11 lip 2013

Credo ekonomistów i inne uwagi na marginesie...

Szczęśliwie mija pierwsza połowa lipca i dopiero teraz można odczuć spowolnienie pracy w Dziekanacie. Co prawda nie zdarza się, żebym po przyjściu do biura nie znalazła przynajmniej kilkunastu podań (głównie "przespane" terminy złożenia pracy magisterskiej) plus piętrzą się świeżo wydrukowane dyplomy i suplementy, ale coraz częściej bywa, że składam poniżej 50 podpisów dziennie - czyli wakacyjny luzik :-)

Wytchnienie od administracyjnej bieżączki pozwala za to nieco szerzej spojrzeć na proces kształcenia i sposób w jaki studenci wykorzystują możliwość "samodzielnego kształtowania programu studiów". Tu raczej przygnębienie: troche z powodu systemu, a trochę z powodu samych studentów.

Systemowe dołowanie opisane zostało już wielokrotnie we wpisach i w komentarzach studentów - najlepiej podsumowuje je rysunek, który już kiedyś publikowałyśmy na blogu:


Na ostatnim posiedzeniu Senatu zapadła decyzja o stopniowym wdrażaniu reformy w zakresie struktur organizacyjnych SGH - niecierpliwie czekam na możliwość przełożenia tej decyzji na kwestie organizacji dydaktyki i jakości programu studiów.

A dlaczego uważam, że poza kwestiami systemowymi, elementem frustracji są decyzje samych studentów? 
No cóż - jeśli Dziekan otrzymuje maila z zapytaniem: 
- "Jakie wykłady powinnam wybrać, żeby możliwe łatwo zaliczyć semestr? Pani Dziekan zna wykładowców, a poza tym ma Pani wgląd w protokoły... Chodzi mi o to, że i tak nauczę się wszystkiego w pracy, ale muszę mieć dyplom."
... to pozostaje się tylko załamać. I nie z powodu tego jednego maila, tylko dlatego, że w dużej mierze jest on symptomatyczny dla całkiem sporej grupy studentów. Do tego dodam cytat z innego maila:
-"Czy istnieje szansa, że podam Pani Dziekan przedmioty, na które chciałbym się zapisać, a Pani DOPILNUJE [podkreślenie moje], żeby znalazły się na moim koncie. Ośmielam się o to prosić, bo wyjeżdżam na dłuższy czas z Polski...." itd.
Bez komentarza :-)

Do tego dodam jedno ze szkoleń dla praktyków sektora turystyki i hotelarstwa (prowadzę ich dość dużo). Spotkałam na nim dwoje studentów SGH (ściślej mówiąc studenta i absolwentkę). Obydwoje prowadzą firmy rodzinne (hotel i centrum konferencyjne) i obydwoje zapytali mnie, dlaczego podobnych wykładów nie ma w ofercie dydaktycznej Szkoły...

No cóż. Rzecz w tym, że są. Casus pokazuje jak wygląda "świadome" kształtowanie programu studiów. I mowa tu nie o studencie, który wybiera przedmioty na chybił trafił, bo nie wie, gdzie przyjdzie mu pracować, ale o ludziach, którzy wiedzą, że chcą kontynuować rodzinne tradycje i od początku studiów przygotowywać się do określonego zawodu.

Dodam jeszcze dwa słowa o wykładzie ze strategii personalnych, który prowadziłam w ostatnim semestrze. Trafiłam na fantastyczną grupę ambitnych studentów, którzy (poza właściwymi zajęciami) wzięli udział w dodatkowym warsztacie umiejętności menedżerskich. Poświęcili na niego przedpołudnie, mimo że nie przyznaję za ten warsztat żadnych bonusów. Warsztat - poza wieloma innymi diagnozami - pozwolił pokazać jak silne relacje konkurencyjne panują w SGH i jaka słabiutka jest wola kooperacji, pomimo że biorący udział w ćwiczeniach zyskaliby o wiele więcej na współpracy (lepsze wyniki i ocena wykonania ćwiczenia) niż na rywalizacji.

Mam nadzieję, że ta lekcja wyjdzie im na dobre. Poniżej zamieszczam jedno ze zdjęć z warsztatu (klocki i talerzyki do żonglowania to wspaniałe narzędzia edukacji młodych ekonomistów :-)



I dodatkowo, żeby nawiązać do tytułu wpisu - podrzucam link do (starego, sprzed roku) wywiadu z Tomasem Sedlackiem (Polityka nr 32/33 2012). Warto nabrać dystansu do religii ekonomii wykładanej między innymi w SGH. Podobny wydźwięk ma wywiad z Piotrem Kuczyńskim (Gazeta Wyborcza 6-7 lipca br.).

Miłej lektury!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz