10 maj 2014

Kreatywność (poza)esgiehowa

Zakończyła się wczoraj fenomenalna konferencja pod nazwą PEMES (Polish Event Management Educators Symposium). Fenomenalna nie tylko ze względu na znakomitą jakość (w sensie merytorycznym), ale także ze względu na ciekawą formę - odbiegającą silnie od tego do czego przywykłam na "typowych" konferencjach naukowych. 

Merytorycznie poświęcona była zagadnieniom badań naukowych i tworzenia systemu kształcenia pracowników branży spotkań (jak kto woli: MICE, albo meeting industry) - rzecz u nas raczej nowa (nie tyle branża - choć i ta jest w powijakach - co raczej system kształcenia kadr). Tymczasem USA, Kanada, Niemcy i Wielka Brytania - czyli państwa o największej skali ruchu biznesowego, wydarzeń sportowych, kulturalnych i edukacyjnych - odnotowują nie tylko wielkie wpływy, ale i niesamowity potencjał kreatywności, jaki kryje się w profesjonalnej obsłudze tzw. wydarzeń (events) - począwszy od niewielkich spotkań szkoleniowych i biznesowych, a skończywszy na organizacji wielkich imprez sportowych, festiwali filmowych czy wydarzeń plenerowych.

Studenci (czy też raczej kandydaci) SGH w dużej części zorientowani są silnie na perspektywę kariery w bankowości (minimum aspiracji to wiceprezes), co zazwyczaj kończy się dożywociem w obsłudze rachunków loro lub nostro (bo przecież wąska specjalizacja służy wydajności ;-), ale studenci szkół prywatnych zazwyczaj podejmują studia z założeniem, że sami będą tworzyć swoje miejsca pracy i co więcej - są do tego całkiem nieźle przygotowywani! 

Nasz styl nauczania w SGH (wykład rulez!) niestety słabo sprzyja kształceniu kreatywności, samodzielności myślenia, dyskutowania i umiejętności poruszania się na rynku pracy, choć byłabym niesprawiedliwa twierdząc, że takich zajęć w ogóle u nas nie ma. Z przykrością jednak rozpatruję podania studentów, którzy w pierwszym odruchu ambicji wybrali te nieliczne wykłady kształcące postawy samodzielności biznesowej, a w połowie semestru decydują się z nich wypisać, bo "wykładowca oczekuje pracy grupowej poza godzinami zajęć, na co niestety nie mam czasu", albo "wykładowca oczekuje opracowania kejsu, a przecież nie każdy ma kontakt z praktyką", czy wreszcie "wykładowca nie zaznaczył w sylabusie, że oczekuje pracy w trakcie trwania semestru" (to jest moim zdaniem kwintesencja postawy pod tytułem  "chcę odbyć studia a nie studiować").

Ale kreatywność to nie tylko zajęcia - to także klimat szkoły i jej kultura organizacyjna. A na to składają się setki drobiazgów. Jednym z nich jest estetyka pomieszczeń, w których ślęczymy po kilka czy kilkanaście godzin na dobę. Jestem wielbicielką designu (jako doradca hotelowy mam sporo okazji napawać wzrok cudami wyposażenia i jakości materiałów) i nie mogłam nie zwrócić uwagi na fantastyczną salę, w której przyszło nam przez dwa obradować na wspomnianej konferencji. Niejaki pogląd, jak ona wygląda, oddają zdjęcia zamieszczone w tym wpisie, ale najważniejsze jest to, że wykończenie tej sali zostało od A do Z, zaprojektowane i wykonane przez studentów (jeden z nich prowadzi własną agencję, więc profesjonalne przygotowanie na pewno wpłynęło na zgodę władz uczelni). Ciekawa jestem kolejnych sal (każda będzie w innym stylu, bo przecież de gustibus...).

Wierzę jednak, że wśród naszych studentów są dziesiątki uzdolnionych plastyków, grafików i innej maści artystów i nie mam wątpliwości, że można byłoby pozwolić im zaprojektować przestrzeń, w której funkcjonują przez lata. Ograniczenia formalno-prawne (jesteśmy obiektem zabytkowym) na pewno nie pozwolą na dużą ingerencję w przestrzeń. O ile warto zachować patynę Auli i pięknych balustrad, o tyle wnętrza maleńkich salek na IV piętrze budynku głównego urągają zmysłowi estetyki, za to dają przestrzeń dla kreatywności.

Na razie kreatywność studencka w SGH znajduje głownie ujście w wydarzeniach naukowych (naprawdę jestem czasem pod wrażeniem ich poziomu merytorycznego!), ale także wydarzeń sportowych (jak choćby bieg SGH, który moim zdaniem był fantastyczną inicjatywą). Pora pozwolić na kształtowanie przestrzeni :-)

Na zakończenie wypada dodać informację, że jeśli chodzi o charakter samego kampusu SGH - to dzieje się (przynajmniej w sferze wirtualnej) bardzo dużo (m.in. z inicjatywy Rektora Bryksa), o czym można poczytać na stronach SGH i dedykowanym fanpejdżu. Zachęcam, bo chociaż na razie wygląda to jak sfera marzeń, to przecież... sky is the limit!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz