10 gru 2015

Sprawdzam!

Gdy jestem w Dziekanacie zazwyczaj siedzę w pokoju dziekańskim, bo tam jest moje miejsce – o ile nie chodzę po korytarzu za okienkami i nie rozpatruję podań. Jednak czasami siadam w większej części Dziekanatu, nieopodal wejścia, w zasadzie tuż koło sekretariatu, a na swój sposób w sekretariacie, tuż obok sekretarki. 

 Siedzenie w sekretariacie ma swoje plusy – z pokoju dziekańskiego mało co słychać, a tu wszystko jest jak na dłoni. Wiadomo, jakie sprawy są omawiane, kto wchodzi, kto wychodzi, nad czym pracuje zespół, albo o czym rozmawia, bo przecież nie zawsze samą pracą człowiek żyje. Jest także komputer, na którym można pracować (w pokoju dziekańskim mamy raptem dwie sztuki) i podłączona drukarka. Generalnie można uczestniczyć w życiu Dziekanatu. Przesiadywanie w sekretariacie ma jeszcze jeden walor – pozwala mi czasami poznać studentów i pracowników od nieco innej strony, niż ta, która mi przysługuje jako prodziekanowi. 

Piszę „przysługuje”, gdyż odwołuję się do dramaturgicznej teorii interakcji, w myśl której jesteśmy aktorami odgrywającymi spektakle przed publicznością, czyli innymi ludźmi. Jako prodziekan oglądam najczęściej miłe i sympatyczne spektakle osób, które czegoś ode mnie chcą (najczęściej są to studenci – i o tym już pisałam), albo kolegów czy koleżanek z pracy. Z racji tego, że jestem prodziekanem nie doświadczam innego rodzaju spektakli. Mogę zatem odnosić wrażenie, że jest to stan naturalny, a świat jest piękny. 

Siedzenie od czasu do czasu w sekretariacie wybija mnie niekiedy z tego przekonania. Okazuje się, że przypisywana jednostce pozycja w hierarchii przekłada się na stosunek do niej. I tak, siedząc w sekretariacie odkrywam czasami drugie oblicze naszego uczelnianego świata – patrzące na mnie bardziej z góry, miejscami nonszalancko i wyniośle. Oczywiście działa to wyłącznie wówczas, gdy osoba przychodząca do Dziekanatu bierze mnie za sekretarkę, albo za jej pomocnika. I oczywiście działa tylko czasami, bo jednak większość ludzi zachowuje się sympatycznie niezależnie od tego, wobec kogo. 

Nie zmienia to faktu, że takie nowe, nawet jeżeli pojedyncze, doświadczenia dają mi sporo do myślenia… Mój Ojciec mawiał swego czasu, że najbardziej niebezpieczni są ludzie, którzy słuchają wyłącznie do góry. Na swój sposób cieszę się, że mogę z niej czasami zejść i powiedzieć: sprawdzam.

1 komentarz:

  1. Ja robię za sekretarkę zazwyczaj wtedy, kiedy oddaję gabinet dziekański na obrony. Dzisiaj jeden z adiunktów dosłownie rzucił na mnie swój płaszcz (mam nadzieję, że celował w biurko) i bez słowa wszedł do dalszej części dziekanatu poszukując Pani Kierownik. Stopnie naukowe sobie, a kindersztuba w lesie... - czy jakoś tak ;-)
    (Nie dało się edytować)

    OdpowiedzUsuń