29 sty 2016

Ekonomia chorobotwórcza


Studenci, których czeka termin obrony pracy magisterskiej być może zauważyli pewną drobną zmianę. Dotyczy ona dostępności informacji w harmonogramie obron. O ile widać (zazwyczaj z wyprzedzeniem) termin obrony, nazwiska promotora i recenzenta, o tyle nie wiadomo, kto jest egzaminatorem z ekonomii (nie wiem, czy widoczne jest nazwisko przewodniczącego, ale ten pytań nie zadaje). 

Zmiana ta nie jest tymczasowym błędem informatycznym, ale zamierzonym działaniem z naszej strony. Okazało się bowiem, że niektórzy egzaminatorzy z ekonomii działają na Państwa  chorobotwórczo. Oczywiście zdarzają się choroby, czy inne wypadki, także w czasie, gdy wyznaczony jest termin obrony pracy magisterskiej (tu przypominam, że o ile przed wyznaczeniem terminu obrony istnieje możliwość podania swoich preferencji czasowych, po jego wyznaczeniu w zasadzie ie ma możliwości ruchu). Jednak – choć statystyk oficjalnych nie prowadzimy – zauważyliśmy pewną zależność: że prawdopodobieństwo wystąpienia choroby jest większe w przypadku jednych egzaminatorów, a mniejsze w przypadku innych. 

Bardzo zależy nam na tym, aby Państwo zdali egzamin magisterski. Chcemy w związku z tym oszczędzić Państwu niepotrzebnego stresu, a przede wszystkim tych chorób i niedyspozycji. Być może działa tu zasada, o jakiej opowiadał mi niegdyś znajomy profesor – antropolog: aby uchronić swoje nowo narodzone dzieci przed złymi duchami, rodzice nadawali im brzydkie imiona. Dzięki temu złe duchy przelatywały i nie interesowały się nimi. Może część Państwa niedyspozycji działa na tej samej zasadzie – przyciągają je konkretne osoby. 

Zobaczymy, jak teraz będzie – choć i tym razem nie pokusimy się o oficjalne statystyczne badania, pozostawiając wszystko w sferze domysłów. 

39 komentarzy:

  1. Czy władze Dziekanatu nie uważaja, że tak bezczelny sposób formułowania komunikatów do studentów nie powinien mieć miejsca?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę o wskazanie fragmentów, które uraziły Pana wrażliwość i poproszę autorkę o reedycję tekstu.

      Usuń
  2. Problem leży w tych "niektórych" egzaminatorach, a nie po stronie studentów. Nie można winić studenta, za to że nie chce być egzaminowany przez profesora, który dzień później chwali się swoim studentom w jak pięknym stylu oblał kogoś na obronie. Do tego cieszy się w porównywalnym stopniu do Golluma z trylogii Tolkiena, gdy ten ściska swój drogocenny pierścień.

    Te zmiany świadczą o tym, że lekceważąco podchodzicie do swojej pracy i że zapominacie, że jesteście dla studenta, a nie student dla was.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że wspomnianego problemu nie zgłosił Pan nigdy w DSM, albo w Samorządzie. Może lepiej coś zrobić, niż wywnętrzniać się w Internecie?

      Usuń
    2. Niestety nie sądzę, żeby mu to pomogło. Ba, wręcz pewnie by mu to zaszkodziło. Pewne rzeczy zbyt szybko się rozchodzą na tej uczelni. Natomiast, co do meritum posta Pani/Pana to podejrzewam, że wiem o kogo chodzi i zapewniam, że ten wykładowca to złoty człowiek i to co mówi na wykładzie jest jedynie w celu motywacji studentów. Czasem brzmi to żartobliwie, ale po prostu ma taki styl bycia. Prawdopodobnie nie ma na SGH wykładowcy, który by chciał dla studentów lepiej niż ten Pan.

      Usuń
    3. Pani Magdaleno, ten blog założony został żeby komunikować się ze studentami. Możliwość umieszczania komentarzy oznacza komunikację dwustronną.

      Pisząc takie rzeczy zdradza nam Pani, że komentarze, które tu się pojawiają są dla Pani nic nie warte.

      Żeby dostrzegła Pani jakikolwiek problem, trzeba osobiście przyjść do Pani na dywanik?

      Usuń
    4. Ustalmy, że nie jesteśmy po imieniu i jestem dziekanem a nie Panią Magdaleną ;-) Na razie problem ma charakter zbyt ogólny, żeby coś z tym zrobić - poważnym zgłoszeniem jest dla mnie zgłoszenie osobiste (lub pisemne z podpisem) tak żebym mogła podjąć kroki formalne. Dyskusja na blogu nie może w świetle prawa być przyczyną wszczęcia jakiegokolwiek działania dyscyplinującego. Stąd pytanie, czy chodzi o zwykłe zrzędzenie, czy jednak o działanie.

      Usuń
    5. W temacie tytułowania polecam http://takdladsm.blogspot.com/2012/09/pani-magda-i-pani-kasia.html - zapewniam, że nikt z nas nie ma manii tytułowania, ale funkcjonujemy na uczelni, a nie np. u fryzjera
      Jeżeli zakłada Pan, że każda sprawa związana personalnie z jakimś wykładowcą zgłoszona do dziekanatu zostanie z automatu nagłośniona to jest nawet kolejny problem.

      Usuń
  3. Bardzo chciałbym wiedzieć ilu studentów rzeczywiście dopuściło się opisywanego procederu.Jaki to odsetek studentów wywołuje w DSM taki poziom nieskrywanej antypatii, czy wręcz agresji - sądząc po poziomie negatywnego nacechowania tego wpisu - co najmniej co trzeci! Autorom ostatnich wpisów z głębi serca i z całą powagą radzę i proszę o zmianę stosunku do tego medium.Po pierwsze dlatego, że nie mając nigdy żadnego problemu z dziekanatem czytając to jestem coraz to gorzej i gorzej do tej instytucji nastawiony. Idąc tam kiedyś w przyszłości będę się czuł jak bym szedł na wojnę.Po drugie dlatego, że nie jest to szczególnie trudno dostępna strona. Wato pamiętać, że to nie tylko podli studenci czytają ten wpis (i płaczą rzewnymi łzami, że spisek się nie uda). Zastanowiłbym się jaką opinię wyrabiają te wpisy u osób z zewnątrz, które na nie trafiają.Może nie wszyscy o tym wiedzą, zwłaszcza pracownicy żyjący mentalnie w poprzedniej dekadzie, ale opinia o SGH nie potrzebuje kolejnych ciosów. Żartuje się, że dyplomu SGH lepiej nie mieć niż mieć - a ja się boję, że nie długo to będzie sama prawda.

    PS. Gratuluję lotnego tytułu i lekkiego pióra. Z takim talentem nie dziwie się, że napisanie magisterki zajmuję zaledwie 2 tygodnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. proszę jeszcze raz przyjrzeć się wpisom na tej stronie. jest ich obecnie pięć. jeden to opis procedury, dwa ewidentnie pozytywne/pochwalne i dwa ostatnie dotyczące problemów, jakie się pojawiają. i gdzież ta wojna?

      Usuń
  4. Czy ktoś mi może powiedzieć, w którym momencie Dziekanat SM zamienił się w urząd, ze wszystkimi jego stereotypowymi przywarami: chamstwo przy okienkach, mnożenie biurokracji i szukanie sposobów jak "dowalić" petentowi? Kolejny, klasyczny przykład - i jeszcze ten sarkastyczny ton posta.

    Naprawdę uważacie Państwo, że tutaj leży problem? Czy nikt z Was nie zauważył, jak absurdalną sprawą jest obrona magisterska na SGH? Dlaczego studentom kierunków typu Zarządzanie zadaje się na egzaminie pytanie z ekonomii, z tematów, których nie było na wykładach?! Proponuję dorzucić do katalogu pytań jeszcze podstawy fizyki kwantowej - a co, opublikujcie listę kolejnych 100 pytań i to problem studentów, nie Wasz.

    Obrony na SGH to absurd, groteska. Nikogo poza promotorem nie interesuje temat pracy. W przypadku Zarządzania ludzie więcej się uczą ekonomii przed egzaminem, niż przygotowują z własnej pracy! A przecież to powinna być rozmowa o tezie i badaniu przeprowadzonym przez studenta, nie modelu Solowa (który nawiasem mówiąc żadnemu z tych ludzi do niczego się już nie przyda).

    Bardzo się cieszę, że mam to już za sobą. I uprzedzę zarzut, że nic z tym Samorząd Studentów nie zrobił - a to tylko studenci mają dbać o JAKOŚĆ na uczelni?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można tak, a można zauważyć, że uruchomiony został wykład, który pomaga przygotować się do egzaminu. A co do samego sensu egzaminu z ekonomii - no cóż absolwent uczelni ekonomicznej powinien chyba znać się cokolwiek na ekonomii. Czy to naprawdę nadmierne wymaganie?

      Usuń
  5. Problem w tym, że to nie jest uczelnia ekonomiczna. Wymaga się od studentów, żeby na 2 tygodnie przed obroną nauczyli się kilkunastu teorii, by stworzyć iluzję, że to uczelnia ekonomiczna. I tu tkwi problem - łapanie wszystkich srok za ogon. "Bo przecież absolwent SGH powinien mieć pojęcie o... (wstaw dowolną dziedzinę nauki)". Należy zaufać, że studenci rozwijają się również we własnym zakresie. A cenne zasoby w postaci sal wykładowych i prowadzących powinny być wykorzystywane na przekazywanie wiedzy z dziedzin dotyczących kierunku. Czemu studenci Analizy Danych uczą się zaawansowanej makro? Przyswojenie tego przedmiotu odbywa się ZAWSZE kosztem innego - np. data mining. Pozwólmy sobie być dobrym z 1 rzeczy. Potem martwmy się o erudycję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkiem poważnie i bez złośliwości piszę, że może Pan źle wybrał uczelnię...

      Usuń
    2. SGH to szkoła biznesowa. Mówił o tym na przykład Profesor Garbicz w wywiadzie dla Magla.
      http://www.magiel.waw.pl/2014/11/wywiad/ekonomia-inspiruje/

      Usuń
    3. Politykę i profil kształcenia kształtuje Senat Uczelni, a nie pojedynczy profesorowie.

      Usuń
    4. Przecież SGH to jest szkoła biznesowa, przez prawie cały rok pozwala studentom na zaliczanie biznesowych 'tasków' w korpo. Czasem zamienia się jednak w uczelnię ekonomiczną i wtedy uczy nas rysować wykresy, przesuwać punkty, wyprowadzać wzory na Y, N, K, G z jedynką, dwójką, z gwiazdką i bez gwiazdki. Kto by się przejmował takimi drobiazgami jak wpływ prawdziwych decyzji rządów i banków centralnych na gospodarkę. Teoria najważniejsza!

      Usuń
  6. Szkoda tej uczelni. Niestety przerażające jest tempo w jakim traci ona dobre imię i renomę. Co jest najgorsze, traci je przez opinie wygłaszane przez samych studentów (wystarczy poczytać fora, bądź różne grupy na FB). Coraz więcej z nas ma wrażenie - być może mylne -, że poza szukaniem nowych możliwości zarobienia na studentach oraz poza rozwiązywaniem problemów, których źródło w oczywisty sposób leży po stronie uczelni, a są rozwiązywane zazwyczaj kosztem studentów, władze uczelni nic nie robią.
    Niestety muszę potwierdzić, że legendy o egzaminatorach, którzy swoje wykłady zaczynają chwaleniem się ilu studentów nie przepuścili są prawdziwe. Jestem przekonany, że gdyby egzaminatorzy byli obiektywni wspomniane przez Panią problemy nie występowałyby.
    Może warto rozważyć zmianę formy obrony (np. na AGHu na co poniektórych wydziałach wiedzę ze studiów sprawdza się testowo, na obronie broni się tylko pracę)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szczerze mówiąc, nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego chwalenia. Co tu do chwalenia, że jeszcze-nie-mgr miał wiedzę z ekonomii gorszą niż conajmniej-dr? Jeżeli sama mówię np. studentom, że właśnie trafił mi się taki, kt. napisał na egzaminie, że Turcja leży w Maghrebie, nie chwalę się tym (bo w zasadzie czym?), a raczej uprzedzam, aby reszta lepiej się przygotowała.
      Forma obrony wymaga zmiany regulaminu studiów - odsyłam w tej kwestii do Samorządu

      Usuń
    2. Potwierdzam sytuację chwalenia się. Do dr Próchniaka chodziłem na zajęcia ponad rok temu, ale pamiętam to dokładnie. Spytałem nawet znajomych z wykładu, co o tym sądzą i czy mają podobne odczucia. Wszyscy uważali, że dr się cieszy.

      Nie chodzi o chwalenie się wiedzą Pani Katarzyno. Wspomniany profesor chwali się tym, że zadał pytanie, które doprowadziło do niezdania egzaminu. Gdy o tym mówi, to uśmiecha się jak "mysz do sera", a oczy "świecą mu jak znicze". Widzieliśmy to mniej więcej co drugie zajęcia (bo tak wypadały mu obrony).

      Usuń
    3. Pan dr Próchniak włożył najwięcej pracy w przygotowanie, uruchomienie, opracowanie sylabusa i zgromadzenie zespołu pracowników prowadzących "Konwersatorium". Żeby było jasne nie ma z tego tytułu żadnych korzyści - skłoniła go do tego świadomość, jak wiele osób nie potrafi samodzielnie się przygotować do obrony, albo nie pamięta nic ze studiów licencjackich. Zapraszam ponownie na dywanik (tak ładnie Pan to ujął) i pokaże Panu maile przychodzące od studentów, którzy dzięki Konwersatorium zdali bez problemu ekonomię w drugim terminie i dziękują za to osobiście dr. Próchniakowi. Ale łatwiej swoje żale i niepowodzenia zrzucać na innych. I po to m.in. są fora społecznościowe.

      Usuń
    4. Bardzo to szlachetne ze strony dra Próchniaka. Sęk w tym, że ja piszę o jednej sprawie, a Pani zupełnie o czym innym.

      Opisałem negatywne (w odczuciu moim i moich znajomych) zachowanie doktora podczas zajęć. Wkład w konwersatoria, konsultacje czy pomoc dzieciom w Afryce jest jak najbardziej wartościowa, jednak nie usprawiedliwia tego podejścia o którym tutaj mowa.

      Usuń
    5. Może z poziomu odczuć warto przejść na poziom logiki. Pisze Pan, że egzaminator cieszy się, że może oblać wielu studentów. Z drugiej strony ten sam egzaminator organizuje kurs przygotowujący do egzaminu, aby studenci nie oblewali. Kurs i egzamin dotyczą tego samego przedmiotu...

      Usuń
  7. Nie wiem czy to dobre rozwiązanie. Jeśli wie się wcześniej kto będzie egzaminatorem to można się choćby psychicznie przygotować. Trochę to przypomina zabranie dziecka pod pretekstem wycieczki do dentysty.
    A leserzy którzy odwołują obrony bez powodu/ ze strachu i tak będą bez względu czy trafi im się dr Próchniak czy dr Sokołowska (nazwiska wybrane przypadkowo)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety i nam się to tak kojarzy (stąd porównanie do złych duchów). Jak napisałam - zobaczymy.

      Usuń
  8. W wielu komentarzach brakuje elementarnej logiki. Niektórzy najpierw prezentują teorię na temat upadku renomy SGH, a później domagają się uproszczenia formatu obrony. Właśnie fakt, że nie jest łatwo otrzymać dyplom podwyższa jego wartość.

    W mojej opinii egzaminator ma nie tylko prawo, ale i obowiązek odmówić zaliczenia nieukowi, który nie zna podstaw nauk ekonomicznych. Jak można winić profesorów czy Dziekanat za własną niewiedzę!?

    Jednym ze złych następstw wprowadzenia systemu bolońskiego jest obecność na uczelni miernot intelektualnych, które znalazły w sobie minimum realistycznego myślenia o rynku pracy i licząc, że po bezbolesnych dwóch latach i prostej obronie pochwalą się posiadaniem dyplomu SGH. To kolejny argument za krytykowaną marką szkoły.

    Uważam, że krzykliwe i sfrustrowane opinie pochodzą właśnie od różnego rodzaju europeistów, socjologów czy filologów, którzy nie mieliby szans przejść przez pierwszy rok licencjatu na SGH, ale z werwą próbują wdrożyć w życie zasady egzaminowania ze swoich macierzystych uczelni. Nikt nie zabrania im uzyskania dyplomu nauk ekonomicznych - ale na równych warunkach.

    Pozdrawiam, JF

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wytyka Pan brak elementarnej logiki innym, a sam Pan takiej nie stosuje lub nie rozumie Pan problemu.

      Niechęć do niektórych wykładowców nie wynika z faktu, że oni jedyni odmawiają "zaliczenia nieukowi". Myślę, że chodzi raczej o to, że są nadzwyczaj dociekliwi, uszczypliwi, czy wnikliwi. Nie znaczy to wcale, że są źli. Poziom trudności obrony mógłby być tak wysoki, ale przede wszystkim musi być sprawiedliwy, czyli równy dla każdego studenta.

      Obecna sytuacja oznacza, że to ci wykładowcy odstają (w negatywnym sensie) od reszty egzaminatorów, a nie reszta odstaje od nich. System egzaminowania nie jest równy dla każdego studenta. Nie można winić studentów za to, że szukają sprawiedliwej oceny wszelkimi metodami. Dodatkowo na całej sprawie traci uczelnia, bo jest źle postrzegana przez absolwentów.

      W tym tkwi problem. Natomiast administracja SGH stosuje rozwiązanie na skróty, które nie uleczy problemu u źródła.

      Usuń
    2. Mam nadzieję, Panie Sg Howy, że Pana argumenty (choć w dużej mierze zasadne) nie wzmocnią zwolenników wycofania się z systemu bolońskiego. Przy wielu minusach dał on wiele możliwości polskim studentom i oby tak dalej :-)
      A poza tym - dziękuję za inny niż pozostałe wydźwięk wypowiedzi :-)

      Usuń
    3. Pani Dziekan,

      jako student przedostatniego semestru mam jeszcze prawo do idealizmu. Niewykluczone, że moje poglądy ewoluują po własnej obronie.

      Zaś co do twórczych wynurzeń pana Edmunda, nie dostrzegam sensu w obronie myślenia obejmującego "uczenie się kilkunastu teorii na 2 tygodnie przed obroną". Zastanawia jedynie, co studenci podpisujący się pod powyższą tezą robili przez ostatnie 2 (czy 5?) lata.

      Najprostszy sposób na uniknięcie złośliwości to bycie przygotowanym. A sugestie każdego egzaminatora podsuwane na wykładach w ramach dygresji potraktowałbym po prostu jako motywowanie.

      Z poważaniem, JF

      Usuń
    4. Gratuluję optymizmu Panie Sg Howy.

      Nie dostrzegam natomiast związku pomiędzy moją wypowiedzią, a kwestią "uczenie się kilkunastu teorii na 2 tygodnie przed obroną".

      Nie podjąłem tego tematu. Jedyne o czym napisałem, to to, że w obecnej sytuacji zaliczenie obrony przez studenta jest w dużym stopniu determinowane przez czynnik losowy polegający na tym czy trafi na jednego z standardowych egzaminujących, czy przypadnie mu tzw. "czarna owca".

      Oczywiście ostatni ruch jest zawsze po stronie studenta, gdyż ten zawsze może nauczyć się na 5. Problem polega na tym, że po tej nauce u jednego wykładowcy dostanie 5, a u innego 4.

      Usuń
    5. Edek Szym.

      Poziom trudności jest równy dla każdego studenta. Pytania z ekonomii dotyczą podstaw tej dziedziny i są w programie przedmiotów obowiązkowych na licencjacie, które studenci muszą zrealizować niezależnie od wybranego kierunku. Brak równości, o którym piszesz może wynikać z dwóch sytuacji:
      1) Student świadomie wybrał "ścieżkę lenia" i przedmioty obowiązkowe zrealizował u wykładowców, u których można zaliczyć nic nie wiedząc (dość powszechny wybór wykładowcy na podstawie opinii z forów internetowych) i do egzaminu magisterskiego musi się uczyć nowych dla siebie zagadnień.
      2) Posiada licencjat z innej uczelni i nie uczył się takich rzeczy, ale w takim wypadku powinien być świadomy tego, że musi nadrobić braki we własnym zakresie.

      To raczej wykładowcy, którzy na egzaminie nie chcą sprawdzić twojej wiedzy, tylko zadowolą się wybełkotaną bez zrozumienia formułką odstają w negatywnym sensie od tych, którym chce się dbać o zachowanie poziomu egzaminu magisterskiego.

      Uczelnia akurat na tym nie traci, bo jest źle postrzegana przez nieuków, a to raczej żadna strata.

      Usuń
    6. Michael Bak.

      Zgadzam się z Tobą w kwestii tego(punkt 1), że student, który "wybrał ścieżkę lenia" ma trudniej na obronie. Co więcej, potępiam lenistwo na poziomie studiów magisterskich.

      Zgadzam się również w kwestii (punkt 2) studentów z innych profili licencjackich niż ekonomiczne. Te osoby powinny nadrobić materiał we własnym zakresie.

      Zgadzam się również, że wykładowcy, którzy zbyt luźno podchodzą do egzaminów są przyczyną rozstrajania (w dół) poziomu egzaminowania.

      To do czego się nie odniosłeś, a o czym ja napisałem, to fakt, że poziom egzaminu można nie tylko zaniżyć, ale również zawyżyć. Jest to w miarę ok, jeśli każdy zdaje zawyżoną wersję. Jeśli natomiast część studentów piszę standardowy test, a druga część piszę wersję trudniejszą to nie jest już to akceptowalne. Jeżeli grupa A pewnego testu znacznie odstaje trudnością od grupy B, to jest to podstawa do unieważnienia egzaminu z danego przedmiotu. Student zgłasza niesprawiedliwość sytuacji i walczy o swoje prawa.

      To co staram się przekazać, to fakt, ze podczas egzaminów obrony magisterskiej na SGH dzieje się dokładnie to samo, co opisałem powyżej. Część studentów trafia na standardowych egzaminatorów, a część trafia na bardziej wymagających. To właśnie jest nie fair, gdyż studenci powinni zdawać egzaminy na porównywalnych warunkach.

      Ważne jest to, że studenci nie "chorowali" po to by mieć o jedną więcej szansę na trafienie "luźnego" egzaminatora (o ile tacy są). Studenci chcieli uniknąć egzaminatorów o wiele bardziej restrykcyjnych niż reszta. Chcieli mieć po prostu normalny poziom trudności, a nie zawyżony.







      Usuń
    7. Edek Szym,

      miałem przedmioty z Dr hab. Próchniakiem i ciężko mówić w przypadku pytań, które zadaje o zawyżaniu poziomu. Jego pytania dodatkowe dotyczą podstawowych aspektów omawianych zagadnień i sprawdzają czy ktoś rozumie zagadnienie. Jeśli egzaminowana osoba wie o czym mówi to nie ma problemu ze zdaniem, ale jeśli ktoś tylko nauczył się na pamięć formułki i nie rozumie co mówi, to w takiej sytuacji oblewa. Tak samo działa to w przypadku wielu innych wykładowców, którzy na egzaminie magisterskim zadają dodatkowe pytania. Różnica w stosunku do Dr hab. Próchniaka jest taka, że on jako jedyny stara się studentów zmotywować do nauki i wspomina na swoich zajęciach o tym dlaczego ludzie oblewają obrony.

      Usuń
    8. Michaelu!

      Kto - dr hab. XY

      ...w stosunku do (kogo?)dra hab. lub dr. hab. Próchniaka(dopełniacz)

      z kim? z Doktorem / Drem / Dr. Próchniakiem - właściwie czemu funkcja osoby trzeciej nie z małej litery?


      Tym samym z panią dr hab. Próchniak, można przypadkiem zmienić komuś płeć.

      - mamy jakąś epidemię błędów językowych łącznie ze stronami tytułowymi prac różnych i nikt za to ocen nie obniża - czy tu jest jakaś inna konwencja?
      Chociaż z błędem na stronie tytułowej dalsza część pracy bywała w porządku...

      Usuń
  9. Żałuję, że potencjalne zmiany w liczbie zachorowań nie będą analizowane :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Szanowni Państwo - wariatkowo...

    Mamy osoby, które nie wiedzą co to jest funkcja kwadratowa, bo nie miały matematyki na maturze a przyszły tu jako pielęgniarki czy muzycy...

    Jak one mają zdać? Odpowiedzieć na pytanie z modelu? Jeśli już ktoś sprawdza wiedzę tymi modelami, to trzeba zadać 10 pytań a nie 1 i brzydko mówiąc uwalić ' 90% ' studentów.

    A to, że te pytania nie były na zajęciach i są kompletnie nieżyciowe to inna bajka. Będąc na zarządzaniu nie kojarzę około 15 pytań, bo zwyczajnie na zajęciach nie było czasu, żeby je omówić - co przyznają sami wykładowcy. I co z tego, że potem oceniamy wykładowcę po zajęciach jak nic się zmienia, bo dalej szara masa wybiera łatwe zaliczenia?

    Nie mówiąc już o tym, że część podstaw ekonomii po prostu nie funkcjonuje i nie pasuje dzisiaj, a w dobie big data modelowanie może w ogóle odejść w siną dal.

    Droga Pani Dziekan, nie bardzo wiem jaką szansą jest system boloński dla osób, które są teraz przed obroną, której nie powinny zdać, bo nigdy nie powinny znaleźć się na tej uczelni?

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy "nie powinny się znaleźć na tej uczelni". Raczej uważam, że jeśli się tu znalazły i chcą uzyskać dyplom SGH, to powinny uzupełnić wiedzę, która pozwala na uzyskanie dyplomu. Argument (wielokrotnie bezmyślnie powtarzany), że na kierunku X nie ma zagadnień z egz. magisterskiego jest kompletnie chybiony, bo nie mogę zmuszać studentów, którzy zrealizowali te przedmioty na licencjacie, by powtarzali je ze względu na garstkę osób, które uznały, że chcą być ekonomistami, ale bez ekonomii. Dla tej garstki jest konwersatorium ekonomiczne lub jakikolwiek inny przedmiot z oferty licencjackiej, na który może zapisać się każdy student, odczuwający niedosyt wiedzy.

      Usuń
  11. Czy można by przeprowadzić badanie z drugiej strony? To znaczy, domyślam się, że, ceteris paribus, zdawalność studentów nie powinna być zależna od egzaminatora (bo przecież pytania są takie same). To nie powinno być trudne a byłoby bardzo ciekawe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że wszyscy mamy ciekawsze tematy badawcze, choć byłoby to niewątpliwie ciekawe (podobnie jak inne zależności)

      Usuń