponad 5 lat w zasadzie zatraciłam umiejętność pamiętania imion i nazwisk studenckich oraz przypisywania ich do konkretnych osób, wskazuje to na zażyłość naszych relacji, wyrażoną częstotliwością wizyt). Pojawiają się także studenci, których mogę określić jako zapobiegliwych w przód i w tył. 

Student zapobiegliwy w przód to taki, który planuje z bardzo dużym wyprzedzeniem. Na przykład już teraz zakłada, że nie zdąży napisać na czas pracy magisterskiej i pyta o możliwości przedłużenia terminu i zwolnienia z opłaty z powtarzanie seminarium. Zapytany, co takiego dzieje się w jego życiu, że już teraz wie, że przez najbliższe pół roku nie zdąży napisać kilkudziesięciu stron tekstu, odpowiada, że nic, ale woli mieć otwartą furtkę na przyszłość. Inny przypadek tego typu dotyczy studentki, która wyjeżdża na uczelnię zagraniczną i już teraz chce uzyskać zgodę na wysokopunktowany lektorat, wliczony na dodatek w pulę przedmiotów merytorycznych. Jak mogę zgodzić się na jeden przedmiot nie znając pozostałych (inna sprawa, że lektorat to lektorat)? 

O ile studenta zapobiegliwego w przód stosunkowo łatwo zrozumieć – w końcu mało kto toleruje niepewność co do swojej przyszłości, sama chętnie chciałabym wiedzieć, co będę robić za pół roku – druga kategoria, czyli student zapobiegliwy w tył, nieco mnie zdumiała. Może i ona ma jakieś głębsze uzasadnienie, ponieważ spotkałam na ostatnich dyżurach kilka tego typu osób. Przyszły z podaniami o dopisanie lub wypisanie się z przedmiotu, co tak czy inaczej byłoby raczej niemożliwe, a teraz – w połowie semestru – tym bardziej. Na moje pytanie, czemu teraz, zaprezentowali ciekawy wywód: otóż wcześniej wszystkie podania rozpatrywane były negatywnie, a zatem pomyśleli, że nieco poczekają i spróbują szczęścia później. Szczęścia jednak, jak nie było, tak nie ma. Pozostaje zapisać się na przedmiot w kolejnym semestrze. O właśnie, niedługo rozpoczną się deklaracje...

8 paź 2015

"Nie będę rozmawiać z prodziekanem..."

Tym razem z potrzeby chwili wpis dotyczący dyżurów (pro)dziekańskich. Każde za nas (dziekan i prodziekani) prowadzą co najmniej jeden dyżur w tygodniu, w czasie którego jesteśmy dostępni dla studentów. W zasadzie głównym powodem powoływania prodziekanów, jest konieczność odciążenia dziekana, bo nie potrzeba wielkiej wyobraźni, żeby ocenić szanse przyjęcia kilkuset studentów tygodniowo przez jedną osobę. 

Pro-dziekan - jak nazwa wskazuje - jest "za" dziekana, co oznacza, że jej/jego decyzje mają taką samą moc. W zasadzie nie istnieje nawet instytucja odwołania od decyzji prodziekana do dziekana, bo to mniej więcej tak, jakby student odwoływał się od mojej decyzji do mnie samej. Niemniej rozpatruję czasem takie "odwołania" bardziej po to, żeby sprawdzić, czy nie nastąpiła pomyłka, niż dlatego, żebym nie ufała kompetencjom osób, które sama dobrałam do współpracy.

Zaskakują mnie jednak przypadki studentów, którzy nie tylko uważają, że ich sprawy nie sposób załatwić "w okienku" (to bywa zrozumiałe, jeśli oczekiwania studenta są "pozaregulaminowe"), ale nawet nie chcą ich powierzyć prodziekanowi. Zapisy na dyżur dziekański wybiegają daleko w czasie (mam już nawet osoby gotowe pojawić się w II poł. listopada) i jeśli sprawa wydaje się Państwu pilna, sugeruję jednak pojawienie się na dyżurze któregoś z prodziekanów. Bywa, że pada odpowiedź "z prodziekanem to ja o tym nie będę rozmawiał". Pół biedy jeśli tajemnica dotyczy urlopu dziekańskiego w przyszłym semestrze i faktycznie może poczekać 2-3 tygodnie. Gorzej jeśli chodzi o zaniedbane aktualizacje learning agreement albo zaległe płatności i rosnące odsetki. Lepiej wtedy nie czekać kolejnych tygodni, tym bardziej, że prodziekani znakomicie znają się na swojej pracy, a od dwóch z nich w zasadzie ja uczyłam się pracy w pierwszym roku kadencji.

Jeśli zdarzy się (a przez ostatnie 3 lata zdarzyło się to może ze 3-4 razy), że prodziekan został zaskoczony wyjątkowo trudnym przypadkiem - to na pewno przed podjęciem decyzji skonsultuje się ze mną lub prawnikiem i sprawę wyjaśni, nie testując wątpliwych rozwiązań na studencie.

Pozostaje - poruszana już na blogu - kwestia spraw, z jakimi pojawiają się Państwo na dyżurach. Pytanie dlaczego nie odnotowano wpłaty na koncie, wystarczy zadać mailowo asystentce toku (sugeruję ponownie z cc do mnie) zamiast sterczeć w kolejce na dyżur po to, żeby usłyszeć od dziekana: "Muszę o to zapytać asystentkę toku".

Mało pomysłowe jest też przychodzenie z podaniem, które można wrzucić do skrzynki (nawet jeśli okienka są zamknięte). Niedawno jedna ze studentek usiłowała mnie przekonać, że woli stać w kolejce, ale od razu poznać odpowiedź. Niestety w większości przypadków na odpowiedź i tak przyjdzie poczekać, aż dziekan uzyska informacje od właściwej asystentki toku.

W ostatnią sobotę, kiedy zostałam po zajęciach, żeby odciążyć trochę w czasie dyżuru swojego prodziekana, przyjęłam 20 osób, z których tylko 1 powinna była ze swoją sprawą zgłosić się na dyżur. Na pytanie, które zadawałam wszystkim pozostałym: "Dlaczego nie wrzuci Pan(i) podania do skrzynki" padała odpowiedź "Do jakiej?" (i nie byli to studenci I semestru). No więc przypominam wpis sprzed lat - do tej :-)

25 wrz 2015

Dyżur, dieta i nutka optymizmu

Pierwszy dyżur dziekański w tym semestrze (właściwie przed semestrem, ale zdawało się, że jest pilnie potrzebny) sprowokował mnie do kolejnego wpisu nt. konieczności bardziej przemyślanego zapisywania się na spotkanie z Dziekanem (lub nawet Dziekanką).

Spośród kilkunastu osób, które dzisiaj przyjęłam, tylko 5 faktycznie kwalifikowało się na dyżur (pro)dziekański. Mam na myśli osoby, których sytuacja wyraźnie wymyka się wszelkim regulacjom, i które zapewne nie uzyskałyby właściwej wskazówki od asystentki toku. Cała reszta (blokująca możliwość przyjęcia innych osób, odesłanych na poniedziałek) zjawiała się z tak banalnymi kwestiami, jak:
  • podanie o warunek (którego nawet nie ptrzeba przynosić do DSM, tylko można złożyć przez WD)
  • podanie o powtarzania semestru (j.w.)
  • podanie o miejsce w Domu Studenckim (kompletnie nie ten adres!)
  • wniosek o zmianę kierunku (wystarczy złożyć u asystentki toku)
  • wniosek o rozłożenie płatności na raty (j.w.)
W każdym z wymienionych przypadków przyjęłam podanie i podziękowałam za fatygę, tylko po to, aby następnie przekazać podanie asystentce toku, która sprawdza status danej osoby (czy jest jeszcze studentem, czy zaliczyła semestr etc.). Bez tych danych nie mogę i nie zamierzam rozpatrywać podań, bo zgoda - wbrew temu, co się Państwu wydaje - zależy nie tylko od mojego "widzimisię". 

W efekcie podania nie rozpatrzę, tylko przekazuję do opisania. Państwo odchodzą z kwitkiem, bo ja nie mogę czekać z przyjęciem kolejnej osoby, a o losy rozpatrzonego podania i tak trzeba dowiadywać się innego dnia. Przychodząc z podaniem na dyżur nie osiągają Państwo nic poza satysfakcją, że Dziekan osobiście przekazuje Państwa podania asystentkom. Nie wiem, czy dla tej satysfakcji warto tracić czas...

Kilka osób przyszło osobiście opowiadać mi różne bajki. Aż mi trudno uwierzyć, że dorosły człowiek może łudzić się, że nie zweryfikuję opowieści o rzekomo zaliczonym semestrze, albo nie sprawdzę, ile razy dana osoba korzystała już z warunku lub powtarzania semestru.

Losy podań składanych na ręce dziekana, są podobne do losów maili kierowanych do mnie, zamiast do asystentki toku (była o tym mowa np. tutaj). Co więcej w wielu przypadkach (podania w WD) nie trzeba w ogóle nigdzie chodzić, a już na pewno nie należy blokować możliwości zapisu tym, którzy muszą się spotkać z Dziekanem, bo nawet asystentka toku nie była w stanie doradzić, jakie podanie należy złożyć.

W drugą stronę - zdarzyło się dzisiaj kilka sytuacji wymagających mojej interwencji, bo doszło do nieprzyjemnych dyskusji przy okienkach. Bardzo proszę zarówno Państwa, jak i pracowników DSM o trzymanie nerwów na wodzy. Każde warknięcie powoduje, że druga strona też błyska kłami - tak jesteśmy już biologicznie skonstruowani. Trudno jednak usprawiedliwiać tym zachowania, które prowokują do skarg dyscyplinarnych (regulacje SGH przewidują takowe zarówno dla studentów, jak i pracowników Uczelni). Asystentki uważają, że zawsze biorę stronę studentów - studenci rzecz jasna mają dokładnie przeciwne zdanie. Nawet nie chce mi się jednych i drugich przekonywać...

Początek października to zawsze gorączka w DSM, od lat rośnie liczba naszych studentów (obecnie mam na studiach magisterskich 7880 osób) a do obsługi -15 osób. Bez problemu można to ogarnąć jeśli stosują się Państwo do terminów i trybów załatwiania spraw drogą internetową. Niestety bywa z tym różnie. O wielu sprawach wymagających obecności w DSM można też uprzedzić mailowo (np. wniosek o rozłożenie płatności na raty, albo wystawienie faktury dla pracodawcy) - istotnie przyspiesza to czas załatwienia sprawy. 

Z drugiej strony zdarza się, że mail z prośbą o wystawienie faktury wpada do spamu (to jeden w dzisiejszych przypadków, który rozgrzał 5 osób do białości) i nie ma w tym złej woli pracownika. Awantura nie pomoże - trzeba po prostu wyjaśnić sytuację. W skrajnym przypadku poprosić o pomoc kierownika dziekanatu (Panią mgr Barbarę Kraszewską) lub mnie (jeśli nie jestem akurat na zajęciach).

I jeszcze temat od wielu lat problematyczny - telefony. Rozwiązanie, które wystarczało nam kilka lat temu (żeby dzwonić poza godzinami otwarcia okienek), teraz już nie wystarcza (telefony dzwonią bez przerwy, a przecież ktoś musi pracować nad stertą spraw złożonych w okienku w czasie jego otwarcia). Dlatego proszę korzystać z korespondencji mailowej i to najlepiej przestrzegając zasady nr 2 i 3 netykiety. Ja wtedy widzę, co się dzieje, wiem, czy została udzielona odpowiedź i ile czasu zajęło jej udzielenie (a to wpływa m.in. na ocenę okresową pracownika). Walczę  o taki tryb już od 3 lat i widzę, że coraz więcej osób stosuje ten sposób - dla mnie to solidne źródło informacji. No i zostaje ślad, którego brakuje w przypadku rozmowy telefonicznej.

Miała być nutka optymizmu:
To był piekielny piątek, ale pociechą jest te 5 osób, które faktycznie sensownie zapisały się na dyżur, i których sprawy - z pomocą ekwilibrystyki i ułańskiej fantazji - udało się pomyślnie rozwiązać. Niniejszym wpisem (godz. 22.15) zamykam dzisiejszy dzień, który zaczął się o 5.30. Śniadanie, którego nie zjadłam, poczeka już do jutra. To jedno trzeba przyznać, że Dziekanat świetnie robi na linię :-)

2 lip 2015

Dziekan wyszukująca...

Jak zwykle po zakończeniu zajęć, a nawet sesji, a tym samym po zawieszeniu dyżurów dziekańskich... posypały się zapisy na dyżury dziekańskie. Pomijam, że niektóre ze spraw mogły zostać poruszone i załatwione 2-3 tygodnie temu, najbardziej jednak zastanawia niezwykła potrzeba usłyszenia dokładnie tej samej informacji od dziekana, co od asystentki toku.

Chcąc oszczędzić Państwu wyczekiwania pod drzwiami dziekanatu przedstawiam kilka zagadnień, które moim zdaniem tylko dlatego zostały mi przedstawione, że studenci koniecznie chcieli się ze mną spotkać. No bo jak inaczej wyjaśnić fakt, że student przychodzi na dyżur dziekański i czeka pół godziny pod drzwiami, żeby upewnić się... kiedy zaczyna się rok akademicki 2015/16. Dla pozyskania tej informacji nie warto było nawet jechać do Szkoły - wystarczyło znaleźć w internecie zarządzenie rektora w sprawie organizacji roku akademickiego. Nieudolnym i staromodnym, którzy nie korzystają z wyszukiwarki podsuwam link.

Inna sprawa, to zapytanie o warunki wznowienia po skreśleniu z powodu niezłożenia pracy magisterskiej w obowiązującym terminie. Każda asystentka toku może to wyjaśnić, koszty wskazane są też w tabeli opłat, która stanowi załącznik do umowy, którą każdy z Państwa posiada, a kwestia była kilkakrotnie obszernie omawiana na blogu. Proszę więc nie dziwić się mojej irytacji, ale posadziłam studenta przed monitorem i kazałam mu na głos przeczytać ten wpis oraz kilka innych, które łatwo wyszukać na blogu wybierając tag: przedłużenie terminu złożenia pracy magisterskiej (w chmurze tagów). Uznałam, że nie po to od trzech lat poświęcamy (wspólnie z Panią Dziekan Górak-Sosnowską) prywatny czas na pisanie bloga, żeby potem to samo recytować na konsultacjach. Okazało się szczęśliwie, że student czytać umie (niestety nie wiem nadal jak z pisaniem, ale kiedy złoży pracę to się zobaczy ;-) toteż przeczytał, podziękował i wyszedł. A pozostałe 8 osób czekało przez ten czas pod drzwiami...

Padały też na dyżurze pytania o brak wpisów ocen w protokołach (oraz niewłaściwe oceny) - tu po raz kolejny zaznaczę, że pytanie winno być skierowane do prowadzącego przedmiot, a nie do dziekana.

Niezwykle ciekawy przypadek zgłosiła studentka zdenerwowana, że wykładowca nie przyjął jej pracy zaliczeniowej twierdząc, że jest to plagiat. Studentka żądała ode mnie interwencji ("proszę wyjaśnić Panu profesorowi, że ja to samodzielnie pisałam"). No cóż - przez chwilę byłam w kropce. Nie mam powodu nie wierzyć, że pisała samodzielnie (nawiasem mówiąc - plagiat jak najbardziej można popełnić samodzielnie!), ale prowadzący przedmiot zapewne lepiej zna literaturę z zakresu danej dziedziny naukowej i żaden dziekan mu nie straszny. Uznałam, że sprawę należy powierzyć Komisji Dyscyplinarnej, która sprawę dogłębnie zbada. Nie wiem dlaczego, ale studentka dzień później napisała, że to było tylko drobne nieporozumienie i żebym nie zaprzątała sobie nim głowy... Nie muszę chyba dodawać, że w tym momencie, jak nigdy zapragnęłam pozaprzątać sobie tym głowę.

Nie jestem ani zniewalająco piękna, ani szczególnie miła, toteż liczne odwiedziny w czasie - jakby nie było - wakacyjnym bardzo mnie poruszyły. Sądzę jednak, że w tym pięknym i słonecznym okresie warto czasem przeszukać blog, stronę SGH albo nawet pogooglać i oszczędzić sobie wyprawy do Szkoły. Oczywiście w razie "braku wyników wyszukiwania" zapraszam do DSM, ale tym razem zamiast "udanych wakacji" (wakacje z definicji są udane!) życzę sobie i Państwu: "Niech CTRL+F będzie z Wami".

Do zobaczenia w październiku!

4 kwi 2015

Rekomendacja w ciemno

fot.
Zazwyczaj podejmując decyzje na dyżurze nie mam poczucia dysonansu, czy – mimo złowrogich spojrzeń niektórych studentów – poczucia winy. Zakres mojej elastyczności określa Regulamin studiów, którego jestem wykonawcą, a w przypadku sytuacji niebiało-czarnych – praktyka, rozsądek i uwarunkowania indywidualne (w różnych proporcjach). Innymi słowy, albo czegoś nie da się zrobić, albo – uznając to za bardziej czy mniej zasadne – podejmuje odpowiednie kroki. 

W takiej sytuacji trudno o wspomniany dysonans poznawczy. Pojawia się on jednak w jednej, szczególnej kategorii przypadków – studentów, którzy przychodzą do mnie po rekomendację, czy inny list polecający. Na początku słowo wyjaśnienia: absolutnie chętnie i ochoczo piszę rekomendacje studentom (byłym i obecnym), z którymi miałam jakikolwiek świadomy intelektualny kontakt; to znaczy byli moimi dyplomantami, uczestniczyli aktywnie w moich zajęciach, a ja to pamiętam, ewentualnie uczestniczyli biernie, a ja jestem w stanie cokolwiek o nich napisać na podstawie wyniku z egzaminu i obecności (nie jest to wówczas wiele, ale zawsze coś). Niektórzy dają mi później znać, że rekomendacja się przydała i wtedy cieszę się jeszcze bardziej. 

Problem pojawia się jednak wówczas, gdy na dyżur dziekański przychodzi student, którego pierwszy raz widzę na oczy, i oczekuje ode mnie rekomendacji. I wówczas mimo najszczerszych chęci mam pewien kłopot. Doceniam to, że student startuje w jakimś konkursie, albo przymierza się do realizacji projektu, ba, instytucjonalnie (i nie tylko!) trzymam za niego kciuki. Jednak pisząc (lub podpisując) list rekomendacyjny na swój sposób poświadczałabym nieprawdę – bo niestety nie mogę o studencie powiedzieć nic ponad to, że jest studentem i ma taką a nie inną średnią. Niestety, daje się tu we znaki bezwydziałowość SGH – gdyby wydziały istniały, dziekan ds. studenckich nie miałby tego typu dylematów. 

To, co mogę ze swojej strony zaproponować to półśrodek. Jeżeli potrzebują Państwo rekomendacji Dziekana, proszę zaopatrzyć się najpierw w rekomendację Promotora ze stosowną pieczątką jego jednostki organizacyjnej – ja mogę wówczas na tej podstawie, albo wręcz na tym dokumencie, dopisać swoje trzy grosze. Stempelki będą się zgadzały, a ja nie będę miała poczucia dysonansu, czyli wilk syty i owca cała.

5 mar 2015

O studencie, co się nie wstawił

Długo przymierzałam się do tego wpisu, który podsumować miał pierwsze tygodnie i piętrzące się w Dziekanacie stosy podań. Dopowiem od razu, że są to spiętrzenia, a raczej stosy, ruchome. Mimo osłabionego liczebnie składu, podania staramy się rozpatrywać z dnia na dzień. 

Przez pierwsze dwa tygodnie dominowały podania o przedłużenie sesji. Obok całej masy standardowych podań z dołączonym zwolnieniem lekarskim, pojawiały się „perełki”. I tak, znalazł się student, który „odbywał chorobę”, a inny „nie wstawił się na egzaminie” (może to i dobrze). Jedno z podań wskazywało na sporą przedsiębiorczość autorki: „w załączeniu przekazuję zwolnienie lekarskie, które wypisał mi lekarz na wypadek, gdybym nie zdążyła na egzamin” (studentka była podwójnie przedsiębiorcza, bo na egzamin zdążyła, tyle że nie udało się jej go zaliczyć i starała się teraz, wbrew wszelkim zasadom formalnym, uzyskać kolejny termin sesji). 

Stopniowo część podań o przedłużenie sesji zamienia się w podania o wpis warunkowy lub powtarzanie semestru. Równolegle pojawiają się ostatnie wnioski o przedłużenie terminu złożenia pracy magisterskiej (przypominam, że termin minął nieodwołalnie wraz z końcem lutego). Praca w Dziekanacie wre. Stosy złożonych prac magisterskich wskazują na to, że zapowiada się kolejna fala obron… Oby tylko studenci stawiali się na nich, a wstawiali – jeżeli muszą – już po.

24 paź 2014

Dyżur, jeden z wielu

W zasadzie bliżej jest do kolejnego dyżuru (w dniach roboczych to już jutro) niż poprzedniego, jednak wczesnosemestralny świat w dziekanacie wiruje i nie ma czasu nawet na zwykłe zebranie myśli (teraz okazyjnie zbieram je w pociągu z Poznania). Ostatni mój dyżur trwał trzy godziny bez 10 minut i skończył się niecały kwadrans przed zamknięciem dziekanatu (18:00). Słysząc o pokaźnej kolejce interesantów za drzwiami zastanawiałam się nad znaczeniem słów „miłego dnia” (później zrobiło się „miłego wieczora”), którymi żegnali się ze mną studenci. 

Sprawy, w których Państwo przychodzą, dzielą się na dwie kategorie: 
  • Te, które postrzegają Państwo jako wyjątkowe / nietypowe / szczególne, a później okazuje się, że takie nie są. W kategorii tej szczególne miejsce zajmują sprawy samograje, a zatem takie, które można spokojnie wrzucić do skrzynki w formie podania (np. złożenie deklaracji seminaryjnej, rezygnacja z Erasmusa z powodów zdrowotnych). Nie wiem, czemu decydują się Państwo na wizytę na dyżurze poprzedzoną staniem w kolejce.
  • Te, które są typowe / zwykłe / standardowe. Tu jednak dochodzimy do odmiennych wniosków. Państwo uważają, że z tego powodu powinny zostać rozwiązane na Państwa korzyść, a ja je rozpatruję owszem typowo, ale niekoniecznie automatycznie na korzyść studenta. Dotyczy to zwłaszcza jakże typowych i nadal licznych podań o dopisywanie do przedmiotów z całą równie typową litanią powodów (wersja bardziej wyrafinowana to podanie o tryb indywidualny z uruchomionego przedmiotu – teoretycznie zwiększa szanse, bo w przypadku przedmiotu nieuruchomionego student faktycznie nie miał się jak na niego zapisać przez WD, ale – no właśnie – NIEuruchomionego). 
Choć sprawa terminu składania prac magisterskich została ostatecznie wyjaśniona nadal niektórzy studenci starają się przedłużyć termin jej oddania. Widziałam już niejedno podanie dotyczące przedłużenia sesji z przedmiotu „seminarium magisterskie” (taki myk), a także bardziej sumienne z prośbą o wpis warunkowy z tego przedmiotu, jak również podania na standardowych drukach o przedłużenie terminu oddania pracy magisterskiej z bajkowym terminem np. 28.12.2014. Co bardziej przedsiębiorczy i myślący perspektywicznie studenci starają się o przedłużenie terminu w sposób bardziej wysublimowany wnioskując o urlop dziekański na ostatni semestr studiów. Urlop oczywiście można otrzymać i na ostatnim semestrze, jednak motywacja w postaci konieczności pisania w tym czasie pracy magisterskiej (wyrażona wprost lub pośrednio – brakiem jakiejkolwiek innej argumentacji) nie daje specjalnie wysokich szans powodzenia. 
Na koniec kwiatek z podań – okazało się, że w DSM pracuje prof. Piotr Wachowiak, tak przynajmniej wynika z zaadresowanego podania. Może składał je jasnowidz, tyle że pomylił daty. Przekonamy się za kilka(naście/dziesiąt) lat!

4 paź 2014

Fotoblog z pierwszego tygodnia

Przyznaję, do fotowpisu zainspirował mnie jeden z komentarzy na fanpejdżu DSM o sałatce. Nie zamierzam się rozwodzić nad tym, jak ciężko i często po godzinach pracują Asystentki toku na początku roku akademickiego, zresztą nie tylko one - Zastępcę Kierownika DSM widziałam niczym widmo w piątek wieczorem tuż przed swoim wykładem o 19:00 w ramach Festiwalu Nauki (o gorących liniach i łączach internetowych w weekendy nie wspomnę - choć poniekąd właśnie to zrobiłam). Nie zamierzam także wypowiadać się na temat nowych obowiązków, czy to podwojonej liczby studentów sobotnio-niedzielnych (z tego powodu dzisiaj do DSM przybywają posiłki - trzy osoby  nie są w stanie wydać legitymacji tysiącu studentów, znaczy są, ale w nocy gmach Szkoły jest zamknięty), czy to kwestii windykacji, gdyż opisała je już na łamach najnowszej "Gazety SGH" Dziekan(ka) Kachniewska. Zapraszam po prostu do wirtualnej wycieczki po Dziekanacie w czasie Sturm und Drang:

Po prawej znajduje się stół, który służy nam zazwyczaj do kolegiów dziekańskich. To, co na nim się znajduje to "urobek" z max. dwóch dni, bo w zasadzie Dziekan(ka) Kachniewska pojawia się w Dziekanacie codziennie. Urobek dotyczy wyłącznie tych spraw, których nie możemy rozpatrzeć my - prodziekani. Te duże plastikowe pojemniki zawierają umowy, które Dziekan(ka) sukcesywnie podpisuje w liczbie kilku tysięcy (liczba studentów x2 egzemplarze x2 wzory umów). 

A tak wygląda sterta również jednodniowa podań od dwóch (przyznaję) asystentek toku. Tym razem mam pewność, że jest ona jednodniowa, bo w Dziekanacie jesteśmy codziennie i często w liczbie większej niż jeden prodziekan. Podania dotyczą wszelkich standardowych kwestii, czyli rozbicia opłat na raty (niestacjonarni), przedłużenia sesji (wówczas z dołączonym zwolnieniem, sprawdzeniem ręcznym dat zwolnienia z datami egzaminu, ewentualnie dołączoną informacją o kolizji), o wpis warunkowy lub powtarzanie semestru (te akurat są proste w obsłudze, choć niekiedy nie wiemy, czy faktycznie student zasługuje na warunek, bo nie mamy protokołów z ocenami), o przesunięcie rozpoczęcia lektoratu z języka obcego, a także te skazane na brak zgody, czyli o dopisywania/wypisywania z zajęć, przesunięcie terminu złożenia pracy magisterskiej etc.


Szczególnie dużo pracy związane jest ze studentami I semestru. Powyżej widać teksty ze ślubowaniem i wspomniane umowy, które magazynujemy we wszystkich możliwych pojemnikach. Na zdjęciach może nie wyglądają przytłaczająco, ale proszę sobie wyobrazić ręczne układanie ich w kolejności alfabetycznej - inaczej kolejka po odbiór legitymacji byłaby jeszcze dłuższa i bardziej nieznośna.

Na koniec efekt wielokrotnych monitów Dziekan(ki) Kachniewskiej dotyczących terminu składania prac dyplomowych. To prace, które w drugiej połowie września złożono u jednej z asystentek toku. Oczywiście praca to jedno, a sprawdzenie wszystkich dodatkowych dokumentów to osobna historia, nieraz wielokrotnie powtarzana, bo a to brakuje jednego zdjęcia, a to adnotacji promotora na pracy... Teraz trzeba te prace skierować do recenzji, a następnie do obrony. Niewątpliwym plusem dodatnim jest to, że wielu studentom udało się na czas skończyć prace.

Póki co dyżury dziekańskie jeszcze nie sięgnęły zenitu - trwają tylko pół raza dłużej niż planowo - ale pewnie i to niedługo się zmieni. Przyznaję zatem uczciwie, że czasami faktycznie mam czas na rzeczoną sałatkę. No, ale to ja.

20 wrz 2014

Ja jako infolinia

rys. bongwater bandit
Zaczyna się nowy semestr z całą siłą czasu Sturm und Drang. Pierwsza fala interesantów spadnie na Dziekanat już pojutrze i to ja ze swoim poniedziałkowym dyżurem idę na pierwszy ogień. Trochę z tego powodu, ale i trochę po to, aby ułatwić sobie wirtualne życie teraz i na zaś, zamieszczam kilka informacji dla osób, które piszą do mnie maile w rozlicznych sprawach dziekanatowych.

1. Zanim napiszą Państwo maila z pytaniem proszę zacząć od swojej asystentki toku. To ona ma Państwa teczki, podgląd historii studenckiej w WD, a nie ja. To ona będzie Państwu w stanie doradzić w sprawach standardowych, a w tych bardziej skomplikowanych odeśle do Dziekana. Jeżeli już są Państwo po tym kroku, proszę o tym wspomnieć (najlepiej imiennie - abym wiedziała do kogo udać się na konsultacje). Unikniemy w ten sposób wymiany maili polegającej na tym, że ja odsyłam do asystentki toku, a Państwo mnie informują, że już u niej byli.

2. Proszę mnie nie pytać, czy można złożyć podanie, bo można – i to zawsze i w każdej sprawie, łącznie z tym, że wakacje były za krótkie, a pogoda za oknem nieprzyjemna. Najwyżej napiszę, że podanie bezprzedmiotowe, ponieważ wśród licznych kompetencji dziekańskich nie mamy mocy meterologicznych. Oczywiście to, że można złożyć podanie, nie oznacza, że zostanie ono rozpatrzone po myśli nadawcy – wydaje mi się, że często takie właśnie założenie przyświeca pytającym: powiedziała że można złożyć podanie, czyli będzie decyzja pozytywna. Proszę także pamiętać, że podanie to podanie a nie informacja. Bywa, że opisują Państwo szczegółowo swoje poczynania i na tym kończą o nic nie wnioskując. I jak na tej podstawie mam wydać decyzję? No, chyba, że "podobało mi się", albo "nie podobało". 

3. Kontynuując wątek podań – piszą Państwo niekiedy, że podanie zostało odrzucone. Nie ma takiej możliwości. Nie rzucamy podaniami. Podania rozpatrujemy – pozytywnie, albo negatywnie, a czasami jeszcze inaczej. Wszystko zależy od sprawy. 

4. Proszę mnie nie pytać, dlaczego w danej sprawie należy złożyć podanie, albo dlaczego należy ją proceduralnie rozwiązać tak a nie inaczej, bo czuję się winna czemuś, co nie zależy ode mnie. To nie ja ustalam prawo (i całe w tym kontekście szczęście). 

5. Jeżeli piszą Państwo do mnie w tej samej sprawie kilka razy pod rząd zanim zdążę odpowiedzieć, mogą Państwo liczyć głównie na moją irytację (najbardziej lubię forward maila raz wysłanego – jak rozumiem na wszelki wypadek, gdyby poprzedni nie dotarł; nieco niby bardziej racjonalne, ale również drażniące jest wysyłanie jednego maila na wszystkie moje adresy w SGH i poza). Staram się odpowiadać w ciągu doby, jeżeli sprawa jest bardziej skomplikowana, może to potrwać dłużej, ale nie jestem i nie czuję się infolinią. 

6. Odnośnie do odpowiedzi – w większości przypadków uzyskują Państwo odpowiedzi jednozdaniowe i nie ostateczne. Wynika to z trzech powodów: 
  • nie chcę tworzyć precedensów (sytuacja każdego studenta jest inna, nawet jeżeli ze studenckiego punktu widzenia są takie same); 
  • nie dysponuję pełną informacją (opowieść w mailu swoją drogą, ale prawda i tak jest w teczce); 
  • po co mam analizować dwa razy tę samą sprawę, skoro i tak i tak trzeba będzie rozpatrzeć podanie (mail podaniem nie jest). 
7. Na koniec słowo o zwrotach: cierpnę na „Pani Katarzyno” („Pani Kasi” szczęśliwie od jakiegoś czasu nie ma), przełykam „Witam”, lepiej z „Dzień dobry”, choć i tak odpowiadam „Szanowny Panie/ Szanowna Pani”). Co do funkcji – jestem prodziekanem, ale zwraca się do mnie per „Pani Dziekan”. I nie wynika to z tego, że przymierzam się do zajęcia pozycji Dziekan(ki) Kachniewskiej (podobnie jak wicedyrektor jest "Panem Dyrektorem", nawet jeżeli funkcję dyrektora pełni ktoś inny). Nie ma natomiast potrzeby awansowania mnie na „Panią Profesor", bo nie czuję się przez to ani mądrzejsza, ani starsza. 

16 wrz 2014

Nowe umowy oraz wycinanie w pień studentów, potocznie nazywane sesją...

Nie jestem w stanie odpowiadać każdemu odrębnie na pytania z serii "sesja" i "dyżury dziekańskie". Informacje są na stronie www, a dodatkowo zamieszczam ten wpis, który będę już chyba tylko linkować.

Terminy sesji poprawkowej są Państwu znane co najmniej od stycznia, bo wtedy przyjęta została w tej sprawie uchwała Senatu. Konkretne daty egzaminów stopniowo zgłaszają nam wykładowcy, z których duża część dopiero wraca z wakacji i budzi się do pracy. Mogę tylko podzielać oburzenie studentów, że dowiadują się o dacie egzaminu z tak małym wyprzedzeniem, ale dyscyplinowanie wykładowców niestety nie leży w mojej gestii, co jest jednym z paradoksów uczelnianych. 

Z drugiej strony równie zaskakujące są dla mnie informacje studentów, typu "niestety nie będę na egzaminie z... w dniu..., ponieważ w tym czasie jestem jeszcze na urlopie. Proszę o wyznaczenie innego terminu egzaminu." Przyznam, że gdybym miała poprawkę, to nie przyszłoby mi do głowy planowanie wyjazdu w czasie sesji wrześniowej. A gdybym wpadła na tak szalony pomysł, to na pewno nie zdradziłabym się z tym przed wykładowcą ani dziekanem... (student był na tyle uprzejmy, że maila wysłał także dw. Rektora. SIC!).

Dopytują się też Państwo o daty dyżurów (pro)dziekańskich - grafik został już ustalony, ale dyżury zaczynamy w tym samym tygodniu, co sesję poprawkową i egzaminy magisterskie. Ponownie jednak proszę, aby do prodziekanów zgłaszać się po zasięgnięciu wiadomości u swoich asystentek toku - większość Państwa pytań ma charakter bardzo powtarzalny i każda z pracownic zna na nie odpowiedź. Jeśli zdarzy się bardziej skomplikowana sprawa, to asystentka toku na pewno zasugeruje zgłoszenie się na dyżur.

Ze względu na olbrzymie obciążenia, jakimi w tym roku zostanie obarczony dziekanat (bez zwiększenia liczby etatów) konieczna jest zmiana trybu otwarcia okienek. Ponieważ studenci studiów niestacjonarnych nalegają, aby zostały utrzymane dyżury popołudniowe aż dwa razy w tygodniu (pon. i śr.) odbędzie się to kosztem jednego dnia (czwartek) otwarcia okienek dla studentów studiów dziennych. Mam nadzieję, że to nie spowoduje nagłych wyrzutów, że właśnie czwartek był najlepszym dniem na załatwianie wszelkich spraw...

W ramach rekompensaty dyżury (pro)dziekańskie zostały rozłożone tak, że każdego dnia dostępny jest ktoś z prodziekanów lub ja (w tym roku we wtorki), a ponadto w pierwszej połowie października, która przypomina w dziekanacie Armageddon, obsługa studentów będzie odbywała się również w czwartki.

W tym roku początki będą cięższe niż kiedykolwiek, ponieważ w środku wakacji została ostatecznie podpisana przez Prezydenta RP nowa Ustawa o szkolnictwie wyższym. Wprowadza ona - poza wieloma innymi zmianami - obowiązek sformułowania umów dla studentów w trybie Uchwały Senatu Uczelni (dotychczas wystarczało zarządzenie Rektora). JM Rektor zwołał w związku z tym Senat jeszcze przed rozpoczęciem roku akademickiego (24 września), nowe umowy i stosowna uchwała Senatu zostaną wówczas (mam nadzieję) przyjęte.

Co to oznacza w praktyce? Po pierwsze - że wszyscy świeżo zrekrutowani studenci, którzy przez ostatni miesiąc składali dokumenty i podpisywali umowy - będą proszeni o ponowne ich podpisanie - wg nowego wzoru. Nie muszę dodawać, jak "uradowało" to mnie i Dziekana SL - od nowa musimy podpisać kilkaset umów, co zajmuje nam kilka dni. Jest mi też niezwykle przykro, że załatwianie spraw w dziekanatach, które i tak zajmuje dziesiątki godzin na początku semestru, będzie teraz wydłużone o kolejną procedurę, w której normalnie wyręczało nas Biuro Rekrutacji. 

Po drugie - serdecznie proszę studentów, którzy mają jeszcze ważne legitymacje ze studiów licencjackich, żeby nie spieszyli się w pierwszych dniach października do dziekanatu - chciałabym, żeby najpierw zostały obsłużone te osoby, których pośpiech wynika z braku legitymacji.

Studenci starszych semestrów nie muszą podpisywać nowych umów - otrzymają natomiast stosowne aneksy (zawierające m. in. odwołanie opłaty za II kierunek studiów). Tu sprawa nie jest super pilna, ale tak czy owak warto po taki aneks zgłosić się, bo interesujące Państwa regulacje zmieniają głównie zasady opłat.

Wszyscy studenci otrzymają na swoje skrzynki mailowe powiadomienie, jak tylko zostanie przyjęta uchwała Senatu i zostaną wydrukowane nowe umowy/aneksy do umów. Dlatego ponownie uczulam na sprawdzanie, czy skrzynki w domenie sgh.waw.pl są aktywne, czy nie są przepełnione, czy wiadomości z DSM nie wpadają do spamu i czy hasła są aktualne.

Na razie trzymam kciuki za szybki i bezbolesny przebieg sesji. Powodzenia!

15 lip 2014

Wyjazd z warunkiem i granice stawania na głowie

Niewiele spraw przetacza się przez Dziekanat o tej porze roku. Wyjątkiem są smutne, bo w zasadzie nierozwiązywalne, przypadki, kiedy student zakwalifikował się na uczelnię zagraniczną, a poległ na jednym z egzaminów. Zasada żelazna brzmi, że nie można wyjechać zagranicę z wpisem warunkowym, czyli z niezaliczonym przedmiotem. To, że termin poprawkowy nieraz wypada po rozpoczęciu semestru na uczelni zagranicznej nie jest furtką do negocjacji. Wiąże się raczej z dużym ryzykiem – jeżeli ktoś chce je jednak podjąć – i niemałymi kosztami. Takie są warunki brzegowe. 

Studentami studiów anglojęzycznych, jak i tymi, którzy wybierają się zagranicę zajmuję się od roku. Przez ten czas ani razu nie zmieniłam tych zasad – zwłaszcza że niby jak, skoro są one odgórne – poza jednym półprzypadkiem, który zresztą wszystkim zaangażowanym strom (studentowi również) nie wyszedł na dobre. Tym razem zamierzałam stanąć na głowie. Bo oto dni temu kilka otrzymałam następującego maila, z którego zacytuję fragment: 
Dostałem się na wymianę zagraniczną do (...), jednak w związku z kolizją egzaminów, mam niezaliczony jeden przedmiot (...) Wykładowca niestety nie zgodził się na przeprowadzenie drugiego terminu egzaminu wcześniej niż we wrześniu. 
Ogłaszam konkurs (bez nagród), dlaczego autor maila nie ma zaliczonego jednego przedmiotu: 
  • A) w związku z kolizją egzaminów (domyślnie: były dwa egzaminy o tej samej porze i nie mógł się bilokować)
  • B) z innych powodów 
Dramatyzmu dodaje fakt, że semestr zaczyna się w sierpniu, czyli przed poprawką, której efekt nie może być przecież znany.

Zakładam opcję A. Student dopełnił wszelkich formalności – zgłosił kolizję, ma nawet nadwyżkę punktów ECTS. Brak umiejętności bilokacyjnych nie jest ewidentnie jego winą. Zaczynam kombinować, jak tu stanąć na głowie – badam Dziekan(kę) Kachniewską, co ona na takie akrobację, a ponieważ sprawa jest „bardzo pilna” umawiam się tuż po powrocie z delegacji służbowej ze studentem w Dziekanacie. Wspólnymi siłami stajemy na głowie. A tu wyskakuje (dosłownie, bo w WD) opcja B. Kluczowa okazała się informacja o niezaliczonym przedmiocie, którą należy rozumieć dosłownie, czyli 2.0. 

Nie za bardzo rozumiem co ma do tego kolizja i chyba nie chcę rozumieć. Szkoda, i to nawet nie mojego przyjazdu do SGH, co raczej przyszłych studentów. Na dalsze akrobacje póki co nie mam ochoty. Nadwyrężył mi się kręgosłup.

2 lip 2014

Przespane deklaracje?


Semestr temu zachwycałyśmy się mobilizacją studentów do udziału w I turze deklaracji semestralnych. A było czym – wzięło w nim udział czterech na pięciu studentów. Ułatwiło nam to w dużej mierze opracowywanie planu na semestr letni, bowiem na podstawie tak licznej próby można było lepiej rozplanować zajęcia i przewidzieć ruchy w II etapie. Na tym tle znacznie słabiej wypadł udział w I turze deklaracji na semestr w nowym roku akademickim. Wzięła w nim udział niewiele ponad połowa studentów – od 58% na studiach stacjonarnych do 52% na studiach niestacjonarnych sobotnio-niedzielnych. 

Praktycznie wróciliśmy (a raczej wrócili Państwo) do czasów sprzed roku, gdy w I etapie deklaracji wzięło udział 66% studentów. Niby obecne 50-kilka% to więcej niż w czasach jeszcze bardziej zamierzchłych, gdy było to 20-30%, a jednak na swój sposób zastanawia. Czy ubiegłosemestralne 80% to wyjątek potwierdzający regułę? 

Jestem ciekawa, w jaki sposób niefrasobliwość połowy studentów przełoży się na kolejki na nasze dyżury i podania związane z brakiem miejsc na poszczególne przedmioty, brakiem wystarczającej liczby punktów ECTS, niezłożoną deklaracją etc. (i – muszę dodać – nasze niewzruszenie). W zasadzie nie jestem ciekawa, bo wiem. Jeszcze na ostatnim dyżurze gościłam zbłąkane dusze, które tłumaczyły mi konieczność dopisania ich do zajęć (które skończyły się 2 tygodnie temu) regulaminowym obowiązkiem zrealizowania przez nie programu studiów. Ale że tymczasem zbliżają się wakacje, mam zamiar do końca września wierzyć, że wszyscy chętni pomieszczą się na wymarzonych zajęciach, zapisując się w II turze deklaracji.

3 cze 2014

Podaniowe niedopowiedzenia

 Zbliża się koniec semestru, więc kolejka na moim dzisiejszym dyżurze nieco się wydłużyła; nieco – w porównaniu z obłędem z początku semestru, choć w zasadzie znacznie, jeżeli wziąć pod uwagę, że przez kilka poprzednich dyżurów odwiedzało mnie zaledwie kilka osób. 

Przybycie na dyżur (pro)dziekański na dwa tygodnie przed końcem zajęć oznacza tylko jedno – że problem, z jakim pojawia się student, jest trudny i wymaga wysoko zaawansowanej akrobatyki, o ile w ogóle w ten sposób dałoby się go rozwiązać (druga kategoria interesantów to spekulanci , którzy przychodzą po poradę „co będzie gdy ... [nie zdam egzaminu a chcę wyjechać na uczelnię zagraniczną; dam się skreślić a nie chcę robić różnić programowych; etc.]. Akrobatyka wymaga szczególnych warunków. Tymczasem wszystkie podania, jakie dzisiaj rozpatrywałam były nad wyraz lakoniczne i przez to ...nieszczególne. Nie chodzi mi tu absolutnie o wielostronicowy poemat spisany odręcznie na czerpanym papierze, ale o sprecyzowanie tych szczególnych warunków. A tak: 
  • Podanie nr 1 – proszę o wykreślenie przedmiotów z deklaracji. Koniec podania (nie licząc wymienionych przedmiotów i podpisu). Biorąc pod uwagę, że w tym semestrze byliśmy nadzwyczaj (w porównaniu do semestrów poprzednich) surowi jeżeli chodzi o dopisywaki i wypisywanki, takie podanie wydaje się dziwne, zważywszy na nader późną porę. Dopytałam. Doradziłam rozwinięcie myśli w odwołaniu do wyższej instancji. 
  • Podanie nr 2 – znowu wypisanie z przedmiotu, na który student nie mógł uczęszczać „z przyczyn niezależnych”. Gdybym pracowała na UW pewnie bym się dzisiaj spóźniła z przyczyn niezależnych. Czasami z przyczyn niezależnych (np. zbyt niskiego ciśnienia) nie chce mi się iść do pracy. Dopytałam. Doradziłam rozwinięcie myśli i uzupełnienie stosowną dokumentacją, a może i zmianę przedmiotu podania. 
  • Podanie nr 3 – prośba o przesunięcie terminu obrony pracy magisterskiej, który ma się odbyć za 2 dni motywowane tym razem nieco konkretniej „złym stanem zdrowia”. Stosownej dokumentacji brak. A szkoda – tu akurat by się mocno przydała (ciekawe, czy zostanie na czas uzupełniona...). 
Pomijam sprawy, które akurat zostały szczegółowo opisane, ale opis ten nijak nie kwalifikował ich do spełnienia kryterium szczególnych warunków. Natomiast jeżeli je warunki mogą być spełnione należy je opisać, a gdzie się da – udokumentować. Ja naprawdę nie chcę, ba – nie lubię – czytać, a w zasadzie przerzucać okiem, historii studenckich chorób i innych zdarzeń losowych, ale skąd mam inaczej wiedzieć, że warto pogimnastykować się nad rozwiązaniem problemu? Akrobatyki, dodam, też specjalnie nie lubię. Ale jak trzeba stanę i na głowie.

14 mar 2014

Czy Pani w ogóle jest decyzyjna?

fot. miye.eu
Tak, na ostatnim dyżurze nie było łatwo. W dużej mierze ze względu na nieustającą kolejkę studentów, którzy nie dopełnili obowiązku zadeklarowania odpowiednich przedmiotów i starali się po fakcie coś z tym zrobić. Kolejka może nie była tak długa jak w czasach, gdy przez dziekanat przetaczały się tysiące papierowych podań o dopisanie, wypisanie czy inne przepisanie, jednak równie czasowo absorbująca. Tłumaczenie każdemu z osobna, że nie ma możliwości dopisywania się, dlaczego nie ma możliwości dopisywania się i co należy zrobić dalej, wymaga sporo czasu i energii, zwłaszcza że każdy uważał, że ma niepowtarzalny i unikatowy powód, który – zwłaszcza jeżeli powtórzony kilka razy, gdy już powiem „nie” – na pewno wystarczy do zmiany decyzji. 

Tym razem pomijam powody, bo pisałyśmy o nich kilkakrotnie, a skupię się na stosowanych strategiach: 
  • Może mogłaby Pani zrobić dla mnie wyjątek – oczywiście, dla pozostałych kilkuset studentów również (wersja ta ma więc czasami c.d. w postaci „ale przecież nikt się nie dowie...”) 
  • Przecież na licencjacie można było się wypisywać – no tak, ale to nie jest licencjat a moim przełożonym jest Dziekan(ka) Kachniewska, nie Dziekan Morawski (i póki co dobrze mi z tym). To się chyba nazywa społeczny dowód słuszności. Niestety, nie działa. DSM wychodzi na ten zły – trudno – zawsze można zrobić podwójny licencjat.
  • A moja koleżanka dostała zgodę – czyli społeczny dowód słuszności w wersji nr 2. Pewnemu upartemu studentowi pokazałam nawet kilka decyzji na stosach podań leżących na moim biurku. Prawie wszędzie brak zgody. Odparł, że moje biurko nie jest reprezentatywne. Dla mnie jest, zwłaszcza że to ja rozpatruję sprawy i do tego na moim dyżurze. 
  • To może ja zabiorę podanie i pójdę do innego prodziekana – społeczny dowód słuszności w odsłonie trzeciej z domieszką czegoś jeszcze. Ciekawe, że studentka nie chciała zabierać podania, które miało być rozpatrzone pozytywnie. W każdym razie w końcu nie zabrała żadnego. 
  • Stopa w drzwiach – student przychodzi najpierw ze sprawą błahą (np. Podpis na deklaracji dotyczącej seminarium magisterskiego) a następnie przechodzi do sprawy zasadniczej, licząc że skoro raz się zgodziłam, będę chciała to zrobić ponownie. Zapewniam, że niekoniecznie. 
  • Twarzą w drzwi – (tak to się chyba nazywa), tym razem student ma żądanie z kosmosu i gdy uzyskuje pierwsze nie, przechodzi do negocjowania sprawy właściwej. 
  • Zdarta płyta – powtarzamy w kółko to samo kilka razy. W końcu się denerwuję i odtwarzam cały dialog sama, pytając jaki jest sens wypowiadać go po raz kolejny. 
  • I moja ulubiona strategia z tytułu tego wpisu – czy ja w ogóle jestem decyzyjna (bo przecież gdybym mogła, to bym się zgodziła, chyba żebym nie chciała, to bym była wredna, a przecież nie chcę za taką uchodzić). Po co w takim razie student w ogóle pofatygował się do mnie na dyżur? Nie wiem. Poradziłam, aby nie zadawał tego pytania w odwołaniu od mojej (może nie mojej?) decyzji do prorektora.

2 mar 2014

Minął tydzień

fot. wikipedia
Pierwszy tydzień Sturm und Drang dobiega końca. Przez Dziekanat przetacza się tradycyjnie fala podań. Jedna z asystentek toku obsługujących studentów, którzy od kilku dni teoretycznie nie powinni być już naszymi studentami, naliczyła ponad 230 podań tylko o przedłużenie terminu złożenia pracy magisterskiej.

Każde takie podanie trzeba rozpatrzyć, a aby to zrobić określić czy student ma zaliczony semestr (tego nie da się określić, jeżeli student był na wymianie, albo jeżeli nie dotarł jeszcze jakiś protokół) i zrealizował program studiów (liczba i odpowiednia struktura ECTS), a następnie przedłużyć (albo i nie) o tyle, ile wynika z obowiązującego studenta regulaminu + naliczyć opłatę, która wynika z tabeli opłat danego studenta. Należy także zwrócić uwagę na datę – niektórzy studenci wyliczają, że przysługujący im miesiąc od wymaganego terminu złożenia pracy (21/02) przypada 31 marca (zastanawiam się, w jakim kalendarzu miesiąc ma 38 dni). Do asystentek toku należy nie tylko wyłapanie tych wszystkich szczegółów, ale także wydrukowanie podań a następnie wstukanie decyzji i wyliczenie opłaty. Do tego dochodzi część komunikacyjna, np. tłumaczenie, że opłata za przedłużenie pracy nie jest stopniowalna – nie da się zapłacić połowy stawki przedłużając termin złożenia o 15 dni. 

Sporo żmudnej pracy wiąże się również z podaniami o przedłużenie sesji. Trzeba znaleźć w harmonogramie sesji terminy egzaminów, rzucić okiem na protokół (bywa, że student do egzaminu podszedł a następnie przedłuża sesję na podstawie zwolnienia) i porównać z tym, co pisze student w podaniu i co do niego załącza (niektóre skany wymagają specjalistycznych umiejętności kryptologicznych). Jeden z ciekawszych przypadków to podanie o przedłużenie sesji pewnego studenta, który był na pogrzebie członka rodziny poza Warszawą i na tej podstawie wnioskował o przedłużenie terminu sesji z 4 przedmiotów, których egzaminy odbywały się przez prawie cały tydzień + 3 kolejnych, w których termin miał być ustalony indywidualnie. Inny przypadek z tej puli to wnioskowanie o przedłużenie sesji, bo terminy egzaminów poprawkowych były do indywidualnego ustalenia, co powinno stanowić już samo w sobie podstawę do przedłużenia sesji. Co bardziej przedsiębiorczy studenci starają się przedłużyć termin złożenia pracy magisterskiej traktując ją jako przedmiot – jak sama nazwa wskazuje jest to seminarium magisterskie a nawet ma przypisaną wartość punktów ECTS. Niestety, praca magisterska rządzi się innymi prawami, a ja mam kolejny powód do tego, aby uważać, co podpisuję… 

Na koniec podania o dopisywania i wypisywania – tu obowiązuje zasada braku litości. Do listy argumentów sporządzonej przez Dziekan(kę) Kachniewską mogę dorzucić m.in. grę w brydża, studia na innej uczelni (na której nie można sobie zmieniać zajęć ot tak), problemy techniczne (rozczulające, gdy student wnosi o wypisanie i dopisanie do tego samego przedmiotu, czyli de facto o zmianę wykładowcy), brak miejsc (no tak, od tego przecież są ręczne dopisywanki), nieumiejętność obsługi systemu (rozumiem, że na pozostałe X-1 przedmiotów zapisała studenta siła wyższa), etc. Kreatywność studencka nie zna granic. Moja cierpliwość również. Tylko systematycznie kończy mi się atrament w piórze. W ten sposób odmierzam czas spędzony w Dziekanacie..

19 lut 2014

Zaczynamy!

fot. Y Plus J blog
Zajęcia jeszcze się nie rozpoczęły, jednak w ostatnich dniach liczba podań składanych do dziekanatu znacznie wzrosła: nie liczę ich w sztukach, ale w stosach. Wiem, że to nie są jeszcze te właściwe stosy, które pojawią się w następnym tygodniu, jednak mimo to spędziłam wczoraj kilka godzin na czytaniu, rozpatrywaniu i podpisywaniu. 

Większość podań dotyczy przedłużenia terminu składania pracy magisterskiej. Tu w szczególności polecam lekturę art. 70.2, z którego wynika, że nie ma już przedłużania w nieskończoność co miesiąc terminu składania pracy magisterskiej. Przypominam również, że promotor ma prawo do ferii – nie ma obowiązku siedzieć w Warszawie i czekać, aż jego magistrant dostarczy mu wersje finalną pracy do podpisu. Przypominam, gdyż nadal niektórzy studenci traktują ostateczny termin złożenia pracy magisterskiej jako termin przekazania pracy promotorowi, a to, że promotor nie jest jej w stanie (albo w woli) przeczytać na ostatnią chwilę traktują jako podstawę do ulgowego traktowania rzecz dziekanat. 

Nadal – o dziwo – pojawiają się podania o wypisanie z przedmiotów. Niektóre są kierowane do nas (moje ulubione uzasadnienie to projekt w Kielcach w czasie II terminu egzaminu), zdarzają się także prośby nieformalne do asystentek toku, bo przecież co by się stało, gdyby nacisnęły jeden przycisk i wyrzuciły niechciany przedmiot z WD… Osobną, na razie nieliczną, ale rozwojową kategorię stanowią podania o przedłużenie sesji. Rozumiem, jeżeli student nie zdał egzaminu w I terminie i nie może z usprawiedliwionych przyczyn podejść do II terminu, ale co mam zrobić ze studentem zapobiegliwym? Jeszcze nie przystąpił do II terminu egzaminu, a już prosi o przedłużenie sesji, bo nie był na I terminie. W przeciwieństwie do studenta nie jestem wróżką – nie umiem przewidzieć, że zrealizował on postanowienia art. 38.3 Regulaminu, czyli może przystąpić do egzaminu poprawkowego. A jak napiszę „zgoda pod warunkiem niezaliczenia egzaminu w I terminie”to  wygląda, jak gdybym źle życzyła składającemu podanie. 

I wreszcie zbłąkani rycerze – niektórzy piszą maila na wszystkie możliwe adresy, jakie są w stanie znaleźć, bo właśnie im się przypomniało, że mają pilną sprawę, inni chyba jeszcze nie wrócili z ferii. Z pewną fascynacją przysłuchiwałam się wczoraj rozmowie studenta z asystentką toku. Student twierdził, że jest na IV semestrze. Ponieważ rozmowa przypominała dyskusję Marsjanki z Jowiszaninem, asystentka w końcu zapytała o numer indeksu – okazało się, że student był na II semestrze. Skąd wziął się IV semestr niestety nie wiem, gdyż został skierowany do stosownego okienka. 

Pierwszy mój dyżur rozpoczynam 25 lutego. Na swój sposób nie mogę się doczekać…

27 sty 2014

Metoda faktów dokonanych

fot. SGH Memes
W zasadzie na ostatnich dyżurach dziekańskich nie dzieje się nic spektakularnego, jednak do dzisiejszego wpisu sprowokował mnie mem. Nic dodać nic ująć – właśnie teraz, pod koniec semestru interesanci tacy, jak ten na obrazku, stanowią spora część osób wyczekujących na swoją kolejkę pod dziekanatem. Przyjmowana przez nich strategia to metoda faktów dokonanych. Ma ona różne odmiany, ale polega na tym, że student robi coś wbrew swojemu statusowi formalnemu, licząc na to, że skoro to zrobił, wywoła zmianę tego statusu. 

Najbardziej powszechna wersja tej metody to chodzenie na zajęcia przez studenta, który nie jest na nie zapisany. Student przychodzi zatem do mnie, informuje, że egzamin już zdał i co ma zrobić, aby został on wpisany do protokołu. Szczerze mówiąc na poziomie dziekanatu niewiele, gdyż nas (i studenta!) wiąże to, co jest w jego deklaracji. A zatem na przedmiot chodzą osoby formalnie na niego zapisane – pozostałe mają status (choć trudno to formalnie nazwać statusem) wolnego słuchacza. 

 Wersja rzadsza to niechodzenie na dany przedmiot przez studenta, mimo że figuruje on w jego deklaracji. Tym razem wyjaśnienie łączy w sobie metodę faktów dokonanych i stawianie mnie pod ścianą: skoro na dany przedmiot nie chodziłem, to jak go mam zaliczyć? Szczerze mówiąc nie wiem. Na szczęście ja już skończyłam studia. Wersja tej wersji dotyczy przedmiotu warunkowego, który niekiedy studenci decydują się realizować wtedy, gdy będą mieli na to ochotę, a nie w regulaminowym terminie. Tymczasem warunek warunku to powtarzanie semestru

I najrzadsza, acz występująca w przyrodzie: chodzenie na zajęcia i zdawanie egzaminów mimo skreślenia z listy studentów. Przyznam, że na swój sposób jest to wersja najciekawsza, gdyż zawiera największy poziom ryzyka. W przypadku braku przywrócenia na listę studentów cały wysiłek włożony w zdanie sesji idzie na marne. Na szczęście tym razem obiektem metody faktów dokonanych jest Dziekan(ka) Kachniewska…

4 gru 2013

Cisza i spokój

Nie chciałam zapeszać tydzień temu, ale trend się utrzymał. Mój ostatni dyżur skończył się nie dość że o czasie, to jeszcze nie był wypełniony ciurkiem po brzegi interesantami. Ba, pierwszy raz w tym semestrze udało mi się poświęcić kilka minut czasu, w którym dyżur miałam na niestudentów (bo niby na co innego, skoro studentów miejscami nie było). 

Na początku grudnia, a zatem mocno już po półmetku semestru przychodzą na dyżur dwie kategorie osób. Pierwsza to recydywiści. Bardzo rzadko zdarza mi się pamiętać osoby pojawiające się na dyżurze, bo przewija się ich zazwyczaj bardzo (od razu mówię, że na stwierdzenia „Pani na pewno pamięta moją sprawę, bo ona jest taka nietypowa; byłem u Pani w zeszłym semestrze/miesiącu/roku…” odpowiadam, że nie i wcale się z tym nie kryję). Jednak mam kilka osób, które przychodzą co tydzień i już się nauczyłam. I imion, i nazwisk, i spraw (tu pozdrawiam dwóch Panów Michałów i Panią Milenę); jeszcze do końca nie pamiętam Asystentki toku przypisane recydywistom, ale jeszcze tydzień, dwa a opanuję i to. 

Druga kategoria to przypadkowi interesanci. Są to osoby, które zdecydowały się przyjść na mój dyżur najpewniej dlatego, bo się odbywał. Chyba właśnie tak. Wszystkie sprawy można było bowiem załatwić na poziomie okienka, albo nawet komputera (a zatem nie wychodząc z domu). A tak jeden przypadkowy interesant przyniósł mi osobiście deklarację na seminarium magisterskie, inny – zgłoszenie praktyki (obu dokumentów nawet nie próbowali składać u swoich Asystentek toku, bo stwierdzili, że skoro jestem, to czemu nie u mnie). Udzielałam także informacji na temat wyjazdu na Erasmusa oraz struktury wyboru przedmiotów (razem oglądaliśmy Informator). 

Pozostaje mi życzyć sobie więcej takich dyżurów, choć przyznaję, że te trzygodzinne też mają swój urok ;)

4 lis 2013

Czarny dyżur

Niby jest lepiej, bo trwał tylko ponad dwie godziny, ale jednak dzisiejszy dyżur był wyjątkowo ciężki. W zasadzie wiedziałam, że tak będzie. To pierwszy dyżur po ostatecznym, finalnym i niepodważalnym końcu przepisywanek. Niby raptem 4 dni za późno, w tym 3 to weekend i/lub święto, a jednak robią zasadniczą różnicę. Od dzisiaj przepisywankom mówimy stop (właściwie powiedzieliśmy już dawno, ale teraz minął faktycznie termin). 

Znowu próbowali Państwo różnych strategii, choć po pierwszych trzech osobach rozpatrzonych na nie, tłumaczyłam ogółowi kolejki, że jest po terminie i można liczyć wyłącznie na brak zgody. Zazwyczaj wysłuchują Państwo, że zgody nie ma, a następnie rozpoczynamy całą misterną grę „a może jednak” ewentualnie w wersji: „może coś by się jednak dało zrobić”, albo: „ja rozumiem, że to moja wina, ale może…”, a nawet: „Pani może wszystko” lub „czy Pani to naprawdę robi różnicę…” i wreszcie „niech Pani będzie człowiekiem”. I tak w kółko (gdy wracaliśmy po raz trzeci do tego samego początku argumentu mówiłam dość, zwłaszcza że przecież zawsze można się odwołać od mojej decyzji). 

Chyba tylko dwie osoby przyjęły do wiadomości jak jest i już (w tym jedna nieco przesadnie, bo chyba się na mnie obraziła; wyszła zamaszyście bez „do widzenia”). Była jedna studentka, która powiedziała, że muszę ją dopisać, bo przecież ona tu studiuje (I semestr, zero zapisów na jakiekolwiek zajęcia, więc pozwoliłam sobie zapytać, na jakiej podstawie twierdzi, że studiuje, skoro nie jest zapisana na żadne zajęcia). Były też łzy. Nie zdradzę ile. A, i jedna osoba przyszła dzisiaj prosić o przedłużenie mając z wnioskowanego przedmiotu już dwie oceny niedostateczne (czyli tak naprawdę prosiła o podwójną niemożliwość), ale to był akurat ciekawy przerywnik. 

Strasznie nie lubię być na nie. Nie cierpię powtarzać, że nie – nie ma takiej możliwości, tak – naprawdę jest po terminie, tak – termin minął pod koniec października, tak – wiem, że to było niedawno, nie – naprawdę nie ma takiej możliwości… Nie znoszę też prawić kazań: trzeba było sprawdzać pocztę, trzeba było zadeklarować wszystkie przedmioty na czas, trzeba było pofatygować się wcześniej na jakikolwiek dyżur któregokolwiek dziekana, trzeba było… Ale wiem jedno – nie czuję się jak wielokrotny winowajca, choć patrząc na niektóre wbijane we mnie spojrzenia niewątpliwie powinnam.