www.surebetracingnews.com |
Odebrałam 46 maili w sprawie studentki, która spadła z konia (plus komentarze na FB i pod wpisem). Z tego 31 osób protestowało przeciwko publicznemu poszukiwaniu odpowiedzi w jednostkowej sprawie. Oczywiście trochę Was podpuściłam. Przecież sama kilka razy zwracałam uwagę, że spraw indywidualnych nie zamierzam rozpatrywać na blogu ani na FB.
Przypadek miał miejsce kilkanaście lat temu i dotyczył mnie. Opisałam go, bo odwołując się od decyzji o skreśleniu, studenci przysyłają mi listy pełne emocji, zarzucając, że ślepo przestrzegam prawa i nie potrafię sobie wyobrazić, co czuje osoba, która po latach nauki nagle dowiaduje się, że nie jest już studentem. Nie muszę sobie tego wyobrażać.
Zostałam skreślona w chwili, gdy miałam gotową pracę magisterską. Brak wpisów ocen nie był moją winą, ale konsekwencje poniosłam ja. Nie zamierzam użalać się na decyzję ówczesnego dziekana (teraz jest moim kolegą, więc temat mamy obgadany wszechstronnie ;-) ponieważ z drugiej strony okienka sprawy wyglądają inaczej i doskonale to rozumiem. Jednak ZAWSZE podpisując decyzje uwzględniam rozmaite okoliczności: zakładam, że winę może ponosić nie student, ale ktoś z pracowników dziekanatu lub wykładowca. Lub zdarzenie jest dziełem przypadku (w tym narowistego konia ;-), który uniemożliwia terminowe zgłoszenie się do DSM.
Studenci i wykładowcy denerwują się, że wychowuję biurokratów. To prawda, że nasiąkłam urzędnictwem przez lata pracy w administracji państwowej (uczelniana to przy tym mały browar!). Ale też fakt, że nie mam problemu z udowodnieniem, że złożyłam podanie albo protokół we właściwym terminie, bo zawsze zachowuję kopię z adnotacją kiedy "wpłynęło". Nie mam problemu z załatwieniem spraw przez "pośredników" - przed większą podróżą lub pobytem w szpitalu zostawiam komuś upoważnienie. (Jedna z pierwszych spraw, o jaką poprosiłam pracowników CPM, to przekazanie studentom wyjeżdżającym na wymiany zagraniczne, żeby zostawiali mamie, koleżance, bratu - dowolnej pełnoletniej osobie - stosowne upoważnienie.)
Modne jest tłumaczenie się "turbulencjami otoczenia" (ukochany zwrot naukowców) - ale ciąża, która trwa 9 miesięcy, do nich nie należy! Jest to tak długi okres, że można w tym czasie wystąpić o dziekankę, przedłużenie sesji lub terminu złożenia pracy magisterskiej. Nie da się w 100% trafnie przewidzieć dnia narodzin dziecka, ale można przewidzieć, że ciąża zakończy się pojawieniem wymagającego noworodka, który utrudni przygotowanie do sesji. Dodam, że najczęściej dzidziusiem tłumaczą się panowie (54 maile na 76 w ciągu pierwszych 3 miesięcy mojej pracy w DSM)
Podjęcie pracy zawodowej również trudno uznać za nagłą zmianę. W każdym razie chyba nie tak nagłą, żeby przez rok nie udało się wystąpić o wpis warunkowy? Brak wpisów ocen w WD i równolegle brak wniosku o warunek to stosunkowo często przyczyna skreśleń (ok. 36%). Tymczasem zgodnie z § 44 ust. 5:
"Student jest obowiązany upewnić się, czy w WD zarejestrowano wszystkie jego oceny. W przypadku stwierdzenia braku ocen w terminie jednego miesiąca od zakończenia sesji student zawiadamia o tym dziekana i nauczyciela akademickiego, który zaliczał przedmiot, bez zbędnej zwłoki, lecz nie później niż w terminie 7 dni od upływu określonego wyżej terminu miesięcznego.
Kiedy student podnosi alarm w tej sprawie - zawsze
reagujemy. Tymczasem odebrałam już 8 maili od różnych studentów, którzy odezwali się dopiero, kiedy powiadomiono ich o zagrożeniu skreśleniem...
Ponieważ czytują nas również Wykładowcy - serdecznie pozdrawiam! - to przy okazji rozwieję wątpliwości co do "ręcznego" przepisywania ocen z protokołów na indywidualne konta studentów (sama wierzyłam w ten mit :-). Protokoły papierowe składamy (bo i ja także) tylko z tego powodu, że ciągle nie mamy podpisów elektronicznych. Ale oceny zamieszczone przez wykładowcę w WD w formie elektronicznej są automatycznie "zaciągane" na indywidualne konta studentów (nie przepisywane). Niestety dzieje się tak dopiero w chwili złożenia papierowej wersji protokołu. I tu faktycznie jest miejsce na błąd człowieka (pracownik musi pamiętać, żeby po przyjęciu protokołu "nacisnąć czerwony guzik").
Drugie miejsce na błąd - to moment składania protokołu. Jeśli jest duży ruch w dziekanacie (a w czasie sesji bywa nieludzki) zniecierpliwieni wykładowcy zostawiają protokoły na biurku sekretarki i znikają. Dokumenty potem trzeba cierpliwie analizować i przekazać właściwej asystentce toku. A bywa, że są niekompletne, niepodpisane, bez nazwiska prowadzącego. Takiego protokołu nie mamy prawa przyjąć ani uznać - ponownie cierpią studenci.
Dodam, że protokoły może dostarczać nam uprawniony pracownik Katedry (nie róbmy gońców z profesorów, bo nas na to nie stać). Najlepiej zebrać w Katedrze kilka- lub kilkanaście protokołów (zamiast biegać z każdym oddzielnie), zrobić kopie, dostarczyć do DSM, na kopiach otrzymać potwierdzenie, że wpłynęło a oryginały powierzyć pracownikowi dziekanatu (niemożliwe, żeby nikt nie był dostępny - nawet jeśli nie ma sekretarki - jest kierownik, zastępca kierownika, ktoś z prodziekanów, u mnie też zawsze drzwi są otwarte). Potwierdzenia można sobie nawet skanować i wysyłać e-mailem studentom lub dziekan(ce), jeśli podejrzewają wykładowcę o niezłożenie protokołu...
Banalna procedura - a oszczędziłaby nerwów wszystkim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz