Jedną z największych przyjemności pracy w SGH jest kontakt ze studentami: z perspektywy Dziekanatu wygląda to mniej fascynująco, bo zajmuję się głównie problemami, ale wykłady (w szczególności piątkowe zajęcia) pozwalają pamiętać, że trafiają do nas fascynujący ludzie.
Wartością samą w sobie jest fakt, że proces boloński pozwala nam pozyskać (na drugi poziom studiów) studentów z bardzo różnych uczelni: oznacza to różny poziom wiedzy ekonomicznej (to fakt), ale też różnorodny punkt widzenia, inną perspektywę oceny zjawisk ekonomicznych, dynamikę, różnorodność doświadczeń itd.
W tym kontekście praca nad nową uchwałą w sprawie zasad rekrutacji, przyniosła mi wielkie rozczarowanie. Moją opcją maksimum (utrąconą wiele tygodni temu) było zniesienie egzaminów wstępnych, a w zamian zaostrzenie regulacji dotyczących promocji po pierwszym semestrze (brak możliwości powtarzania I semestru). Second best - utrzymanie egzaminów wstępnych dla wszystkich kandydatów i zapewnienie takich wag pytań, żeby selekcja zapewniała gwarantowany, minimalny poziom wiedzy z zakresu ekonomii i zarządzania.
Już na etapie selekcji rozwiązań obie te opcje padły, ustępując propozycji gwarantowanej puli miejsc dla kandydatów będących absolwentami naszych (SGH) studiów licencjackich. To także ciekawa opcja zważywszy, że wtedy odpuszczamy sobie wysiłek rekrutacji "z rynku" i zatrzymujemy studentów, których sami kształcimy (gwarantowany minimalny poziom wiedzy ekonomicznej).
Propozycja władz rektorskich mówiła o podziale 30%-70% (co oznacza 30% miejsc dla naszych absolwentów i pozostałe - dla naboru powszechnego w trybie egzaminów wstępnych). Senatorowie studenccy optowali za opcją 70%-30%. Gdybym była studentką studiów licencjackich, również do upadłego walczyłabym za takim rozwiązaniem, więc chapeau bas dla Pana Przewodniczącego Michała Lubasia, który zabiegał o to rozwiązanie na poszerzonym kolegium rektorskim i wprowadził (skutecznie) tę poprawkę do Uchwały Senatu (oczywiście z pomocą senatorów studenckich i tych członków Senatu, którzy poparli opcję 70:30).
Moje odczucia są mieszane - raczej na nie, niż na tak. Jako wykładowca zyskam jednolite (a więc łatwiejsze do prowadzenia) grupy wykładowe. Nikt już nie zdziwi się na wykładzie, że usługę nazywam produktem, a przedsiębiorstwo - interesariuszem Uczelni. Ja nie będę musiała tego wyjaśniać, tylko jak burza pójdę do przodu z wiedzą przyćmiewającą noblistów... Nie od dziś wiadomo, że wojsko łatwiej jest prowadzić niż partyzantkę, więc sztab zunifikowanych studentów ułatwi mi pracę.
A jednak mi żal. Na przykład kreatywności studentów z UW (filozofia, psychologia, polonistyka), którzy na warsztatach z marketingu kasowali naszych stachanowców pomysłami i rozwiązaniami, które odwoływały się do nieprawdopodobnej erudycji i oczytania. Absolwentów PW (informatyka), którzy na zajęciach poświęconych social media marketing, obmyślali aplikacje i wskazywali słabe punkty rozwiązań proponowanych przez kolegów z SGH. Żal tym większy, że kandydaci na studia magisterskie z uczelni innych niż SGH, zazwyczaj stanowili śmietankę swoich uczelni. Nigdy nie było ich zbyt wielu - teraz został im do podziału 30%-wy skrawek uczelnianego tortu. I to w czasach, kiedy tyle mówi się o zapewnienie różnorodności...
Żal mi także uwstecznienia procesu bolońskiego (szczerze mówiąc nie mam pojęcia, jak SGH wygląda teraz od strony formalnej z regulacją, która blokuje swobodny dostęp do jej usług). Pociechą może być otwierająca się w tej chwili perspektywa powrotu do studiów jednolitych - ostatecznie zniesiono je głównie z powodu realizowanych zasad bolońskich. Teraz ten argument zanika...
Żal mi niesprawiedliwego traktowania i niesprawiedliwej oceny studentów rekrutowanych spoza SGH. Wyniki sesji nie potwierdzają przekonania o tym, że słabiej sobie radzą na studiach magisterskich (zadałam sobie trud porównania średnich po pierwszym - a więc w pewnym sensie najtrudniejszym dla nich - semestrze). Może "naszych" absolwentów gubi arogancja, ale ich oceny nie wypadają średnio lepiej...
Żal mi wreszcie dotkliwego poczucia utraty złudzeń - populizm tak samo silnie trzyma się na forum Senatu, jak we wszystkich formacjach władzy w RP. Rozumiem punkt widzenia senatorów studenckich - tym bardziej, że część z nich to studenci I poziomu, walczący o przywileje, z których sami będą mogli lada dzień skorzystać. Myślenie w krótkim horyzoncie jest również ich przywilejem.
Trudno jednak zrozumieć pozostałych senatorów, powtarzających za studentami, że "nasi" absolwenci są lepsi, więc należą się im ułatwienia. Jak świat światem wierzyłam, że lepszym należy stawiać większe wymagania. Przekonuje mnie raczej pogląd, że lepszy kandydat, tym łatwiej powinien zdać egzaminy wstępne. Pogląd - jak pokazało głosowanie - niepopularny, a więc niesłuszny...
Może SGH zmęczyła się już własną awangardą i ten krok wstecz jest jej do czegoś potrzebny... Pozostaje mieć nadzieję, że autarkia nie jest aż tak zgubna, jak mnie tego uczono w dawnych, dobrych SGPiS-owskich czasach :-)