3 lip 2013

Co może Pani Kasia?

Na przykład wiązać nikab
Jeszcze tuż przed sesją, gdy pisałyśmy z Dziekanką Kachniewską posty na temat konieczności zwracania protokołów, deklarowania przedmiotów etc. miałyśmy wrażenie powtarzalności, ba, cykliczności niektórych treści. Zmienia się tylko data wpisu i grupa docelowa, której należy o danej sprawie przypomnieć. Nic w tym dziwnego, gdyż studiowanie ma cykliczny charakter. 

Tym jednak razem pragnę odgrzebać inny stary wpis, który co prawda doczekał się ponad 700 odsłon, ale najwyraźniej to nadal za mało. Chociaż dotyczy on Pani Magdy i Pani Kasi, skupię się z oczywistych względów na drugiej części. W ciągu ostatnich kilku dni dostałam kilka maili i innych wiadomości, w tym: 
  • witam-prośbę o przygotowanie absolwentowi dokumentów, przetłumaczenie i wysłanie mu na podany adres pocztowy. Prośba była zaadresowana do mnie (odpowiedziałam per „Szanowny Panie” licząc na wzajemność, ale niestety nadzieja to płonna) 
  • kilka „podań” na moje prywatne konto na FB, które użyte zostało jako skrzynka nadawcza w związku z głębokim przekonaniem, że jest to jedyna forma kontaktu ze mną w związku z zawieszeniem dyżurów dziekańskich (wiadomo – FB uzależnia, mail służbowy niekoniecznie ;)) 
oraz perełkę – mail od studentki z prośbą o interwencję skierowany do „Pani Kasi” (zbieżność imion nieprzypadkowa) i podpisany „Małgosia”. Na moją prośbę, aby zapoznała się najpierw z rzeczonym wpisem, studentka napisała, że pracuje w branży, w której nie przywiązuje się wagi do tytułów i że przeprasza, jeżeli mnie uraziła.
Korzystając z okazji chciałabym niniejszym obalić te dwa mity (w jeden przyznaję, sama wierzyłam w czasach wczesnostudenckich): 
  • Na sposób zwracania wpływa przede wszystkim pełniona rola społeczna adresata – do swojego studenta na zajęciach powiem „proszę Pana”, albo „Panie Michale” (jeżeli akurat pamiętam i jeżeli akurat nazywa się Michał), ale jeżeli zostanie za jakiś czas ambasadorem i spotkamy się w kontekście dyplomatycznym, powiem „Panie Ambasadorze” (poza tym kontekstem też może tak się zdarzyć). Dla swoich studentów na zajęciach jestem „Panią Doktor”, w sprawach administracyjnych „Panią Dziekan” – pisanie Prodziekan to tak jak gdyby pisać „Pani Wiceprezes” albo „Panie zastępco Przewodniczącego”), ale jak trafię do szpitala, lekarz pewnie będzie do mnie mówił „Pani Kasiu”. Niekiedy dostosowujemy formę zwracania się na wyrost do kontekstu – występując z Dziekanką Kachniewską w radiu będę zwracać się do niej i mówić o niej per „Pani Dziekan”, choć zazwyczaj tego ode mnie nie wymaga, ba – nie chce. 
  • To nie jest kwestia urazy czy bólu niedocenienia, co raczej pewien absmak związany z niewiedzą na temat kontekstu i ról społecznych. Jeżeli student pisze do mnie „Pani Kasiu” nie czuję się odarta z ciężko zdobytych dwóch literek, tylko pewną nieadekwatność (i tu wyznanie: po I semestrze studiów brałam wpis u pewnego prof. dr hab., którego wpisałam do indeksu jako dr. Gdy wpisując mi ocenę dopisywał brakujące człony swojego przedimienia zakładałam chyba dokładnie to samo, co pani Małgosia w stosunku do mnie) 
No dobrze, przyznaję na koniec – może trochę się czepiam. Wczoraj opowiadałam o kwiatkach z mojej korespondencji zaprzyjaźnionej profesorce, kierowniczce katedry z UW, która po chwili zastanowienia odparła, że nie wie o co mi chodzi – sama dostaje stosy listów z prośbami typu „witam proszę mi…”, w tym jej ulubione: „piszę pracę na temat… proszę przysłać mi literaturę” – a jest ode mnie nieco starsza i bardziej utytułowana. Tyle, że ona te listy ignoruje (zwłaszcza te ulubione), a ja staram się jednak nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz