31 lip 2014

Kiedy wolność nie popłaca

Podróże niewątpliwie kształcą, o czym świadczy rosnące zainteresowanie studentów wyjazdami zagranicznymi. Większość decyduje się na tę czy inną formę Erasmusa, nieliczni idą o krok dalej wybierając opcję tzw. free mover. Sformułowanie „krok dalej” może być w tym kontekście rozumiane na dwa sposoby – krok dalej = poza standardową ofertę, ale i krok dalej = ku większym problemom natury administracyjnej. 

W ramach „free mover” student wyjeżdża na uczelnię zagraniczną we własnym zakresie i na własne ryzyko. My kierujemy go na wyjazd na podstawie Learning Agreement, gdzie wpisane są przedmioty, jakie student zamierza realizować. I dobrze. Problem pojawia się na poziomie uczelni zagranicznej, która niekoniecznie musi się w tej dokumentacji odnaleźć. Nie wiążą jej przecież żadne zobowiązania – ani umowa bilateralna, ani porozumienia erasmusowe. Uczelnia może zatem LA podpisać, ale nie musi. 

I teraz co dalej? Student z uczelni zagranicznej dostaje jakąś formę zaświadczenia, że studiował. LA podpisać nie musi, a czasami wręcz nie chce. W jednym z przypadków, z jakimi się teraz zmagamy student przyniósł z uczelni zagranicznej wydruk w PDF. Jak na tej podstawie go rozliczyć? 

W standardowej procedurze po zrealizowanym stypendium zagranicznym student otrzymuje Transcript of Records (zwany popularnie ToRem). Na podstawie tego dokumentu, wystawionego przez uczelnię zagraniczną i podpisaną przez lokalnego Koordynatora, pracownik Działu Programów Międzynarodowych dokonuje wstępnego rozliczenia. Sprawdza zgodność przedmiotów na ToRze z deklaracją, przepisuje punkty ECTS (luba zamienia punkty kredytowe na ECTS), przepisuje oceny na skalę ocen obowiązująca w SGH. Takie rozliczenie trafia do Dziekanatu i przechodzi dalszą drogę, której końcem jest wpisanie wyników kształcenia osiągniętych za granicą do wirtualnego dziekanatu. 

Jeśli jednak uczelnia przyjmująca naszego free movera nie zechce wystawić oficjalnego ToRu, a poleca studentowi wydrukować sobie oceny z ichniego WD, albo odmawia podpisu wystawionego (w bólach) zaświadczenia, wówczas Dział Programów a następnie Dziekanat mają związane ręce. I nie chodzi tu o brak zaufania do studenta – dokumenty po wyjeździe muszą spełniać minimum wymogów administracyjnych, w tym posiadać podpis i pieczęć osoby go wystawiającej. W ten sposób znajdujemy się w impasie – uczelnia przyjmująca twierdzi, że poszła na tak dalekie ustępstwa (wystawiając niepodpisany ToR), że już nic więcej dla studenta zrobić nie może, administracja SGH nie przyjmuje rozliczenia, które nie spełnia wspomnianych wymogów, a student oczekuje zamknięcia semestru oraz wpisania do WD efektów ciężkiej pracy, za którą dodatkowo zapłacił z własnych środków. 

Czy w związku z tym odradzamy wyjazdy free moverom? Oczywiście nie. Prosimy tylko, aby we własnym interesie i dla spokoju ducha (a właściwie wielu duchów, bo i naszych i DPM), studenci dmuchali na zimne i wybierali uczelnie, które program free mover znają i stosują. Takie, które wystawią niezbędne zaświadczenia lub (idealnie) podpiszą przywieziony Learning Agreement. Nie jest to nota bene niczym niezwykłym – SGH również przyjmuje studentów-free moverów. Nikt nie odmawia im podpisu na LA, które obowiązuje w kraju, z którego student przyjechał. Jeśli nie da się tych informacji uzyskać samodzielnie, zawsze można zwrócić się o pomoc do pracowników Działu Programów Międzynarodowych. Ale przed wyjazdem, a nie po powrocie z nieważnym kwitkiem. 

Współautor: dr Magda Szybiak

10 komentarzy:

  1. Szanowni Państwo,

    Pytanie o działanie wirtualnego dziekanatu:

    Studia sob-niedz, II sem
    Sytuacja wygląda tak: zadeklarowałem 36 ECTS, wiedząc, że możliwe są kolizje i zostanie miejsce na język obcy.
    Opublikowano plan: Kolizje faktycznie są, ale dwie.

    Miejsca mam jednak dalej na 6 przedmiotów plus ewentualnie te w miejscu kolizji, jednak w pozostałych godzinach nie bardzo wiem co mam zadeklarować, ponieważ wiele przedmiotów nie zostało w ogóle otworzonych.

    Czy to gdzieś jest mój błąd, czy wynika to z tego, że sporo osób nie wypełniło deklaracji, czy po prostu inne przedmioty były bardziej popularne i jest to zupełnie normalne. Piszę, ponieważ na forum studenckim toczy się dyskusja - kilka osób ma podobny problem.

    Dlaczego nie ma giełdy przedmiotów i system automatycznie nie dobiera ECTS do 30 punktów ( np. osobom niedeklarującym - przecież wiadomo, że one i tak później coś zadeklarują ) tak aby możliwie dużo przedmiotów było otwartych ( chyba łatwiej otworzyć więcej przedmiotów i ew. zamknąć je po II etapie deklaracji, niż otwierać je w połowie paźdz. czy później jak to wiele razy miałem okazję doświadczyć w poprzednich latach.

    Z wyr. szacunku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trudno powiedzieć - za dużo niewiadomych, ale może być tak jak Pan pisze - inne priorytety deklarujących, ale i za mało deklarujących (pisałyśmy o tym), albo taki a nie inny układ godzinowy zajęć
      z giełdą nie rozumiem - chodzi o to, aby wmuszać studentom przedmioty na siłę??

      Usuń
  2. Z giełdą mam na myśli brak możliwości wymiany z innymi osobami miejsc na listach przedmiotów. Np. wystawiam swoje miejsce na przedmiocie X w sobotę 8:00 a ktoś wystawia miejsce na przedmiot Z na tą samą godzinę. System zamienia Nas automatycznie. Dzięki temu nie było by ogłoszeń w stylu: 'sprzedam miejsce na wykładzie' , 'kupię miejsce na ćwiczeniach w grupie 1XY u dra B. '.


    Odnośnie wypełniania deklaracji automatycznie do 30 ECTS: wiadomo, że osoba, która nie uczestniczy w danym etapie deklaracji i tak będzie musiała wybrać przynajmniej te 30 ECTS. Aby z powodu zaniedbania takich osób nie cierpieli wszyscy Ci, którzy terminowo wypełniają deklarację, system powinien uzupełniać losowo deklarację 'spóźnialskich' aby więcej przedmiotów było otwartych wcześniej. Można to tak określić - wmuszanie na siłę.

    Jeszcze inną sytuacją byłoby trzymanie systemu otwartego przez całe wakacje z automatycznym odświeżaniem list co kilka dni, ewentualnie z listami rezerwowymi.

    Obecny system powoduje, że jeśli występuje brak miejsc na listach to odbywa się handel: np. ktoś kto dostał się na przedmiot od razu odsprzeda miejsce wybranej (przez niego ) osobie ( umówią się, że np. punkt godz. 23 osoba A się wypiszę a wtedy osoba B się zapisze ), co uniemożliwia reszcie studentów dopisanie się. Gdyby były listy rezerwowe to po prostu każdy wypis osoby już zapisanej na przedmiot powodowałby wskoczenie kolejnej osoby wg kolejności zgłoszeń i byłoby to sprawiedliwie. Wtedy spóźnialski byłby ukarany. Jak na razie spóźnialscy radzą sobie całkiem dobrze a uczestnictwo w wyborze przedmiotów od samego początku raczej powodowało, że sumarycznie traciłem na to więcej czasu a korzyści nie miałem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za cenne uwagi. O ile pomysł z listą rezerwową wydaje mi się bardzo zasadny (przekażę "zamówienie" do CI) o tyle systemu giełdy nie chwytam kompletnie: po co zapisywać się na wykłady, których nie ma się zamiaru realizować? Nie pojmuję dlaczego studenci tworzą sami na własne życzenie takie patologie...

      Usuń
    2. Szanowna Pani dziekan,

      Ma Pani rację - to jest patologia, ale szczątkowa. Wiele osób nie czyta informatorów, na zajęcia zapisują się losowo. Jednak większość osób, szczególnie tych na dalszych semestrach i kontynuujących mgr dobrze zna wszelkie formalnościo-obowiązko-wymogi. Może ten problem nie dotyczy bezpośrednio studiów sobotnio niedzielnych, na których teraz jestem, ale na licencjacie deklarując ( oczywiście w pierwszym etapie ) około 40 ECTS okazywało się, że mój plan jest wypełniony od od poniedziałku do piątku, a dzień potrafił wyglądać tak: zajęcia o 8:00, zajęcia o 13:30, zajęcia o 19:00 - nie chcę mówić, które z nich to były ćwiczenia... ponieważ plan jest publikowany już po pierwotnych wyborach, to nagle okazuje się, że cały dzień jest rozbity. Jeśli ktoś mieszka blisko - nie ma problemu, jeśli ma dalej albo chce pracować to szybko pozbędzie się przedmiotów ze środka dnia albo przedmiotów z godzin 8:00 do 15:20 ( poza językami ).

      I tu właśnie potrzebna jest giełda, żeby student pracujący rano szybko wymienił się ze studentem dorabiającym wieczorami. Wtórnie, żeby mógł zrezygnować z przedmiotów, które kolidują z pracą, innym kierunkiem itp, wybierając te same zajęcia w innej godzinie, trybie e-learning lub po prostu licząc, że uda się je zaliczyć w kolejnym semestrze.

      Te patologie tworzymy dlatego, że jesteśmy chyba ponadprzeciętnie ambitni i leniwi jednocześnie. Poprzez dziekanatowe zawiłości sam kiedyś wylądowałem na zajęciach w pt. wykład + ćwiczenia 17:10 - 20:40. Problem w tym, że miałem w tamtym czasie zaocznie drugi kierunek. Zajęcia były z makroekonomii - podobno trudne, postanowiłem chodzić. Efekt był mniej więcej taki, że ani z makro nie poszło najlepiej, ani na drugim kierunku nie obeszło się bez problemów.

      To co jednak najciekawsze to fakt - że, u Pań na blogu reakcja jest od razu, a przez 3 lata licencjatu byłem z tego typu problemami (chyba) wszędzie i nie bardzo było z kim porozmawiać ani się czegoś dowiedzieć ( łącznie z samorządem, czy samym działem IT ) ...no nic, lepiej późno niż później.

      Wracając jeszcze do chęci zamiany godzin/wypisania się z przedmiotu zadeklarowanego wcześniej na studiach sobotnio-niedzielnych: wypada mi w sobotę (planowo) cały dzień bez przerwy ( 8:00-20:40 ) - stąd przyczyna prozaiczna, gdybym mógł zamienić 13:30 w sobotę na 8:00 rano w niedzielę ( jeszcze wolne ) to chętnie bym to zrobił właśnie za pośrednictwem ewentualnej giełdy przedmiotów - żeby mieć czas zjeść jak człowiek i rozprostować nogi ( obecnie interesujące mnie przedmioty miały pełne listy - jednakowoż nie miałem jak sprawdzić czy są tam osoby chętne na jakieś zamiany, bo system nie daje takiej możliwości ).

      Usuń
  3. Ogólnie moje wrażenia są takie, że przy zmianach systemu za mało widać zmian pro-studenckich, bo pomimo wielu zmian od roku 2010 to od strony studenta kluczowe problemy ciągle są te same.

    Państwo prawdopodobnie uniknęliście tysięcy podań, ale student, który uczestniczy w każdym etapie deklaracji ciągle ma problem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Właściwie to mam jeszcze jeden pomysł - poprosić osobę zarządzającą wirtualnym dziekanatem, żeby spróbowała dobrać sobie sensowny plan studiów ( 30 ECTS ) i pogodzić go z własnymi obowiązkami zawodowymi. Podejrzewam, że bardzo szybko pojawiły by się rozwiązania szybkie i skuteczne dla obu stron.

    Wnioski bowiem są proste: żadna ze stron ( uczelnia i studenci ) nie zdaje sobie sprawy jakie są potrzeby i problemy tej drugiej strony i czemu konkretnie miałyby służyć konkretne rozwiązania, takie jak proponowane przez mnie w powyższych postach. Ten blog jest całkiem dobrym łącznikiem na linii student-osoba decyzyjna, ale to dalej jest jakiś ułamek wszystkich procedur w całej uczelni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pana pomysły wydają się bardzo sensowne i na pewno przekażę je Kierownik CI - ale wiedząc, na jakie prozaiczne problemy napotykamy w dziekanacie chcąc dokonać zwykłego rozliczenia sesji - szczerze wątpię, czy to jest zadanie na miarę naszych informatyków, a w szczególności stareńkich systemów. Nie pocieszy tez zapewne Pana wiadomość, że jako wykładowca mam dokładnie te same problemy (do ostatnich dni września czekamy na wyniki korekty deklaracji i na plan zajęć, a potem okazuje się, że jeden wykład jest na 8.00 a drugi na 17.10). W mojej opinii najsensowniejszy byłby powrót do normalnych planów zajęć, ale kiedy wniosłam taką sugestię dwa lata temu - bardzo ostro zaprotestował Samorząd Studentów, argumentując, że wolny wybór zajęć jest jednym z największych atutów SGH. Podobnego zdania jest Rektor, więc swoje sugestie mogę co najwyżej rozważać sobie na blogu :-(
      Pańską propozycję przekażę także Kanclerzowi.
      pozdrawiam
      mk

      Usuń
  5. Być może potrzebny będzie nowy system informatyczny - nowy Nowy wirtualny dziekanat.


    Powrót do stałego planu jest bardzo rozsądny przynajmniej dla semestrów pierwszego st lic i pierwszego st mgr gdzie nie ma właściwie możliwości wybrania innych przedmiotów. Wtedy można by faktycznie zblokować studentom zajęcia i ułatwić pracę wykładowcom tworząc plan de facto trzydniowy np. poniedziałek, środa, piątek co jednocześnie pozwoliłoby na pełne dwa dni pracy w stałych dniach przez cały semestr lub dwa, co również jest korzyścią, jeśli nie trzeba zmieniać grafiku w pracy ( lub samej pracy ) co semestr. Jednocześnie zapewne część wykładowców nie pracująca na etacie była by zainteresowana dniami wolnymi od pobytu na uczelni.

    Wariant łączony, który organizuje studentom czas w semestrach 1-3 lic i 1-2 mgr pozwoli na kilka ciekawych rozwiązań. Nagle okaże się, że można bez kłopotu skończyć studia dwukrotnie szybciej ( możliwe i teraz, ale wymaga dużo kombinowania z planem ) - ambitni wolne dni zamienią w serię wykładów. Można rozwijać karierę w równowadze ze studiami.

    Problemem jednak będzie brak możliwości dopasowania planu zajęć do pozostałych uczelni - mnóstwo osób studiujących wiele kierunków zawsze dopasowuje plan na SGH jako drugi, ponieważ uczelnie typu PW i UW mają swoje bloki zajęć. PW jeszcze niedawno była zupełnie nieelastyczna - można było tylko liczyć na lawirowanie między grupami, jednak w wielu grupach tego samego kierunku plan był bardzo podobny. Stąd zaczynało się kombinowanie z planem na SGH.

    Również niezadowolone będą osoby, których praca wymaga dużej dyspozycyjności a SGH było tylko trampoliną, żeby się do takiej pracy szybko dostać. Stały plan spowoduje, że wiele osób nie będzie w stanie pracować w ten sposób, zmienią tryb studiów lub zrezygnują.

    Pytanie sprowadza się do tego jak dużo osób pracuje, jak dużo studiuje dwa kierunki i gdzie znajduje się to optimum, które możliwie ułatwi sprawę i studentom i wykładowcom, nie powodując jednocześnie sprzeciwu żadnej z grup. Podejrzewam, że to zadanie powinno być zadaniem zaliczeniowym na ćwiczeniach z zarządzania projektami albo badań operacyjnych - szkoda, że nie było...praktyczne, niezbędne.

    Większym problemem jest brak możliwości dowolnego wyboru zajęć językowych, zarówno w kwestii doboru języków jak i godzin samych lektoratów.

    Wiele osób miało problem z zaliczeniem języków, bo tych zajęć nie dało się usunąć z godzin typu 11:40 czy 13:30.

    Bardzo wiele osób idąc na SGH 'liznęło' kilka języków obcych - sam nie chciałem chodzić na angielski, uznałem, że to strata czasu. Nie udało mi się tego uniknąć. Uczelnia nie bierze pod uwagę, że ten język bardzo spowszechniał. Preferowane byłoby nauczanie od 1 do 3 języków obcych w różnych godzinach, gdzie studenci, którzy przychodzą ze znajomością angielskiego mieliby szansę dobrze poznać trzy kolejne ( bo np. niemieckiego uczelnia uczy bardzo dobrze - tylko pytanie czy jeśli ktoś ma w trakcie studiów dobrą pracę lub własną firmę to koniecznie musi się męczyć z j. niemieckim lub jeśli zna już angielski to czy nie mógłby wybrać tylko 1 innego dowolnego języka ). Oto kwestie atutów uczelni i możliwości stworzenia nowych mocnych stron albo zniszczenia istniejących. Ciekawie się to obserwuje.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Liczyłem jeszcze na jakąś drobną dyskusję, ale widzę, że w związku z tygodniem sesyjno-podaniowym nie macie Państwo więcej czasu.

    Dziękuje za przekazanie sugestii Panu kanclerzowi i zarządzającym CI - może będą pozytywne zmiany!

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń