23 lut 2014

Pretensje o bloga

No cóż - blog tak już wrósł w krajobraz SGH, że nie tylko nie jest postrzegany jako ukłon w stronę studentów, ale co i rusz staje się podstawą do takich czy innych pretensji.

Z grubsza rzecz biorąc (cytuję z maili, jakie otrzymuje od czytelników) prowadząc bloga:
  1. zaniedbujemy swoją pracę i nie rozpatrujemy terminowo podań studenckich
  2. bierzemy zawsze stronę uczelni (w szczególności wykładowców i asystentek z DSM)
  3. widzimy tylko jedną stronę okienka, a przecież poza dziekanatem też jest świat
  4. obciążamy dodatkowymi kosztami SGH (w szczególności studentów studiów sobotnio-niedzielnych)
  5. zajmujemy się aktualizacją bloga, zamiast pilnować strony www dziekanatu
  6. zmuszamy studentów do poszukiwania informacji w dodatkowym miejscu, a już i tak trudno jest śledzić wszystkie kanały, jakimi SGH komunikuje się ze studentami
  7. nie wiadomo już, gdzie składać podania, przecież blog jest publiczny i student nie obowiązku komunikować się w ten sposób z dziekanem
  8. pozwalamy sobie na uogólnienia
Myślę, że tyle wystarczy, bo pozostałe maile albo powielają powyższe zarzuty (czasami w bardzo niewybredny sposób), albo zawierają kompletnie absurdalne wątki ("czy to prawda, że komunikując się ze studentami pozyskujemy adresy, żeby tworzyć własną bazę danych?")

Ad 1 - siedzę w pracy każdego dnia tak długo, aż rozpatrzę wszystkie podania, które trafiły na moje biurko do czasu, kiedy przy nim usiadłam. Bywa tak, że kiedy już radośnie topnieje sterta podań, któraś z asystentek przynosi nowe naręcze, bo właśnie przed chwilą zamknęła swoje okienko i dostarcza urobek z kolejnego dnia. Wtedy siedzę dalej i wychodzę z pracy, kiedy na pewno nie zostało już ani jedno nierozpatrzone podanie. Prodziekani pracują podobnie. Jeżeli, jakieś podanie odleżało się w dziekanacie (a nie było skierowane do Rektorów lub Radców Prawnych) - to proszę o informację na mój adres służbowy i cc do właściwej asystentki toku. Co ma blog do studenckich podań?!

Ad 2 - proszę przejrzeć wpisy od początku istnienia bloga. Wielokrotnie zwracamy Wam uwagę na przysługujące Wam prawa, na to, że czasem nie warto usilnie zabiegać o coś, co wynika wprost z regulaminu. Oczywiście zwracamy też czasem uwagę na niestosowność Waszych żądań (oraz sposób ich zgłaszania) - po prostu usiłujemy zapanować nad chaosem, jaki lubią wprowadzać ludzie w swoim otoczeniu - zazwyczaj kosztem innych. Obrywa się też nierzadko wykładowcom (np. zwlekającym ze złożeniem protokołów). I co ciekawe oni też mają do mnie często pretensje o to, że.... biorę stronę studentów. Ciekawe, że solidni wykładowcy i solidni studenci nie mają pretensji ani do mnie, ani o bloga ;-)

Ad 3 - wbrew pozorom ten świat poza dziekanatem najlepiej widać właśnie w środku dziekanatu: ten świat bez pozłotki i bez marketingu. Wszystkie zaniedbania kadry akademickiej, studentów, opieszałość administracji (także tej dziekanatowej, bo i takie przypadki trafiają na moje biurko), niewydolność wielu procesów, niedopracowane procedury, żałosny poziom informatyzacji Szkoły, brak przepływu informacji, brak przejrzystości, o którą zabiegam od początku kadencji i która ma nader wielu wrogów. Wszystkie te brudy znajdują swoje odzwierciedlenie w podaniach i mailach. I jestem szczęśliwa, kiedy uda mi się pozamiatać choćby maleńki skrawek tego klepiska - w każdym razie przełomem jest fakt, że coraz rzadziej dostaję na maila idiotyczne pytania, na które odpowiedzie wprost można znaleźć w regulaminie. Coraz częściej studenci i wykładowcy pytają o to, co w regulaminie zawiłe, a nie to, czy w ogóle mamy regulamin (choć i takie perełki się jeszcze trafiają). To duży sukces, bo rok temu było znacznie ciężej.

Ad 4 - na ten temat była mowa już wielokrotnie. Dodam tylko, że miesiąc temu skontaktował się ze mną dziekan jednej ze szkół wrocławskich z zapytaniem, jaki finansowany jest nasz blog (czy można liczyć na dotację Ministerstwa?), bo planują uruchomienie blogów na swoich wydziałach. Kiedy dowiedział się, że wystarczą dwie osoby gotowe od czasu do czasu niedospać - uznał, że sobie żartuję. W każdym razie przeszło mu, jak ręką odjął :-)

Ad 5 - nie przypominam sobie żadnej informacji, która pojawiłaby się na blogu, a której nie byłoby w aktualnościach lub w wysyłce na Wasze adresy mailowe. Oczywiście poza tłumaczeniem regulaminu "z polskiego na nasze"...

Ad 6 - nie zmuszamy. Można śmiało ignorować istnienie bloga.

Ad 7 - owszem - wiadomo. Podania składamy wyłącznie w Dziekanacie. Podobnie jak w dziekanacie dopytujemy się o sprawy indywidualne. O czym zresztą często przypominamy na blogu i na FB. I o czym jest mowa w netykiecie.

Ad 8 - mając 6 tys. studentów na głowie, faktycznie staram się pisać o tym, co dotyczy  możliwie dużej ich części. Przykro mi że dwie Panie i jeden Pan poczuli się niedocenieni i obrażeni, że ich przypadki nie trafiły na bloga. Ale to nie "Idol" tylko zwykły blog :-(

A co do "bazy danych" - to już po prostu można boki zrywać. Nigdy w życiu za pośrednictwem bloga nie dostanę się nawet do promila informacji, jakie o Was mam w systemie komputerowym dziekanatu. Te dane są pilnie strzeżone i nawet (pro)rektorzy - chcąc uzyskać jakiekolwiek informacje o studentach - muszą zwracać się z do dziekanów (SL lub SM). Sugerowanie, że zaprzysiężony urzędnik państwowy (bo takim właśnie jestem) próbuje zdobyć przez dziwne kombinacje dane, do których ma stale pełny dostęp, jest po prostu absurdalne.

Nie wiem, jak duża jest grupa studentów i wykładowców zadowolonych z faktu, że działa ten blog. Ale nawet jeśli jest ich 50 - to i tak warto. Reszta od dzisiaj na dziwne zarzuty i insynuacje będzie otrzymywała link do tego wpisu. Choć niestety wiem, że nie ma wierniejszych czytelników niż hejterzy.

Swoją drogą - nawiązując do obrazka z demotywatorów - to ciekawe, Panie A., że ktoś czytuje bloga a zarazem ma pretensje o jego istnienie... Może wystarczy odłączyć rss lub zrezygnować z subskrybcji?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz