DSM: po drugiej stronie okienka
11 wrz 2016
5 wrz 2016
Po drugiej stronie okienka, cz. 2
http://dziekanat.waw.pl
i prawie o tej samej nazwie: "Po drugiej stronie okienka", cz. 2.
Blog obecny kadencji minionej (2012-2016) pozostanie tu jako archiwum i pamiątka.
29 sie 2016
I tak minęło 7 lat!
Lada dzień rozpoczną się zmiany w DSM.. O pierwszej pisze dr Magda Szybiak, która... no właśnie, która sama opowie, co i jak:
Z dniem 31 sierpnia 2016 r. kończę pracę w Dziekanacie Studium Magisterskiego SGH. Na blogu dziekanatowym swoją obecność zaznaczałam nieczęsto, głównie przy okazji publikacji informacji dla studentów wyjeżdżających z DSM na wymiany studenckie oraz przy okazji kolejnych edycji rejestracji do ACCA Accelerate. Dziś pojawiam się tu z podsumowaniem, ze słowami pożegnania i podziękowania dla Zespołu, z którym i w którym pracowałam równo 7 lat.
Do pracy w Dziekanacie przyjął mnie Zespół Dziekański poprzedniej kadencji i Pani Kierownik Barbara Kraszewska. Początki w Dziekanacie były trudne – wypisywanie indeksów (wtedy jeszcze obowiązkowych), roznoszenie prac do recenzji… Od października jednak dostałam ważniejsze i ambitniejsze zajęcie – „usiadłam na okienku” – jak to się mówi w naszym żargonie. Od początku zostałam rzucona na głęboką wodę: ówczesna Pani Dziekan, prof. Joanna Plebaniak, przydzieliła mi stanowisko do obsługi studiów prowadzonych w języku angielskim (raczkujących, bo reprezentowanych tylko przez jeden kierunek, International Business). Ponad te obowiązki zostałam jednak szybko wciągnięta w sprawy związane z zamkniętym Studium Zaocznym, którego niedoszli absolwenci (bez egzaminu) musieli obronić się już w Studium Magisterskim. Oznaczało to między innymi pracę w soboty – całe dnie obsługi komisji egzaminacyjnych, prowadzących obrony dla tych studentów. Do tych obowiązków z czasem doszła również obsługa sekretarska Dziekana, a za tym wiele wiele pism w sprawach trudnych i delikatnych, wymagających taktu i dyplomacji.
Kolejna zmiana nadeszła wraz ze zmianą kadencji. Nowy (jeszcze obecny) Zespół Dziekański, rozpoczął pracę od aktualizacji stron internetowych, w tym strony dla studentów kierunków anglojęzycznych (które w tym czasie rozmnożyły się do dwóch). Pierwsze miesiące to zatem intensywne tłumaczenie i publikacja treści, pod okiem Pani dr Doroty Podedwornej-Tarnowskiej. Do tego doszły kolejne usprawnienia: przejęcie obsługi wszystkich studentów wyjeżdżających (odciążenie opiekunek toku), kontakty z Działem Programów Międzynarodowych, uporządkowanie spraw związanych z Programami Podwójnych Dyplomów (nowe procedury, zmiany informatyczne), a z czasem również spraw studentów przyjeżdżających do SGH. Z myślą o cudzoziemcach udało mi się również wygospodarować czas na spotkania informacyjne dla nowych naborów, które prowadziłam we wsparciu Koordynatorów obu kierunków, pp. prof. Anny Karmańskiej i prof. Ewy Freyberg. Doświadczenie i wiedzę, a także pomysły na dobre praktyki, wprowadzane w SGH, niezbędne do pracy na nowym stanowisku zebrałam dzięki „wysyłaniu” przez Panią Dziekan, prof. Magdalenę Kachniewską (a później już „się” i z własnej woli) na szkolenia, organizowane przez FRSE oraz wyjazdom na Staff Training Weeks.
Od 2013 roku zaczęłam również prowadzić projekt EMLE, unikatowy i prestiżowy w skali kraju program edukacyjny z zakresu prawa i ekonomii. Poza obsługą projektu stanowiłam wsparcie administracyjne dla Kierownika, dr Jarosława Bełdowskiego. Jednym z niewątpliwych sukcesów w projekcie były dwie Szkoły Letnie, jedna w 2015 r. w sierpniu (SGH gościła około 30 uczestników z Izraela), druga - dopięta już na ostatni guzik - we wrześniu br., której owoce będą już zbierać inni. Jak trudne i odpowiedzialne były to 3 lata wiedzą i rozumieją ci, którzy prowadzili kiedyś projekt unijny w SGH…
Od tego czasu zostałam również obdarzona funkcją Sekretarza Komitetu Sterującego współpracą między SGH a EY, w zakresie prowadzenia studiów Finance and Accounting. Dla potrzeb projektu ACCA Accelerate reprezentowałam Szkołę w czasie podpisywania kolejnych aneksów oraz składania wniosku do KA2 Strategic Partnership.
Wszystko to jednak nie udałoby mi się bez wsparcia najważniejszych osób, z którymi współpracowałam przez te lata. Tych, którym zawdzięczam najwięcej, wymieniłam w tym podsumowaniu z imienia i nazwiska. Bez wielu innych, których nie wymieniłam, nie załatwiłabym najmniejszych codziennych spraw. Bez życzliwości, wsparcia i dobrych rad, bez zaangażowania i pomocy nie udałoby się prawie nic. Bardzo Państwu wszystkim za te lata dziękuję.
dr Magda Szybiak
3 lip 2016
Lipcowa "majówka"
Dziekanatowa majówka miała się odbyć już 4 lata temu - na początku kadencji 2012-2016. Może za mało determinacji włożyliśmy w jej organizację, a może na początku kadencji wszystko było takie nowe, że słabo szły nam przygotowania - dopiero zakończenie kadencji zmobilizowało nas ponownie do dzieła.
Chyba przydałoby się, żeby każdy wykładowca poterminował trochę na stanowisku dziekana i przyjrzał bliżej, jak wygląda gaszenie pożarów, kiedy w ostatniej chwili odwoływane są obrony, wykłady, egzaminy, a dla równowagi w nieskończoność odkładane jest złożenie protokołów albo obiecywane tygodniami spotkanie ze studentami.
Aż trudno uwierzyć, że pracownicy DSM zachowują nadal tyle pogody ducha i cierpliwości - wiem, że zaraz poderwie się ten i ów student, który akurat wysłuchał opryskliwej odpowiedzi, albo wyczekiwał zbyt długo informacji, o którą prosił kilkakrotnie. Ale też wiem, ilu z Was po obronie pamięta jednak o podziękowaniu i zagląda do DSM na chwilę rozmowy ze swoją asystentką toku. I wiem, ile wtedy jest wspólnej radości i satysfakcji :-)
Ostatnia sobota pozwoliła nam wszystkim urwać się na chwilę z Warszawy, z myślenia o pracy i obowiązkach. Trzydziestostopniowy upał okazał się całkiem znośny nad jeziorem, a zarazem zgubny dla mojej fryzury i kreacji, które nie mogły wygrać w konkurencji z wodą. Wybaczcie więc, że na zdjęciu najmniej dziekańsko wygląda pani dziekan - szczególnie w zestawieniu z największymi gwiazdami tego wspaniałego popołudnia ;-)
Organizacja przedsięwzięcia wymagała sporej koordynacji wysiłków, więc była testem na wydolność zespołu. Wyczyny kulinarne wbrew pozorom nie były zastrzeżone dla pań, bo pieczyste (a ściślej "gryliste") ogarnął z wielkim kunsztem Pan Dziekan Matusewicz. Podziw i wdzięczność należą się na pewno Pani Kierownik Katarzynie Zając i Pani mgr Magdzie Tomaszewskiej, które w tym upale zadały sobie trud zabezpieczenia oprawy cukierniczej.
Jednak uroki przyrody i kuchni w pewnej chwili ustąpiły całkiem nowym, dotychczas nieodkrytym, talentom zespołu DSM. Otóż zbliżające się rozstanie (z końcem sierpnia kończy się ostatecznie bieżąca kadencja) stało się pretekstem do obdarowania ustępujących (pro)dziekanów niezwykłymi pamiątkami. I nie były to kryształowe wazoniki, dostojne broszki ani pamiątkowe zegarki, tylko prezenty na miarę ułańskiej fantazji pracowników DSM.
Pozostawię prodziekanom frajdę pisania o ich upominkach. Ja dostałam prezent, jakiego żaden dziekan świata na pewno nigdy nie dostał: samolot wykonany techniką origami, nad którym w tajemnicy przede mną pracowali wszyscy pracownicy, składając setki elementów, z których ostatecznie powstał "mój" dwupłatowiec. W tej pracy było wszystko: zaangażowanie w projekt, który musiał powstać do 2 lipca, żmudna, mrówcza praca, ale przede wszystkim mnóstwo serca i wiedzy o moich pasjach i marzeniach. Obawiam się, że po czymś takim nie pozostaje mi nic innego, jak zrobić wreszcie licencję pilota!
Organizacja przedsięwzięcia wymagała sporej koordynacji wysiłków, więc była testem na wydolność zespołu. Wyczyny kulinarne wbrew pozorom nie były zastrzeżone dla pań, bo pieczyste (a ściślej "gryliste") ogarnął z wielkim kunsztem Pan Dziekan Matusewicz. Podziw i wdzięczność należą się na pewno Pani Kierownik Katarzynie Zając i Pani mgr Magdzie Tomaszewskiej, które w tym upale zadały sobie trud zabezpieczenia oprawy cukierniczej.
Jednak uroki przyrody i kuchni w pewnej chwili ustąpiły całkiem nowym, dotychczas nieodkrytym, talentom zespołu DSM. Otóż zbliżające się rozstanie (z końcem sierpnia kończy się ostatecznie bieżąca kadencja) stało się pretekstem do obdarowania ustępujących (pro)dziekanów niezwykłymi pamiątkami. I nie były to kryształowe wazoniki, dostojne broszki ani pamiątkowe zegarki, tylko prezenty na miarę ułańskiej fantazji pracowników DSM.
Pozostawię prodziekanom frajdę pisania o ich upominkach. Ja dostałam prezent, jakiego żaden dziekan świata na pewno nigdy nie dostał: samolot wykonany techniką origami, nad którym w tajemnicy przede mną pracowali wszyscy pracownicy, składając setki elementów, z których ostatecznie powstał "mój" dwupłatowiec. W tej pracy było wszystko: zaangażowanie w projekt, który musiał powstać do 2 lipca, żmudna, mrówcza praca, ale przede wszystkim mnóstwo serca i wiedzy o moich pasjach i marzeniach. Obawiam się, że po czymś takim nie pozostaje mi nic innego, jak zrobić wreszcie licencję pilota!
Optymistycznie natomiast należy zauważyć niezwykłe talenty, które przejawiły się także (niestety w formie szczątkowej) w zdobywaniu sprawności wioślarskiej. Pełnej doskonałości w tym względzie nie osiągnięto, więc wyjazdy trzeba będzie powtarzać. Oby częściej niż raz na 4 lata ;-)
23 cze 2016
Jak zwykle problem z "dziekanatem"
Myślałam, że uda mi się poprzestać na korespondencji mailowej, ale mamy znowu do czynienia z epidemią zapytań, więc chyba łatwiej będzie zamieścić wpis na blogu licząc na wirusa marketingowego ;-)
Tym razem rzecz dotyczy przedmiotów, na których poza wykładami obowiązują ćwiczenia. Studenci i wykładowcy, którzy śledzą blog w miarę systematycznie wiedzą od dawna, że w bieżącym semestrze dostosowano system protokołów elektronicznych do wymagań Ustawy o szkolnictwie wyższym (a ta zakłada m.in. dokumentowanie wszystkich osiągnięć naukowych studenta - a w tym ćwiczeń).
Wykładowcy prowadzący ćwiczenia otrzymali w tej kwestii dwukrotnie informację na indywidualne skrzynki mailowe: najpierw o zmianie, jak nastąpi w tej sesji, a potem także obszerny załącznik z instrukcją co klikać, a czego nie klikać.
Instrukcja wydawała mi się niepotrzebna, bo wybór między "zaliczenie ćwiczeń" a "ocena z wykładu" wydaje się mało skomplikowany, ale jak pokazuje sgh-owa praktyka każda zmiana jest wyzwaniem.
Dlatego proszę wszystkich studentów, którzy mieli w tym semestrze ćwiczenia, żeby zerknęli do WD, czy ich prowadzący poradzili sobie z tą skomplikowaną sztuką. Jeśli ocena widnieje w niewłaściwej kolumnie, to proszę o sygnał na adres dsm w domenie sgh.waw.pl, z podaniem sygnatury przedmiotu i nazwiska prowadzącego - nie widzę innego wyjścia jak ponowna wizyta w DSM i wypełnienie WD pod czujnym okiem sekretarki, która w odróżnieniu od profesorów musi umieć wszystko ;-)
Jeżeli ktoś z Państwa już wcześniej podjął kontakt z wykładowcą i usłyszał, że "to pewnie jakiś błąd informatyczny" lub "to pewnie coś tam znowu w dziekanacie" - to proszę spokojnie i tak zgłosić problem na adres dsm. W przeciwnym razie mogą się Państwo nie doczekać poprawienia oceny w WD. Na pociechę dodam, że zdecydowana większość wykładowców poradziła sobie z wyzwaniem i nawet nie zauważyła problemu ;-)
W pogoni za średnią
Z praktyki dydaktycznej wiem, że coraz rzadziej studenci proszą o podwyższenie oceny końcowej. Obecnie na około 150-200 osób co semestr zdarza mi się to raz, albo dwa. Być może stawiam tak dobre oceny, że nie trzeba wnosić o podwyższenie (choć studencki Niezbędnik wyboru wykładowców temu przeczy), może i tak i tak przy obecnym przeliczniku ocen na dyplomie dobremu studentowi wyjdzie najpewniej 4.5, a może udało mi się zaasekurować, podkreślając że oceny wstawiłam już do WD, a protokoły zamknęłam. Tego nie wiem. Co ciekawe, ta jedna, dwie osoby to często studenci, którym zabrakło niewiele do oceny wysokiej, albo najwyższej, a nie ci, którzy dostali 2.0. Każdorazowo argumentem zatem jest średnia, która potrzebna jest do uzyskania stypendium, albo do dyplomu końcowego.
Nauczyłam się nie mieć wyrzutów sumienia w związku z tym, że właśnie przez mój przedmiot (czyt.: przeze mnie), ktoś „traci” stypendium. Prędzej lituję się w przypadkach, gdy student przedmiotu nie zaliczył, a ma mieć lada moment obronę pracy licencjackiej (pod warunkiem, że wykazywał przez semestr jakiekolwiek zainteresowanie tym przedmiotem). Lata doświadczeń nie zmniejszyły jednak mojego zdziwienia w dwóch stosunkowo świeżych przypadkach. Oba dotyczą majstrowania przy przedmiotach przy absolutorium.
Zasada jest prosta, choć bym na nią sama nie wpadła. Student zliczył sobie średnią ocen przy absolutorium, uznał, że brakuje mu kilka dziesiętnych (setnych?) do wyższej oceny na dyplomie i że warto z tym coś zrobić. Jako że miał nadwyżkę ECTS z poprzednich semestrów obliczył, że można by wykreślić mu z absolutorium kilka przedmiotów, tak aby nie zaniżały średniej końcowej. W drugim przypadku, tym razem studentka, w tym samym celu, zawnioskowała o usunięcie większości przedmiotów z wymiany międzynarodowej (w tym wypadku oznaczałoby to najpewniej dodatkowo konieczność zwrotu całego stypendium, skoro była na wymianie, na której nie była…).
Na tym tle w zasadzie nie zdziwiła mnie inna studentka tym razem ze studiów licencjackich, która – jak się właśnie okazało – nie zaliczyła ani socjologii ani filozofii, więc nie może podejść do wyznaczonej obrony. Poprosiła nie tylko o możliwość dopisania jej do zajęć (skończyły się kilka tygodni temu), zorganizowania terminu zaliczenia (najlepiej do środy, bo potem wyjeżdża), ale także o opisanie jej, co działo się na moich zajęciach, aby mogła się przygotować. Dobrze, że chociaż zadeklarowała, że napisze sama egzamin. Choć nie wiem jak będzie, bo w końcu jednak odmówiłam.
15 cze 2016
W imieniu
Póki co działają Państwo znacznie częściej „w imieniu” niż w np. „w imię” i to właśnie odmianom tego pierwszego chciałabym poświęcić niniejszy wpis. Działają Państwo „w imieniu” w dwóch zasadniczych formach – 1:1 i 1:X. W pierwszym przypadku jedna osoba działa w imieniu jednej osoby, w drugim – jedna deklaruje, że reprezentuje interesy wielu osób. Obie formy bywają problematyczne:
Forma 1:1 wymaga w niektórych przypadkach notarialnego upoważnienia (dotyczy to np. odebrania dyplomu), w niektórych w zasadzie nie jest możliwa (np. wizyta mamy na dyżurze dziekańskim, która martwi się o postępy w nauce swojego syna i liczy, że uzyska informacje na zasadzie wywiadówki w szkole, chyba że pełnomocnictwa udzieli mamie pełnoletni student), a w innych zupełnie niepotrzebna (nie ma np. potrzeby posiadania pełnomocnictwa, aby wrzucić podanie do skrzynki jako posłaniec– choć, proszę mi wierzyć, i taki przypadek się zdarzył). Pełnomocnictwo może być ogólne lub szczegółowe, ale zakładam, że to wiedzą Państwo lepiej ode mnie z wykładów z prawa.
Forma 1:X jest o tyle problematyczna, że najczęściej opiera się na deklaracji. Piszą Państwo do Dziekanatu „w imieniu studentów”, a czasami nawet „w imieniu wszystkich studentów”. Problem polega jedynie na tym, że ci inni studenci mogą nie być tego świadomi… Innymi słowy, jeżeli widzę podanie: „w imieniu studentów kierunku FiR…” nie tylko nie wiem, ilu studentów (Dwóch? Dwunastu? Dwustu?...), ale również jakich studentów. Wiem, że występowanie w formie 1:X daje większą siłę, ale jest to tylko siła pozorna. Nadal nie wiem, co kryje się pod X.
Właśnie m.in. (acz niewyłącznie) z tego powodu jedno podanie nie doczekało się pozytywnej decyzji – złożył je student w imieniu „wszystkich studentów”, a dotyczyło przesunięcia realizacji przedmiotu prowadzonego przez wykładowcę zewnętrznego. Przypuśćmy, że zgodzilibyśmy się na to. Wówczas jednak dowolny inny student z tej grupy, twierdzący, że pełnomocnictwa nie udzielał, nadal zachowuje prawo do zrealizowania tego przedmiotu w pierwotnym terminie. W efekcie mamy dwa identyczne kursy (i podwójny koszt dla szkoły).
Oczywiście w obu przypadkach są stosunkowo proste rozwiązania. W pierwszym najlepiej upewnić się, czy i jaka forma pełnomocnictwa jest wymagana, a w drugim – pozbierać podpisy zainteresowanych osób. Wówczas faktycznie będą Państwo działać w imieniu, a przede wszystkim zwiększą szansę na rozpatrzenie sprawy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)