Strony

17 wrz 2014

Czekając na magistranta

Nieczęsto pełnię funkcję przewodniczącej komisji podczas obron prac magisterskich, ponieważ wolę wykonywać pensum za pomocą zajęć dydaktycznych. Takie sporadyczne przewodniczenie może być ciekawe poznawczo, jednak - zwłaszcza wrześniowe - bywa frustrujące. 

Każdego dnia odbywa się (czy też odbywać powinno) kilkanaście obron zaplanowanych od 8:00 do 16:00 (a czasami 7:30 do 16:30). Każda trwa mniej więcej pół godziny. Jest to czas na wymyślenie pytań, wejście magistranta do sali, przywitanie się,  przygotowanie odpowiedzi, odpowiedź na trzy pytania (część zdecydowanie najdłuższa), część niejawną i ogłoszenie werdyktu. Sporo obron jest zblokowanych, a zatem kolejno bronią się magistranci tego samego promotora, ale są i takie obrony, na które przybywa specjalnie cała komisja. 

Przewodniczenie komisji jest o tyle ciekawe, że daje możliwość poznania różnych pracowników naukowo-dydaktycznych, których w innym kontekście z pewnością bym nie poznała, bo i jak, skoro zajmują się zupełnie innymi dziedzinami i pracują w innych kolegiach. Można także posłuchać i poobserwować studentów, czasami czegoś się dowiedzieć (ostatnio poszerzyłam wiedzę z zakresu rachunkowości), a czasami ucieszyć się, że wypuszczamy w świat z dyplomem taką sensowną/fajną/ciekawą/... osobę. 

Ale czasami nie można. Na przykład w sytuacji, gdy student nie przychodzi w ogóle na obronę. A czekają na niego cztery osoby. Można powiedzieć, że czy tak czy siak egzaminator z ekonomii i przewodniczący są na Uczelni, ale promotor z recenzentem specjalnie przyjeżdżają, czasami w biegu, czasami spoza Warszawy po to, aby posiedzieć w sali obron, odnotować, że student nie raczył się pojawić i rozejść się. Godziny wyczekiwane nie liczą się nikomu do pensum, a że praca nie została obroniona – nie wlicza się również ani promotorowi ani recenzentowi. Może następnym razem... 

W obecnym miesiącu rozplanowanie harmonogramu obron jest niezwykle kłopotliwe. Z jednej strony wielu studentów prosi o to, aby stanąć na głowie i wpisać ich jeszcze na wrzesień (stąd dziwne godziny jak 7:30), z drugiej sporo osób odwołuje zaplanowaną obronę tuż przed (więc promotor 4 prac ma np. dwa okienka po pół godziny, bo przecież nie można innym studentom zmienić godziny obrony na 2-3 dni przed terminam), albo w ogóle się nie pojawia. W przypadku mojej Komisji nie odbyły się 2 obrony na 12, a wcześniej odwołano jeszcze 2, ale były i takie komisje, w których luk było znacznie więcej.

Już kiedyś Dziekan(ka) Kachniewska ostrzegała, że nie będziemy podchodzić z pobłażliwością do przekładania terminu obrony pracy magisterskiej (rekordziści potrafią to robić kilka razy w ciągu kilkunastu miesięcy). Niepojawienie się na obronie oznacza utratę jednego z dwóch terminów. Można niby i tak, ale wówczas warto solidnie przygotować się do egzaminu – np. umieć nazwać osie na obrazkach z ekonomii (bo rysować, jak widzę, umie każdy), albo nie zaskakiwać komisji twierdzeniem, że MFW odpowiada za wdrażanie euro. No, ale to już tematy na osobny wpis...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz